piątek, 29 lipca 2011

właściwie Aleluya.

no już jutro będę na jakimś zadupiu nr 129. ciekawe jak będzie. jak na razie nie jestem pozytywnie nastawiona. jakoś tak mi to nie pasuje. tak jak by coś nie grało.

echo sprawia, że ściany szczekają.

no noc już sobie poszła ale przyszła następna. i wcale jakoś nie mam ochoty na spanie. może chociaż jeden odcinek chirurgów. stęskniłam się za nimi. dawno nie oglądałam bo jakoś czas mi wylewał się pomiędzy palcami i nie zdołałam go złapać

wspominałyśmy stare stare piosenki. tak dużo takich fajnych się poprzypominało. o coś takiego mi chodziło. brakowało mi ich. teraz będzie faza na nie. teraz mam fazę na Aleluya. ale nie mam fazy na jedzenie. skończyła się. na szczęście. ale mam za to jadłowstręt. nic nie wygląda smakowicie. i wcale mogłabym nie jeść. gołąbek siedzi mi w lodówce. ale teraz go nie zjem. jakoś tak dziwnie, bo jeszcze tydzień temu zjadłabym wszystko co tylko widziałam.

spałam dłużej i dlatego nie jestem zmęczona. normalnie się wyspałam jak w każdy inny dzień. nie wiem jak to nazwać ale nad ranem przez sen coś robiłam. ciku ciku ciku. gwałci., skrzypisz... jak stary rower.. aaa. to Twój stanik. jeeejku. ja chcę więcej takich nocy,. więcej, więcej. podobało mi się. i co najważniejsze. nie wyszłam w samych skarpetkach ani nie lałyśmy wodą przez okno i niczym nie rzucałyśmy przez nie jak w tamtym roku. ale też jest co wspominać.

do poniedziałku będę musiała czekać. ale w myślach będę Cię tulić i ściskać. a nawet Cię pocałuję.. a jak Cię już zobaczę. odejmie mi mowę i mnie sparaliżuje...

Zaufaj. Powiedz wszystko i może nawet kochaj... ale powiedz... powiedz mi jak jest...

czwartek, 28 lipca 2011

somone like you.

dobra kawa. pan z laską. śmiech w lumpeksach. pijana Anka. no i Piooootruś. sobie posiedział. a teraz noc z . . szczęście w oczach na widok lakieru. trochę dziś było chodzenia. spotkałyśmy Glutę. niestety musiałam skłamać. w sumie to nie było na nie ochoty. no ale dziewczyny się spotkały i wcale nie żałowały, że nas nie było. Piotruś dalej choruje na uszy. ta wata. saaam sex.(!) tyle ładnych ciuchów by się chciało kupić. a te koszulki ze szczurami były świetne. najchętniej by się wykupiło całe sklepy. i w tedy by się miało w czym chodzić. no ale money.

-eej. my się nie widzieliśmy od piątku a jest środa.
-tak?

gdak. gdak. koniecznie nasze dzieci będą musiały chodzić na wymienne korepetycje. alfabet i tabliczka mnożenia u nas leży. no ale przecież jakoś damy sobie radę. wiem że będę chodzić na zakupy. do STONKI. i-U.

dodejmowanie i dodawanie. i jej rysunki. Piotruś wyszedł genialnie. no i oczywiście hannah montanah. stwierdzam że Justynka wygląda ładniej bez grzywki. ale już jest mniejszy dzikusek niż jak przychodziła nie raz. i tak śmiesznie je. jak chomik.

żal mi zula. takie krótkie włosy do niej nie pasują. podobała mi się w takich długich. w tedy była taka dziewczęca. tak dawno jej nie widziałam. i w sumie trochę tęsknię za tamtą starą Justyną. tak dużo się pozmieniało. a przecież ona mówiła że taka nie będzie. człowiek zmienia się pod wpływem środowiska.

już tak nie wiele pozostało dni. ale jak przyjedziesz to mnie nie będzie. będę się bawić(?) na weselu. w ogóle sobie tego nie wyobrażam. ale jeszcze parę dni i będziesz o ten krok bliżej. 29 wyjeżdżasz. to w zasadzie już jutro. matko. w niedziele będzie uprawiany psychiczny sex. nie chce się wierzyć. że to tak szybko minęło. Edycie dzisiaj. w zasadzie wczoraj śpiewane było sto lat.

