poniedziałek, 15 kwietnia 2013

It's for you


There is nothing that I wouldn’t do for you
when you call I’ll be right there
i’ll turn my world right around for you
don’t you see? don’t you see? I’m here..
for you, for you..
 
trochę mi zimno.. dziś wzięło mnie na The Fray..  w tle leci właśnie "Heartbeat". przy tych piosenkach robiłam całą prezentacje na biologię... nie mogłam się zabrać.. skończyłam jakieś 40 minut temu.. zobaczymy jutro czy wyszło dobrze.. nie pouczyłam się prawie nic.. nie wiem co będzie z geografią. poprawiam też biologię a gdzieś zapodziały mi się notatki.. teraz "Rainy Zurich".. trzeba jutro ciut wcześniej wstać. o 6.20 budzić R. ememem. nie wiem co się ogólnie dzieje. chyba mnie to przeraża.. mało śpię. ale jeszcze daję radę.. jakoś mi się to udaje.. 

dziś/wczoraj wielka niespodzianka.. ("Be still") na początku się bardzo zdziwiłam jak usłyszałam i mignęła mi Bagra. wychodzę z pokoju.. patrzę babcia przyszła. a czemu.? pomyślałam, że czegoś zapomniała.. i już miałam pytać, ale patrzę a tu dziewczynki. czy to Natalka i Justynka.? nie. to Zosia i Zuzia. Basia i Gracjan... niespodzianka nie mała.. aż się rozpłakałam.. przylecieli.. w sumie do tej pory nie dowierzam.. przylecieli na tydzień. Gracjan robi prawko na autobusy.. ciężko to dokładnie ubrać w słowa.. ("Maps") bardzo się cieszę choć szkoda, że na tak krótko tutaj będą.. zeszło trochę. posiedzieliśmy.. pogadaliśmy. jutro po szkole się tam wybieram.. 

zagubiłam się ostatnio w pisaniu. wszystko wydaje się bez sensu. i głupie biadolenie mi przeszkadza. dziś jest inaczej.. inaczej myślę o tym wszystkim.. ("Ready or Not"). 

śmieszna sytuacja. i w sumie wyszło jak wyszło ale mnie to mimo wszystko cieszy.. P. został tatą. błehehe. wszystko było za szybko. ("Why"). jest jak jest. a to co było nareszcie poszło.

noc, noc, noc. czas kiedy funkcjonuję normalnie. kiedy wszystko jest realne. bardzo to lubię i bardzo mi to odpowiada mimo, że powinnam spać. odsypiam najprędzej w niedzielę. maksymalnie jak tylko mogę choć i tak nie długo. wszystko mija a ja pewnie się wyczerpię zupełnie..

oj mamooo. ciężki będzie jutrzejszy dzień.. (Streets of Philadelphia)

I ten spokój. i wszystko jest inne. dziś chciałabym wejść na wieżowiec i być...

("Say when")

wtorek, 9 kwietnia 2013

I Know You Care


I know it wasn't always wrong
But I've never known a winter so cold
No I don't warm my hands in the coat
But I still hope
'Cause this is how things ought to have been
And I know the worst of it
Wasn't all that it seemed

jutro babcia ma zabieg. oby przeszedł zupełnie pomyślnie. zostaję sama w domu więc będzie trochę czasu na wszystko.. mam zamiar porysować. eeem. a jutro możliwe, że grill. zobaczymy jak to będzie.. nie mam ani siły ani ochoty na nic. siedzę w domu i robię nic a powinnam się znacznie więcej uczyć.. coś niby zrobiłam ale to i tak zbyt mało. może znów przejdzie na farcie..

dzisiejsza 'laba' bije wszystkie inne. ledwie zdążyłyśmy minąć most i prawie schodziłyśmy na całkiem bezpieczną ścieżkę, gdy nadjechał swoim rowerem.
-dziewczynki gdzie wy się wybieracie? laba.?
-no taaak.
-to wracajcie do szkoły. macie jeszcze pół godziny..
 zabawne.. (to depresja)

