niedziela, 27 lutego 2011

dla snu.

chyba zrobię tak że będę wchodzić tylko na komputer żeby napisać notkę. nic więcej. przez miesiąc. albo nie będzie mnie wcale. muszę ograniczyć to ile tylko się da. muszę wziąć się za naukę. bo jak tak dalej będzie to na koniec roku nie będzie za fajnie.

jutro spr. z polskiego. a ja nic nie umiem. nawet się nie starałam uczyć. liczę na szczęście. żeby był jakiś prosty sprawdzian. oby nic trudnego. po szkolę muszę iść do ortodonty. a jak przyjdę zamierzam się pouczyć. z tą nauką ciekawe jak będzie. wiem na pewno, że jutro po południu  nie będę spać. nie tak jak dzisiaj, wczoraj i jeszcze w poprzednie dni. w piątek nie spałam. tak. nie spałam. dziwne. jutro będę musiała się uczyć. muszę w końcu wziąć się za siebie.

oni mówią, żebym poszła i pogadała. a ja się tak boję. mówią tak jak gdyby to miało być proste. chciałabym, chciałabym bardzo. ale boję się tego co będzie później. boję się, że może być jeszcze gorzej. nie wiem czy bym potrafiła. czy bym to zniosła...

zaczyna wszystko męczyć. nawet to, że śpię i nie śpię. czy nie mogło by być łatwiej. tak wiem. to nazywa się życie. ale dlaczego nie ma jakiejś taryfy ulgowej?

Po raz kolejny śnisz mi się i wpatrujesz mi się w oczy, jak byś czegoś oczekiwał, a ja nie mogę oderwać od Ciebie wzroku. Mógłbyś wreszcie coś powiedzieć. cokolwiek...

raj

czasami są dni kiedy nie chce się pisać nic. nie ma się siły, albo się zapomina.

dwudziestka, trzydziestka, czterdziestka. nigdy na odwrót. a więc sto lat.

I może zadałabym tyle pytań ile tylko by mi przyszło do głowy, ale boję się odpowiedzi. Na niektóre pytania z pewnością nadejdzie czas.

dziś jest ten właśnie dzień.

piątek, 25 lutego 2011

SZCZĘŚCIE.

dzisiaj taki trochę głupawy dzień. dostałam 1 za spr. z fizyki. ale jutro się dowiem czy ocena się zmieni na 2. bo miałam dobrze zrobione zadanie i przynajmniej nie musiałabym zdawać jeszcze raz. a z chemii dostałam 5. za odp. Edyta też. ale w sumie nie chciałam iść do odpowiedzi. a teraz cieszę się, że już mam to z głowy. i jeszcze mam np. kiedy wiem, że będzie coś trudniejszego . więc nie jest najgorzej. zaczęłam robić notatki z historii. jutro mam nadzieję, że je skończę. jutro się okaże co z tym zeszytem do polskiego. oby nic nie było.. ale zaczynam nowy. i już powinnam go prowadzić.

ja tak lubię patrzyć jak za oknem sypie śnieg. jak płatki spadają powiedziałabym nawet bezdusznie. jak by im się nie chciało. a gdy wiatr zawieje są oburzone. i zataczają kręgi. dopinają swego bo i tak opadają na ziemię. i tam sobie odpoczywają wciąż na nowo sobą przygniatane. śnieg daje jasność.

dzisiaj też spałam po południu. to jest okropne. myślałam, że jednak dzisiaj dam radę. ale padłam jak mucha gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki. uwielbiam spać. ale czy mogę.? jakby się ukrywam. ale śpię. śpię bo muszę inaczej bym była jak zdechła. jeszcze do tego ten katar...

z D. jest to wszystko poplątane. nie wiem co na ten temat myśleć. ale dręczy mnie to. i dziwi, że nie można znaleźć jednego punktu odniesienia i go zastosować. tylko szukać jeszcze większych rozbieżności. nie wiem już sama. wiem na pewno, że tak jak D. nigdy bym nie postąpiła..

Spójrz mi w oczy i powiedz wszystko co tłumisz w sobie, co byś chciał powiedzieć a w jakiś sposób coś Cię powstrzymuje. Tak po prostu powiedz prawdę.

środa, 23 lutego 2011

mi

głupawy dzień. polski. oby nie było nic z tym zeszytem. żeby nie było kłopotów. nudne lekcje jak nie wiem. spać mi się chciało jak nie wiem. jak przyszłam do domu i tylko zjadłam obiad od razu poszłam spać. i spałam coś do 20. i dalej się nie wyspałam. to jest okropne. katar jest okropny. ale przynajmniej sobie spać mogę. tyle, że dziś mama zrobiła mi wykład na temat bardzo ciekawy. czyli dlaczego ciągle choruję. słuchałam jednym uchem wypuszczałam drugim. a gdy to mi się znudziło. w połowie jej zdania wstałam i poszłam.. no cóż. pogadała sobie przynajmniej... a mi to wisi...