Gdybym mogła Ci wytańczyć, namalować lub powiedzieć jak bardzo Cię kocham... ale to i tak nie było by wszystko...

środa, 27 lipca 2011

falling awake

ojeeej. jutro pasuje też wstać. trochę  porysowałam. bo wpisywałam się Justynce do pamiętnika słuchając na okrągło rehab. i jakoś tak mi się nastrój udzielił. i jakoś tak mi lepiej się zrobiło. chyba wyszło nie najgorzej. oby tylko się cieszyła i żeby jej się podobało to będzie good. mam ochotę na rysowanie. tylko czegoś konkretnego. czegoś do kolekcji. dawno tego nie robiłam. i zatęskniłam. czyli jutro wieczór na nowo odkrywam ołówki.

mam słuchawki na uszach i wciąż mam zwidy, że ktoś coś do mnie mówi. a przecież wszyscy śpią. słucham piosenek a wydaje mi się, że mama coś gada albo jakieś inne głosy. już chyba mam urojenia.

Damien Rice ma fajne teksty piosenek. takie noo. spodobały mi się. a z resztą ostatnio jest faza na parę piosenek. mogłabym słuchać je w kółko. ale podejrzewam, że za starymi, starymi wkrótce zatęsknię a te obecne dołączą do nich.

jutro najpierw do szpitala. a później znowu będzie męczarnia i katusze. nie dla mnie ale będą. ja chcę jakiś łańcuszek i kolczyki. nie mogę zapomnieć jutro o butach. dzisiejszy nabytek. lakier, kolczyki i bluzka. z lakieru i kolczyków wybitnie się cieszę.

czas tak szybko leci. powtarzam to już któryś raz. ale nie mogę w to uwierzyć. to co było chociażby rok temu wydaje mi się jak by to było wczoraj. tak, że z wczoraj mam dużo wspomnień. wczoraj było takie długie a za razem krótkie. wczoraj już minęło. ale czeka mnie jeszcze całe jutro.

i co z tego, że czasem ktoś mnie przeraża. i wcale na niego nie mam ochoty. czasem po prostu ktoś się napatoczy. no i nic nie pozostaje jak po prostu iść obok niego. jakoś tak dziwnie. niby kawały o żydach niby śmiech z głupich zabaw. ale przecież to nawet nie jest takie zabawne. a z resztą co mnie to? nie moja sprawa. nie mój interes. mam swoje życie. prawda? ograniczone ale wciąż je mam. a to jak się potoczy nie zależy tylko ode mnie. ale dziś cieszę się, że żyję. że mogę iść na pielgrzymkę.(!)

Moje myśli są wypalone ogniem Twej miłości. Proszę, nie gaś tego pożaru i pozwól mi płonąć, się żarzyć... aż sama kiedyś zgasnę.

wtorek, 19 lipca 2011

I remeber

jednak trochę słońca dobrze wpływa na mnie. deszcz jest taki dołujący.. ale nie mogę powiedzieć, że go nie lubię. po prostu muszę mieć na niego ochotę. pogoda nie zależy ode mnie. ale ja jestem zależna od niej. i czasem jest w porządku.

bardzo nie lubię niektórych lekarzy. jeden potrafi być w porządku i być dla człowieka, a inny nie. to w sumie jak z nauczycielami, kasjerkami i każdym człowiekiem. chyba tego nie zrozumie. jedyne co wiem, wiem na pewno, to to że ludzie są egoistami i nimi będą. nie mówię, że wszyscy. ale właśnie Ci którzy nie są dla ludzi.