 You look at me it's like you hit me with lightning.

już powoli padam.. moje siły się wyczerpują. zbyt późno chodzę spać. zbyt dużo jem. oooh. pożalę się jeszcze troszkę. wystukam jeszcze parę słów... mam lenia.

za jakieś 100 wyświetleń będzie 2 000. trochę przerażające. ale Ameryka też patrzy a czasem nawet i Rosja. błeh.

idę zapalić..
'Breath your smoke into my lungs'

dobranoc.

środa, 3 kwietnia 2013

Beneath Your Beautiful

You've carried on so long
You couldn't stop if you tried it.
You've built your wall so high
That no one could climb it.
But I'm gonna try



już tak dawno miałam to zrobić. miałam napisać. ale to przez niechęć, lenistwo,brak weny, czasem zapomnienie. dziś niby się zebrałam. ale jakie to wszystko jest.? jest już późno. późna godzina trochę zniechęca. a jutro do szkoły i trzeba będzie patrzyć na te niektóre dziwne twarze, które są dla mnie niczym.  i w zasadzie to nie chcę pisać bzdur. nigdy nie chciałam, ale jak przyjdzie mi popatrzyć na niektóre poprzednie posty to aż wstyd się robi. niektóre dziś mnie zaskakują i nie pamiętam bym coś takiego mogła napisać. a o niektórych lepiej nie wspominać.

teraz jest inaczej.. może i zaszły zmiany, lecz te zmiany były wolne. w przestrzeni czasu zauważalne, a gdy się przetaczały, miażdżyły i niejednokrotnie były dziwne. to wcale ich nie zauważałam. nie mówię o wszystkim. bo niektóre sprawy potoczyły się stanowczo i ciężko by było je przeoczyć. dziś nie wiem co o tym wszystkim sądzić. zgubiłam się jeszcze bardziej, niż to było wcześniej. niby spokojnie, niby czujna, niby nie naiwna. ale to wszystko niszczy. staram się być ostrożna, przewidywać wiele, ale nie wychodzi. życie zawsze oszukuje i oszukiwać będzie. nie chcę by wyglądało to tak, że jestem ofiarą. bo nie jestem. do większości przecież przyczyniłam się sama. lecz zwyczajnie nie wyczułam zagrożenia. nie wiem jak to mam wyjaśnić. jest to tak dziwne. ja to widzę, czuję, wiem o tym. ale po czasie. czasem zbyt długim. wszystko komplikuje się zbytnio.już tak wiele razy wspominałam o cofnięciu czasu a jest to tak bezsensowne i szkoda nawet ponownie o tym wspominać.