dziś położę się wyjątkowo wcześnie spać. to jest bardzo dziwne. na jutro jeszcze nic nie umiem. ale ciul. zrobiłam zadanie na PO. niczego więcej nie zamierzam robić. w sumie zamierzam. zamierzam sobie oglądnąć film...

pada śnieg. i wciąż pada. spadają piękne płatki z nieba. a słońce jest owiane mgłą. noc staje się nie taka czarna. ale jest ciemna choć nam się nie wydaje.

jutro chyba będę mieć angielski. wolałabym przyjść i sobie pospać. no ale cóż. dodatkowy angielski mi jest potrzebny. bo z tą babą nie idzie się nawet dogadać. ona jest okropna. jak tak będziemy się wlec to ja nie wiem co my zrobimy..

opadam z sił. najchętniej bym sobie coś poczytała. ale no. lampka się zepsuła. brakuje mi czytania. a mam książki. mam dość sporo.. w zasadzie to muszę iść oddać. bo znowu będę musiała zapłacić.. a nie mam kasy. mama jak na razie czyta te książki. w sumie jak na mamę to dość szybko. przeczytała już 3 książki. a ja chce skończyć ostatnią część zmierzchu- przed świtem. ciekawe kiedy ją skończę czytać...

Dotknij mojej dłoni. Dotknij tak jak kiedyś. Chcę czuć, że jesteś obok...

wtorek, 22 lutego 2011

dajesz

i nie wstałam rano, żeby się pouczyć. obudziłam się, stwierdziłam, że jest ciemno i poszłam dalej spać. ale chyba jakoś mi poszło.. miejmy nadzieję. jestem przerażona angielskim. w takim tempie to nawet ja z moimi krótkimi "nogami" szybciej bym zaszła. jestem przerażona tą babą. z panią Jawor bylibyśmy 2 razy dalej. ileż można robić jedno i to samo zadanie. nie rozumiem tego. jedni są nadpobudliwi inni ślamazarni. nie pouczyłam się w końcu historii, miejmy nadzieję, że nie będzie mnie pytał..

już nie nadążam wymyślać wymówek. żeby w tygodniu przychodził. to tak trochę głupio. i to nie o to chodzi. trochę przecież będę musiała się pouczyć. a po za tym jutro będę zmęczona. bo będziemy najprawdopodobniej biegać.. 20 min. już czuję te zakwasy. przecież ja się nie ruszę... to będzie katorga i rzeź.

mama była na rozmowie do pracy po raz 2. wypytywali ponoć. bardzo. jak się pytałam jak mama odpowiadała powiedziała mi., że z nerwów zapomniała co mówiła. przez to ze tak sie stresowała mogłaby się dostać do tej pracy. ale noo. tez bym nie chciała. chce i nie chce. zobaczymy jak będzie.

coś mnie chyba bierze. katar jest okropny. do tego głowa mnie boli. a jak zasnęłam. to myślałam że nie wstanę. mimo, że spalam jakoś od 14-17 to dalej mi się chce spać.. i za chwilkę pójdę.. dziwne to trochę. zmęczona jestem..


Zamykam oczy i widzę Ciebie. Chciałabym żeby to nie były tylko marzenia senne, że gdy otworzę me oczy Ty nadal przy mnie będziesz.

Ty

komedia. logarytmy. w ogóle sprawdzian z matematyki. idzie się uśmiać. jak będę miała dwa. to to będzie szczęście. nie umiem pierwiastkować i potęgować. to nie dla mnie. dostałam cztery z religii. no i pisaliśmy to wypracowanie z polskiego. tak. to było to wypracowanie na temat Makbeta które było na maturze z 2006 roku. co prawda jakoś napisałam. ale nie spodziewam się wysokiej oceny. nigdy nie dostaję dobrych ocen z takich wypracowań.

jutro biologia. wstanę wcześniej i się trochę pouczę. co prawda biologia ostatnia. ale na przerwach nie ma jak się uczyć. więc wstanę godzinkę wcześniej. nie wiem jak to zrobię. ale wiem, że muszę. oooj. nie będzie to łatwe.ale no.. chciałabym to jakoś w miarę napisać...

Kuba staje się już męczący. ciągle muszę sie wymigiwać. w sumie to wymigiwanie jest prawdą. bo sporo tej nauki. ale też mi tak głupio.. co za dużo to nie zdrowo.. chyba teraz częściej będę na nie widoku... bo to już staje się przesadą. w kółko to samo..

lubię to uczucie kiedy ścierpnie ręka i nie można nic zrobić. ciężko jest ją podnieść. ciężko jest nią cokolwiek złapać i wszystko wyślizguje się z rąk. fajne jest to, że wiem, że władza ręki do mnie po wróci. ale zanim to się stanie można się pośmiać, że jest taką niezdarą.

kręci mi się coś w głowie. nie wiem od czego. wbrew pozorom lubię ten stan..