wczoraj na ławeczce było śmiesznie. śmieszne rozmowy, w których końcowe stwierdzenie było jakie było. takie jak początkowe. po prostu tak jest.dzisiaj też mi się podobał ten dzień. no może nie początek. ale później już tak. monkeys in my heart. krople żołądkowe i wszystko inne za co Cię kocham. może we wtorek za tydzień a może już w poniedziałek pójdziemy w góry. jakoś może damy radę. no nie?

kurczę, tak wszystko leci. że czasem nie można zobaczyć tego co się pragnie. z pośpiechu nie wynika nic dobrego. rok za rokiem mija jak dzień za dniem. i można w to nie wierzyć i się z tym nie zgadzać. ale wszystko i tak będzie pędzić dalej. ta bezsilność jest okropna. ale jak zacznie się płakać i płacze się cały dzień. to przepłacze się cały rok. i nawet się tego nie zauważy.

moje palce zdrowieją. już widzę poprawę i bardzo się cieszę. jeden dzień, a już jest lepiej. cieszę się. ale zastanawia mnie od czego to może być. niby trawy mocno pylą. może to kołdra. nie mam pojęcia. ważne że już jest lepiej.

I może Cię to nie obchodzić, ale każdy mój oddech jest z Twojego powodu. Tak jak nie muszę myśleć, że muszę oddychać, tak nie muszę myśleć, żeby Cię kochać.

sobota, 16 lipca 2011

9 crimes

zimna woda najlepszym lekarstwem. dlaczego to nie chce zejść? gdybym tylko wiedziała od czego mi się to zrobiło. rodzinny lekarz wiele mi nie pomorze. potrzebuję specjalisty. mój błąd. mogłam iść wcześniej. i już bym miała z głowy. a tymczasem mam palce spuchnięte. swędzą i bolą. od czego robią się te bąble.?

przepraszam za to że taka teraz jestem. wiem, że nie powinnam. nie powinnam się złościć. nie wiem dlaczego tak jest. naprawdę tego nie chcę. a zwykła rozmowa z kimś doprowadza mnie do łez.. oczy same się szklą. a ja je wciąż powstrzymuję. tak być nie powinno. nie znoszę siebie. cały dzień znowu bolała mnie głowa i znów miałam niskie ciśnienie. może za niedługo mi to przejdzie. być może to przez ta pogodę. sama już nie wiem.

pielgrzymka.. już zapisani. jeszcze zapłacić i dopisać adres. i w zasadzie można iść. ale bliżej wszystko jeszcze nie jest określone.

pasowałoby już iść spać. ale jeszcze mi się nie chce. podejrzewam, że gdy tylko przyłożę głowę do poduszki, zasnę. ale ja nie chcę. nie chcę spać. dziś było takie piękne niebo..

Cóż ja bym chciała powiedzieć Tobie...? 
tak wiele, że w słowach jest to nie określone.

chciałabym kochać w słowach...
tak po prostu.

środa, 13 lipca 2011

trzy.

nic a nic nie rozumiem. nie wiem jak to jest. przecież... z resztą to jest nie ważne. nie wiem dlaczego tak się dzieje. nie wiem po co. to wszystko nie działa chyba na mnie dobrze. nie czuję się najlepiej. głowa mnie boli. i nie mam sił. brakuje mi po prostu sił. nie wiem co o tym myśleć. nie wiem nic. i nigdy nie jest łatwo. mówią, żeby się nie poddawać. ale jak to wszystko naprawdę jest? jak to wszystko wygląda. przecież lustro nic nie daje. bo i tak nie potrafi się przez nie spojrzeć na siebie z boku. po prostu się nie da. bo się ze sobą żyje... i na co to wszystko? naprawdę nic nie rozumiem. i jestem bezradna... przecież nie da się ot tak wszystkiego zmienić.. to jest zbyt trudne. za bardzo mnie pochłania. za bardzo. nawet nie wiem kim jestem...

poniedziałek, 11 lipca 2011

poważnie

jejku. dzisiaj. (no już nie dzisiaj) był taki dzień, jak nie niedziela. inny. nie znaczy zły. a herbata smakowała mi wyjątkowo. i przepraszam za moje nie ogarnięcie..