nie przeżyłam tych świąt. były one dla mnie niczym. chorowałam wcześniej więc i w domu sobie posiedziałam. posiedziałabym dalej, ale do szkoły niestety trzeba iść. trzeba poprawić się w nauce. nadrobić trochę. wszystko jest jak jest. nie zadbałam o to by było lepiej. bo po co.? nie ma to i tak sensu. tak właśnie. maturę mam pisać. każdego dnia próbuję o tym zapomnieć. nie dostanę się przecież na studia, nie w tym roku. nie martwiło, by mnie to wcale, gdyby nie to, że powinnam to powiedzieć mamie. ostrzec ją przed tym. za mało pracowałam. nie chodziłam na dodatkową matmę, bo zwyczajnie głupio mi się prosić o pieniądze na nią. nie chcę tak. wiem doskonale, że jestem źle przygotowana do tej matury. a sama się zwyczajnie jej nie nauczę. przykro mi z tego powodu. przykro, że będzie dużo gadania na ten temat. nie wiem. gdyby to wszystko było inaczej. gdyby nie było takiej (niewidzialnej) presji ze strony mamy. em. nie wiem. presja ze strony mamy jest taka, że jej nie widać. nie da się odczuć wprost. mama nie naciska. ale jestem zupełnie świadoma tego, co będzie, gdy pokażę świadectwo, gdy zobaczy wyniki z matury, gdy w końcu nie przyjmą mnie na wymarzone studia. ja wiem. mi potrzeba po prostu roku. ja to wiem. ostrej pracy. pracy przede wszystkim bo samo z siebie nic nie wyjdzie, chyba, że się uda to będzie to największy fart na świecie. nie mam pracy maturalnej. nawet bibliografii nie mam. nie umiem mówić po angielsku, więc boję się ustnego angielskiego. to przecież nie wypali.. nie mam zapału na to wszystko bo wiem że nie zdążę. nie ma szans. został tylko miesiąc. a nie dam rady wszystkiego się nauczyć. muszę przypomnieć sobie wiele. muszę przypomnieć. to jestem wstanie. ale tyle nowych rzeczy nie wiem jak mi wejdzie. postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, by choć trochę weszło. ale wszystko, żeby weszło jest to zupełnie nie możliwe. dlatego potrzebuję roku. potrzebuję pieniędzy. potrzebuję wiedzy i praktyki. bo inaczej nici z moich marzeń.. dziś z nich nici. wiem to i jest to z góry założone..

zostałam kopnięta w dupę. i wyrzucona za drzwi. chyba to jest najlepsze stwierdzenie by opisać jak się czuję. i w sumie to pod wieloma względami tak jest. nie pod jednym.. zastanawiam się nad tym czemu tak za każdym razem się dzieje. jestem świadoma, że to moja wina. już jestem tego świadoma, ale za cholerę nie wiem co robię źle. czemu tak się dzieje a nie inaczej. nikt mi nie powie o co chodzi. po prostu tak się dzieje. życie kopie w dupę ile wlezie. zamyka kolejne drzwi. i nie wpuszcza z powrotem. często gęsto buduje olbrzymie fortece przez, które nie da się przejść.

po wyjeździe do Częstochowy spodziewałam się, że będzie to coś innego. nie wiem. głupie spekulacje. niepotrzebne w zasadzie. ale zawsze tak jest. człowiek zawsze czegoś oczekuje. czegoś się spodziewa, a gdy to nie zachodzi obraża się i dąsa wygadując głupoty. nie zastanawiam się jak było ze mną. bo nie mam się nad czym zastanawiać. jak wiele rzeczy ostatnio przeszło to wszystko obok mnie obojętnie.

nie wiem. czyżby monstrum bez uczuć. nie wiem. może i tak. trochę. tak wiele jest mi obojętne bo to na czym mi zależy jest tak nie możliwe, że aż mnie przeraża. boję się pragnąć nowych rzeczy. boję się wyzwalać nowe uczucia, bo te które już są przytłaczają mnie zbytnio. dopadają mnie momenty kiedy boję się wszystkiego. boję się iść sama. boję się jechać autobusem. boję się ludzi a przede wszystkim siebie..

miałam nie pisać bzdur. nie wiem, czy powinnam pisać wcale. ale chyba lubię to robić. pisanie jakoś tak samo przychodzi. lepiej mi się myśli układają. wreszcie jakby je 'wypowiadam'. chociaż jest to wypowiedź sama w duszy. chyba nic więcej. działa na mnie to jakoś kojąco. i nie chodzi o to, ze to jest publikacja. bo mogła by nią nie być przecież wybrałam niestety kiedyś taką formę. czasem ubolewam nad tym. ale jest to również coś co nie umiem opisać. nie wiem jak to się dzieje. piszę tylko dla siebie. pisze by pisać. piszę by trochę się uwolnić chyba..

kursywa.. tak. nie przestaję. trwam i czuję w głębi, że Cię kocham. kocham człowieka, który wykreował siebie swoim byciem. kreuje dalej. dopełnia.