Bo to, że Cię kocham jest skryte głęboko we mnie. Wizjerem, aby ujrzeć miłość, są moje oczy gdy spoglądam na Ciebie...

niedziela, 20 lutego 2011

jednak

śnieg spadł. dziś się nie wyspałam, ani nie pouczyłam. kuzyn przyszedł do mnie na pół dnia. a nawet więcej. i nie miałam kiedy się pouczyć. zrobię to jutro. wczoraj byłyśmy u Pjorusia. no choruje choruje jeszcze. ale jutro idzie z Nami do kościoła. i w pon. idzie do szkoły. czyli już zdrowieje.. a mnie zaczyna gardło boleć, i ucho mnie pobolewa. no ale cóż. jakoś przeżyję.

opadam z sił. jestem jakaś, taka zmęczona. ale no. za chwilkę idę do spania to sobie choć trochę odpocznę. a jutro tak bardzo bym chciała się pouczyć. wiem że muszę to zrobić. ale całkiem możliwe jest że jak przyjdę z kościoła to pójdę spać.

wczoraj szłyśmy z młodzieżówki na nogach. z Zawadą. oj były przeróżne rozkminy. śmieszne rozkminy. pierwsza młodzieżówka od dłuższego czasu. (dowiedziałam się od Edyty, znaczy sama powiedziała. pierwsza od 9 tygodni) ale tak się cieszę, że już młodzieżówki wróciły. czuję się lepiej. tak jak by coś ze mnie spłynęło. lubię sobie posiedzieć i pomyśleć. tak po prostu tam być.

a jak odprowadziłam Edytę i jak się rozstawałyśmy. tak dokładnie poczułam Twój smak. to było takie cudowne. bo tak bardzo za Tobą tęsknię. tak bardzo bym chciała, żeby to wszystko nie było w mojej głowie. tylko żebyś naprawdę był obok mnie.

dziękuję Edyta za wczorajszą rozmowę. tak bardzo podniosła mnie na duchu. i mimo wszystkiego trzeba po prostu być i to nie tak od niechcenia. tylko po prostu być nawet jeśli tylko dla siebie. i dla marzeń. których nikt nie może nam skraść.

Czy to wszystko żyje w Twojej głowie? Czy jeszcze czujesz tą piękną woń nadziei tak jak ja? I może nie świadomie ale gdy się patrzysz na mnie tymi Twoimi oczami, pozwalasz mi Cię kochać...

czwartek, 17 lutego 2011

becouse.

wstaję i tak późno, bo do szkoły jeździmy z bratem Edyty. a i tak przychodzę do domu i muszę się położyć spać. inaczej chyba bym nie dała rady. dziś spałam chyba 1,5h jak bym miała więcej czasu pewnie zeszło by do 3h. a co najdziwniejsze budzę się rano wyspana. a gdy tylko przyjdę do domu od razu mnie ścina.

poczytałam historię. ale to nie była nauka. tylko poczytałam. nic więcej. nie mam siły. i fizyki też nie umiem. nie wiem jak ja jutro to wszystko napiszę. zobaczymy. może będę miała takiego farta jak w tym tygodniu. dzisiaj pisałam kart. z chemii. jakoś poszła. wiem na pewno, że zapomniałam napisać jednej odpowiedzi. ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Robert wszystko ode mnie odpisał. mam nadzieję, że wszystko dobrze przepisał. no ale zawsze coś.

Kuba będzie miał bierzmowanie 5 kwietnia. w Amelki urodziny. ponoć można mieć tam u nich za świadka dziewczynę. zobaczymy jak się to wszystko potoczy. ale najprawdopodobniej nim zostanę.

denerwuje mnie Pajur, że jak się ktoś zgłasza to nawet nie zapyta o co chodzi. a później ma pretensje, że klasa się przekrzykuje. sam sobie na to pozwala. ja mam to gdzieś i nawet nie będę się starać go słuchać. bo to mijało by się z celem. skoro on nie ma szacunku to dlaczego ja mam mieć. a trzymałam rękę chyba z 5 minut to coś tam trajkotał i bezczelnie czasem spojrzał na mnie. ale żeby dopuścić mnie do głosu to już po co.?

z Piotrkiem tak trochę głupio. dziwna sytuacja. nawet bym nie pomyślała. ale Dominika manipuluje ludźmi. i jeszcze mówi o tym swoim koleżankom. jak dla mnie to nie w porządku. a Piotrek tak bardzo ją znienawidził... chyba pierwszy raz takie słowa usłyszałam od Piotrka. tzn. były incydenty co mówił, że kogoś nie lubi ale to nie było na takiej zasadzie. nie wiem sama co o tym myśleć...

samo zamieszanie. myślałam, że nie wyrobie. 5 os. to trochę za dużo. po prostu za długo odpisywałam jednemu. i z tego powodu kolejka rosła. a każdemu pasowało odpisać przyzwoicie. nie to chyba nie dla mnie..(tak jak i nauka.). chociaż bardzo lubię pisać. ale no tak trochę nie wyrabiałam. jak bym miała jeszcze dwie ręce. to bym zdążyła. no ale czterech rąk nie mam.

o jak mi się nie chce iść do szkoły. na szczęście jeszcze tylko jutro i weekend. i sobota i się wyśpię. mam nadzieję. juto sprzątanie. do Piotrusia. a później młodzieżówka.! o tak.. stęskniłam się.

przyleciał do mnie zapach i smak z dzieciństwa. na sekundę go poczułam i odleciał. to był Vibovit. a ja poluję na hube bubę. ale nigdzie jej znaleźć nie mogę. biedronka, lidl i real. tam na pewno nie ma. czy ktoś widział hube bubę?

Widząc skrzydełko na Twojej szyi, moja siła wzrasta a jednocześnie dusza ubolewa, bo rwie się do Ciebie, żeby z Tobą porozmawiać.

Czas płynie niejednakowo...

dzisiejszy wf był koszmarem. od dziś w ogóle nie lubię wf. wszystko mnie boli. teraz najbardziej plecy. ale do tego mięśnie brzucha, brzuch, i głowa. spać mi się chce. nie spałam dziś po południu. i już nie wyrabiam. za dużo tego wszystkiego. i tak wgl. to jutro mam sprawdzian z fizyki i cóż z tego, że skapnęłam się między 22-23 że chyba nie mam notatek z fizyki. kart. z chemii na którą nic a nic nie umiem. jedynie na PO jestem przygotowana. tzn. mam prezentacje. nic więcej. a w pt jest spr. z historii. w pon. z biol. i piszemy referat z polskiego. uuuu. już mam dość. męczy mnie to wszystko.

i nie wiem jak to się stało ale widzę Twój opis. a nawet byłeś chwilę dostępny. nie wiem może nie masz zaznaczone, że widzą opis tylko Twoi znajomi. albo masz moje gg. to i tak nie zmieni faktu. mogłabym się tak wpatrywać w Twoje okienko do rozmowy przez cały dzień..

chce mi się spać i nie chce.. wydaje mi się, że jestem głodna. ale nie wiem. może mi się tylko wydawać. bo przecież jadałam. ostatnio przez to, że mam to naciągnięte nie wiem czy jestem głodna czy nie. bo to takie dziwne uczucie.

mamie przeszkadza to, że siedzi i ogląda telewizję. bo twierdzi, że nic nie robi. o co ja bym dała żeby tak sobie usiąść i mieć wszystko gdzieś. dużo osób składało CV do TESCO. a jest tylko 160 miejsc. więc mama chyba nie bardzo się dostanie. ale może akurat. kto wie jak będzie?

Powiedz mi chociaż, czy mogę wierzyć w to, czy mogę mieć nadzieję. Powiedz czy to tylko złudzenia. No powiedz coś...

wtorek, 15 lutego 2011

dzień singla.

dziś Przemek powiedział jak Go dziewczyna rzuciła. nie fajnie. a chłopak widać, że jest zakochany. heeh.

byliśmy w teatrze. to są złodzieje. nie było wszystkiego z książki. nie było takiej fajnej sceny. ale nooo. Malkolm. hehe. co nie Edyta? dziś mi odbijało. za bardzo. a jak przyszłam do domu to spałam. nic a nic się nie pouczyłam. nie wiem kiedy zacznę się uczyć. jutro będzie głupi dzień i nie wiem jak ja się wyrobię. na dodatek wf a mnie tak boli brzuch. tak mi się nie chce iść do szkoły, że to jest masakra.. a po szkole. będę musiała się uczyć ale jak ja się nauczę to już nie wiem.

jutro mama będzie przeżywać stres. idzie dać CV na rekrutację do Tesco. ciekawe czy się dostanie. z jednej strony bym chciała a z drugiej nie. no ale cóż. więcej pieniędzy będzie. będzie ok. też jest całkiem możliwe, że się nie dostanie. pół na pół. bo dużo osób pewnie będzie chciało się tam dostać. zobaczymy

Melek jest już zapisana do szkoły. od września już będzie szła do zerówki. przecież to nie możliwe. co dopiero była taka malusieńka.. i spała sobie grzecznie w łóżeczku. teraz jest dwa i trochę raza większa. jakoś nie mogę w to uwierzyć, że ona jest już taka duża. czas leci masakrycznie szybko.

Zawsze mam ochotę podejść do Ciebie i spytać czy miałbyś kiedyś po lekcjach czas, żeby się spotkać i pogadać. Ale pragnienia pozostają pragnieniami, nic więcej, bo strach stanowi zbyt wielką blokadę.

poniedziałek, 14 lutego 2011

walentynki.

nie pisałam już tyle. ciągle zapominam. ferie minęły. i już ich nie ma.w piątek byłam u Sabiny, pogadałyśmy sobie i powspominałyśmy. w sobotę obeszłyśmy z Edytą do rynku i z powrotem prawie na daremno. spotkałyśmy Ciebie. w niedzielę pojechałam z rodzicami i kuzynem na łyżwy. mogłam wreszcie sobie szybko pojeździć.tyle że łyżwy mnie obgryzły. dziś dostałam 1 z matmy za kart. wczoraj bolał mnie cały dzień brzuch dzisiaj tak samo.

ze zwykłymi sprawami sobie nie radzę. duszę w sobie to wszystko.. Edyta chciałabym pogadać jakoś w najbliższym czasie. ale tego czasu brak. zwyczajnie brak..

i mimo tego, że długo nie pisałam. to jest krótko. spać  mi się chce a przecież spałam. i to dość długo.. no ale cóż.. nie mam sił. nie umiem na nic na jutro tyle dobrze że idziemy do teatru. ale biol i tak jest....

Pozwól mi siebie kochać. Gdybym tylko mogła dałabym Ci całe moje serce. Ale czy je przyjmiesz?

piątek, 11 lutego 2011

co?

byłabym sobie zapomniała.

byłam u Sabiny. pogadałam z Nią. i poprzypominałyśmy sobie tyle rzeczy. aż nie chce się wierzyć. ale co najlepsze w naszej znajomości to jest to że wzajemnie nie pamiętamy siebie z 1 klasy. i nie pamiętamy jak się bliżej poznałyśmy i zakumplowałyśmy. ani kiedy to było.

głowa mnie. boli. nie mam na nic siły. jutro może się wyśpię. bo dzisiaj tego nie zrobiłam. (znaczy się już wczoraj) eeeem. tylko ziewałam u Sabiny. no ale cóż. warto było wstać wcześniej.

Amelka wyrwała swojego drugiego zęba. i jest szczerbata. ale kocham ją tak bardzo. za tą jej panikę. stała przed lustrem i po 3 minutach odchodziła. mówiąc że ona tego nie zrobi. i wracała. wyrywała chyba przez pół godziny. w tym płakała i śmiała się. przychodziła do mnie żebym jej pomogła. jak wyrwała powiedziała, że jest szczęśliwa, że to zrobiła.

kurcze, ostatnio tyle rzeczy niespodziewanych można się dowiedzieć o swoich znajomych. nie da się utrzymywać ze wszystkimi dobrego kontaktu. i po jakimś czasie się dowiaduję różnych rzeczy o których by się nawet nie pomyślało.

Chciałabym sobie usiąść z Tobą na łące i tak zwyczajnie porozmawiać. Chciałabym usiąść i Cię posłuchać...

czwartek, 10 lutego 2011

Wiesz

nie było mnie. odpoczęłam od komputera, ale ogólnie to chyba nie. ale jestem zadowolona. pojechałam sobie do babci. karty- remik, i nieudolna próba nauczenia mnie grania w tysiąca. gadanie, droczenie. jedzenie- a nawet śniadanie do łóżka. czytanie, pisanie. ogólne obijanie. nic więcej. nawet w krótkich spodenkach i krótkim rękawku na podwórku. i to w samych skarpetkach. aha. i jeszcze nawet dobrowolnie wysprzątałam babci dom. odkurzyłam, umyłam parapety, wszystko poukładałam. po prostu przyszło natchnienie.

czasami robi mi się przykro, że ona tak to rozpowiada, byle komu. to tylko moja sprawa. bo czasem komuś podwinie się noga i zalicza upadek. tak ja to pojmuję. bo później wstaje. no chyba, że ktoś zaczyna kopać...

nie wiem jak ja jutro wstanę. ale idę do Sabiny. Później do Edyty. Sabiny tak dawno nie widziałam. ale mam być u Niej o 11. tak się umówiłam. ale jak ja wstanę to ja naprawdę nie wiem. za chwilkę idę spać jeszcze chwilunia. i tak schodzi. już prawie godzina.

mój Meluś doskonale wie, jak uwielbiam czekoladę. jak przyszłam do domu i już miała iść spać. to przyszła się przytulić na dobranoc. i wręczyła mi 3 kostki czekolady. mówiąc, że specjalnie dla mnie je zostawiła. miło mi się zrobiło. mój zgredek. który panikuje bo musi iść do szkoły w tym roku. najchętniej by potargała cały list w którym jest powiadomienie o tym, że musi iść do szkoły.


Twoja twarz przewija mi się w głowie jak przekładane fotografie. Na każdym zdjęciu widzę wpatrujące się we mnie Twoje cudowne oczy, które działają kojąco z taką siłą, że nie można się im oprzeć.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Tobie.

dziś cały dzień głowa mnie bolała. trochę spałam. ale jakie to było spanie, jak cały czas ktoś coś mówił, to mnie trącał, to było niewygodnie.? to był półsen. i jestem niewypoczęta. a jutro tez wcześniej muszę wstać. jakoś dam radę. nie mogę zapomnieć o rachunku.

muszę przepisać zeszyty. a tak mi się nie chce. nic mi się nie chce. jest tego trochę i nie wiem kiedy ja to przepiszę.. może jakoś dam radę. jak by to ktoś zrobił za mnie.

tak sobie ostatnio myślałam. chciałabym wrócić do trenowania. nie chodzi mi o to żeby jeździć na zawody. po prostu wystarczyło by mi trenowanie. i ten zapach kleju. tak, to naprawdę było fajne. i to że do domu przychodziło się padniętym i nie miało się na nic siły. to było naprawdę fajne. to mnie kręciło.

mam ochotę na melisę. mam ochotę na dużo melisy. by się uspokoić. chciałabym żeby chociaż przez chwilę mnie nic nie obchodziło. ale w domu melisy nie ma. muszę mamie powiedzieć żeby kupiła.

chyba idę spać. dzisiaj się nie wyspałam. no ale cóż. tak jakoś zeszło. zastanawiam się dlaczego ja nie potrafię  normalnie funkcjonować. ile lepiej by było gdybym rano wstawała. no ale w sumie jestem z rodziny Janczyków to co się dziwię. wszyscy tak mają. gorzej jak się nie śpi do późna a rano trzeba wstać. bo spanie do południa mi wcale nie przeszkadza. ale czasem by było łatwiej gdybym chodziła spać wcześniej.

I te wszystkie rozmowy na gg. Tak miło to wspominam. i teraz się uśmiecham, bo przypomina mi się jak się umawialiśmy na pierwszy nocny wypad. Chciałabym sobie to przeczytać. Chciałabym żebyś napisał...

niedziela, 6 lutego 2011

o

u Mariolki. u babci. pogadałam z kuzynem. hmm. pytał czy bym nie była jego świadkiem na bierzmowaniu. nie wiem do końca czy tak można. no ale... ja tam nie mam nic przeciwko.

nawet nie zauważyłam a już niedziela. to wszystko jest za szybko.

nie wiem jak ja jutro wstanę. ale dam radę. teraz nie chce mi się spać. ale jutro rano już na pewno będzie mi się chciało.

już minął tydzień ferii. jutro przyjeżdża młodsza kuzynka i zostaje na noc. hmm. i dzisiaj się dowiedziałam, że jednak będzie tak, że będziemy budować dom u babci na działce. bez kredytu. mama chce iść do pracy do Tesco. może się dostanie. zawsze będzie więcej pieniędzy. ale naprawdę nie wiem kiedy ten dom będzie wybudowany. za wiele chyba sobie w nim nie pomieszkam...

A teraz uśmiecham się na myśl o tym jak opuszkami palców delikatnie dotykałeś mojej dłoni. To naprawdę cudowne uczucie.

sobota, 5 lutego 2011

myśleć

byłam do spowiedzi. jakoś mi lepiej. nawet nie wiem co pisać. tak jak by się coś wyczerpało. może to i dobrze. sama nie wiem. nie potrafię się zebrać. nie potrafię jeszcze tego wszystkiego ogarnąć. poukładać. teraz nic innego nie robię. cały czas się zamyślam. wolę jak świat staje za mgłą. jak jest rozmazany. mniej się w tedy go boję. bo nie widać wszystkiego. jakby się oddala. a z wszelkiego rodzaju światła robią się gwiazdeczki.

tak bardzo za Tobą tęsknię. tak mi jest ciężko bez Ciebie. wyobrażam sobie czasem, że widzę wiadomość od Ciebie na gg. tak bardzo bym chciała przeczytać słowa które napisałeś.

Lifehouse- Everything. zamykam oczy i myślę o Tobie. ta piosenka mnie uspokaja a zarazem daje tyle emocji. nie potrafię tego wytłumaczyć. i chyba nawet nie powinnam próbować. chciałabym Cię poczuć, złapać Cię za dłoń i pójść z Tobą na zwyczajny spacer. może i nawet na jeden z tych w nocy. moje serce czuje chłód bez Ciebie.

nie chcę być sama. nie chcę sama się zestarzeć. i gdybyś tylko wiedział ile dla mnie znaczysz. gdybym mogła Ci to jakoś przekazać. tak, żebyś nie miał żadnych wątpliwości. chciałabym tak bardzo, żebyś uwierzył w moją miłość. i teraz to wszystko może się wydawać tak głupie. jak by to mówiła jakaś pusta lalka. ale tak nie jest. teraz zwyczajnie łzy napływają mi do oczu. i tak wiem, że tego co czuję do Ciebie nie da się opisać słowami. po prostu się nie da. to zbyt trudne...

Nie pozwól by odeszła ode mnie nadzieja. Daj mi tę siłę by żyć...

piątek, 4 lutego 2011

przestać

Czasami czuję się jak to ziarenko na dnie rzeki, które nie jest dostatecznie duże jak kamień by osiąść na dnie.

nie wiem. nie wiem nic. nawet nie wiem dlaczego tak się dzieje, że napływają mi łzy do oczu. chciałam iść i iść. ale przecież tak się nie da. bo zawsze cel się zbliża. zawsze gdzieś przystaniemy, zatrzymamy się mimo że dalej podążamy. a teraz proszę... jak na razie nie pytaj mnie o rzeczy które są tak trudne żeby je określić. odpowiedz na nie za mnie.

teraz wolę milczeć. i nawet wolę się sztucznie uśmiechać i udawać, że słucham. bo tak jest łatwiej niż na czymś się skupić. i długo muszę się zastanawiać nad tym co za chwilę napiszę. zbyt długo. jak by mózg się wyłączył. chyba lepiej spać. w snach wszystko się robi samo. w tedy można zapomnieć.

trzęsłam się i wywracało mi w żołądku, bo wiedziałam, że Cię zobaczę. i dziękuję, że mogłam to zrobić. dziękuję, że mogłam wziąć te zeszyty. dziękuję za książkę. ale nawet nie wiesz jakie to było trudne dla mnie. myślę, że to nie był najlepszy pomysł. nie teraz. nie teraz kiedy nie myślę. kiedy tak łatwo się wyłączam i nie potrafię nic wyjaśnić. chcę kodować to wszystko, ale nie potrafię. teraz jedynie przelotne obrazy są zapamiętywane. teraz widzę Was jak siedzicie. i coś mówicie. wychwytuję Twoje spojrzenia. robię za błazna. szkoda tylko, że nikt mi za to nie płaci. mówię od rzeczy. gdybym teraz nie widziała tej sterty książek i tych zeszytów. nie uwierzyłabym. i nie wierzę gdy tylko zamknę oczy. wszystko znika. i w tedy właśnie próbuję przywołać jakieś obrazy. one się mieszają. i czasem nawet nie potrafię określić kiedy to było i w jakim miejscu. choć było to nie dawno. chociażby dzisiaj.

inna sceneria ale to samo lecz pojedyncze zdarzenie. to z tęsknoty... bo gdy zasypiam w myślach wymawiam Twoje imię. wymawiam je dotąd, aż nie odpłynę.

I nic nie wymaże mi z pamięci tego jak mnie tulisz. Kiedyś to ceniłam, dziś jeszcze bardziej...

środa, 2 lutego 2011

mogę

kolejny dzień mija w podobny sposób. w podobny bo nie taki sam. choć zmiany są nie wielkie. może i widoczne ale nie znaczące nic dla mnie. i po co myśleć o tym co się zmienia skoro to najważniejsze pozostaje takie samo? jaka jest różnica, że upływają dni? czas leci. przecież tego nie zmienimy. to tak jak wymyślić coś na obiad a później zmienić zdanie. zmienić pomysł na inny. ale i tak go zjeść. więc co za różnica czy się zje obiad czy obiad? co za różnica co ja zjem?

może i nie powinnam. ale tak bardzo się boję. boję się zwykłego spojrzenia. i odwracam wzrok. dlaczego tak ciężko jest patrzyć ludziom w oczy. myślałam, że się nauczyła, ale teraz wydaje mi się, że tylko przedłużyłam czas po którym już nie patrzę. tylko przedłużyłam czas. ale czy on jest tak samo ważny jak obiad? nie wiem. i nie mam pojęcia. jeśli komuś to sprawi przyjemność to zjem ten drugi obiad. a może i nawet trzeci. ale we mnie chyba nic się nie zmieni. nie wiem czy potrafię.

tak wiele mnie dręczy, aż za wiele. i nie powinnam od tego uciekać. ale wciąż to robię. dlaczego nie umiem stawić temu wszystkiemu czoła i sobie wszystko racjonalnie ułożyć. Tak, to skomplikowane. to zwyczajny Jack Daniels. dlaczego to jest tak beznadziejne?

 i nawet nie jestem ani trochę dumna. ani trochę pewna. jestem chyba zagubiona. być może pytania które zadaję są. nie być może. tylko one są zbyt trudne, żeby na nie odpowiedzieć. te są zbyt trudne na które najbardziej pragnę sobie odpowiedzieć. ulicą wolę iść i wbijać oczy w ten głupi asfalt. wolę parzyć na czyjeś plecy niż widzieć tego kogoś wzrok na sobie. dziś mnie to zgubiło. nie widziałam, żeby ktoś na mnie patrzył. ale jestem zbyt nie ostrożna. auto zwyczajnie przejechało mi przed nosem. a gdy ktoś szedł tak szybko jak ja, przyspieszyłam. nie chciałam, żeby ten ktoś koło mnie przeszedł. i gdy się odezwał "możemy się spotkać(...)" (do telefonu) poczułam się tak jak by ktoś mnie dusił. jak by dusił moje serce. tak to był zwykły strach. i nawet teraz nie wiem czego się boję...

Brakuje mi tej części układanki, którą jesteś Ty... Ty potrafiłbyś odpowiedzieć na moje pytania.

wtorek, 1 lutego 2011

nie

muszę zacząć coś robić. popadam w obłęd. im dłużej nie biorę się za naukę. tym bardziej wiem, że tego nie zrobię. jestem okropna. nie wiem gdzie posiałam mój bilet miesięczny. i ten głupi film. one zawsze kończą się szczęśliwie, ale oglądnęłam go do końca.. jestem taka zła na siebie. rozbiłam termometr. wszystkiego mi się odechciewa. wiem, że zrobiłam źle. i tego już się nie cofnie. popełniam tyle drobnych błędów. nie wiem jak sobie z tym poradzić. gdzieś w mojej głowie są myśli, że wkrótce popełnię jakiś duży błąd. nie wiem co to będzie i nie chce widzieć. nie chcę się nawet domyślać. cały czas dręczą mnie wyrzuty sumienia. przeczytałam całe "Zaćmienie". przeleżałam dzisiaj cały dzień w łóżku. a wiem, że mogłam w tym czasie jak nic nie robiłam zrobić coś co by później jakoś mnie wspomogło. może powinnam wyjechać do babci? nie wiem. wciąż biję się z myślami. aż staje się to nudne ale zbyt realne, żeby przestać. jak na razie wiem, że mama nigdzie mnie nie puści. bo jestem chora. być może. i prawie w ogóle tego nie czuję. nie czuję bo o tym wcale nie myślę. jedynie cholerny termometr cały czas wylicza moją temperaturę. nawet nie mam ochoty zażywać lekarstw, bo po co. "choroba" mi nie przeszkadza a przecież tyle innych ludzi nie może dojść do zdrowia. chciałabym chorować tak, żeby kogoś to uchroniło. żeby ten ktoś się nie męczył. ja mogę. dla mnie to nie problem. bo naprawdę tego nie odczuwam. mogę chorować, bo wiem, że jak na razie stać mnie na leki. innych nie stać. jednak gdybym mogła zabrać komuś chorobę i ten ktoś miałby być zdrowy, bez wahania bym to zrobiła. jakoś bym dała radę.

teraz jestem zła na siebie, zła, że nie pomyślę zanim coś zrobię. i chyba już się nie zmienię. choć tak mocno próbuję. nic mi się nie udaje.. tylko wmawiam sobie, że choć trochę się zmieniłam. jak się zmieniłam? jaka we mnie zaszła zmiana.? żadna. może z wyjątkiem wieku. ale on tu przecież nie ma znaczenia. bo czas i tak płynie. przecież nikt nie jest w stanie go zatrzymać. ale czy bym chciała? może i tak, gdybym mogła zatrzymać w tym momencie czas, gdy byłbyś obok mnie. Ty i wszyscy Ci na których mi zależy. jeśli by miał się zatrzymać to żebyście byli obok mnie. czy miałoby to jakieś znaczenie? naprawdę nie wiem. nie wiem już nic. nie jestem wciąż sobie odpowiadać na nękające mnie pytania. mógłby ktoś to zrobić za mnie. ale to by było zwalanie brudnej roboty na kogoś kto na to nie zasłużył... nie to nie byłby dobry pomysł. bo przecież ja sama powinnam stawić temu czoła. chociaż nie ukrywam, że było by lepiej wykrzyczeć te wszystkie pytania głośno. i zaczekać w kącie aż ktoś podejdzie i mi opowie. opowie jak żyć. ale to by było moje tchórzostwo. a może ja jestem tchórzem? bo przecież mogłabym już dawno odpowiedzieć sobie na tyle pytań. zrozumieć tak wiele i zacząć zmieniać. już nawet nie jestem pewna tego czy kiedyś próbowałam się zmienić. i się powtórzę. niczego nie jestem pewna jak mojej miłości do Ciebie. niczego innego tak nie jestem pewna. nawet siebie. bo przecież życie to nie bajka i czasem głupi termometr może tyle zadać pytań. to on jest tym który na mnie je zrzuca. i znów próbuję zrzucić winę na kogoś innego. po prostu może nie umiem się przyznać, że to moja wina. że odpowiadam za wszystko. za wszystkie błędy jakie popełniam. za najdrobniejsze grzeszki. za to, że cały dzień chodziłam w piżamie. za to wszystko. i powinnam obwiniać tylko siebie a nie szukać w innych złego. dlaczego taka jestem?

i nie powinnam już nigdy brać termometru do dłoni. ale pewnie to zrobię. powinnam stłuc mój ulubiony kubek i wyrzucić go do kosza. tak ten niebieski bez ucha. powinnam go stłuc niby niechcący. ale jednak powinnam to zrobić. ale czy to zrobię. nie wiem..

i próbuję oddychać głęboko. i nie wpaść w... nie wiem jak to nazwać. ale oczy nasiąkają mi już łzami. czuję się tak okropnie. głowa mi pęka. nie wiem co myśleć. naprawdę nie wiem. i chyba po raz kolejny się zgubiłam, gdzieś zbłądziłam. i nawet nie wiem dlaczego tak się czuję. ale czy poszukiwanie tej przyczyny jest dobre? a może wiem, tylko boję się przyznać. sama przed sobą.. na to składało by się tyle odpowiedzi. ale czy wszystkie byłyby poprawne? może lepiej jak będę ukrywać to przed sobą. jak dalej będę udawać, że wszystko jest ok.

Za każdym razem jak jesteś obok mnie, coś musi zatykać mi usta. Musi, bo mogłabym powiedzieć coś za dużo a później tego żałować. Wiem jedno, jeśli ktoś odetkał mi moje usta, a tym kimś byłbyś Ty powiedziałabym, że Cię kocham i nie chciałabym mówić już nic więcej. Może ta cisza opisałaby jak za Tobą tęsknię...