Amelce zaczynają się sprawy sercowe. spodobał jej się młody brunet. ratownik. gdy o niego wypytywałam to się zawstydziła. i schowała się pod stół. w końcu powiedziała mi na ucho. pewnie za niedługo o nim zapomni. ale fajnie, że można być przy niej jak już inaczej patrzy na świat. cieszę się, że ma uczucia. teraz trzeba czekać na pierwszego chłopaka.

za oknem znowu mleko się wylało. nie widać nawet punktowca na przeciwko. lubię mgłę. tak dobrze mi się kojarzy..

byłam na serologi i nie kofajtłam. (!) ale Anka o mały włos tak. powiem nawet że mi się podobało. taka praca nie jest najgorsza. ale chyba by mi się po jakimś czasie znudziła. ale mimo wszystko. nie wiedziałam o tym że kilka preparatów i jest oznaczona grupa krwi. fajna lekcja. długo nie powinnam zapomnieć o tym dniu. bardzo fajny. 

teraz jest faza na chirurgów. właśnie skończyłam oglądać o pięcioraczkach. ciekawe czy w 12 odc. coś jeszcze o nich będzie. niektóre odcinki są, że tak powiem, mocne. mam ochotę na wszystkie sezony. no ale teraz pasowałoby już iść spać.

Gdy idę nocą i patrzę na gwiazdy, zawsze zastanawiam się czy Ty robisz to samo.

(22)

piątek, 8 lipca 2011

chciałam...

kurczę i kolejny dzień powoli dobiega do mety. niewiarygodne. jutro trzeba wcześniej wstać. z Anką na badania.. 8.35 trzeba z domu wyjść. to chyba nie dla mnie godzina a dziś już wiem jak będzie mnie bolała głowa po południu.

dzisiaj królowali chirurdzy. pierwszy sezon już oglądnięty. i pierwszy odcinek drugiego. podobają mi się. choć myślę, że bym nie mogła tak na dłuższą metę. a przecież to ich pasja, to ich całe życie. i znowu zaczynam martwić się o siebie. nie mam większych planów na życie. chciałabym iść na studia. ale nie takie na których bym była żeby być. chciałabym żeby się spełniała jakaś moja pasja. ale jak może się spełniać jak o niej nie wiem? a może nawet jej nie ma i nie będzie.? któż to wie.. ale i tak trzeba już o tym myśleć..

już się zbliża. co prawda nie liczę dni. ale wiem na pewno, że jest coraz bliżej. denerwuję się tym i przez to jem. nie chcę ale jem. to jest okropne. wprost nie mogę się doczekać kiedy znowu będę się zwijać na podłodze z bólu.. to jest takie okropne. i nie lubię tego... a teraz jeszcze denerwuje mnie moje uczulenie. które wciąż nie chce zejść. i cały czas mnie swędzi. a przecież nic takiego nie jem co by mnie mogło uczulać. tak bardzo bym chciała się tego pozbyć..

planowałam dzisiaj wziąć rower i pojechać na przekaźnik. pomyślałam sobie że zrobię szybko sałatkę i pojadę. niestety. wyjrzałam przez okno. a tu pada. no i nie świństwo? jak już zebrałam w sobie siły i powiedziałam, że to zrobię. to jak na złość coś innego musiało mi przeszkodzić. a chciałam sobie tam pojechać. posiedzieć sama ze sobą. zagapić się.. i myśleć. w domu przecież tak się nie da.. w sumie tak sobie myślę, że to nie jest dobry pomysł żeby jechać tam na rowerze. nie będzie mi się chciało pchać roweru pod górkę. choć myśl, że mogłabym z niej zjechać jest kusząca. zobaczymy jutro.

chyba mam teraz te gorsze dni. sama nie wiem. jakoś tak mam.. chyba wymagam zbyt wiele od wszystkich, od siebie..

dawno nie widziałam takiej mgły. ona jest piękna.jak by ktoś wylał za oknem rozcieńczone mleko w wodzie.


Jak na dzisiaj Lifehouse- Everything i kilka łez.. tak bardzo Cię kocham...

być gdzieś tutaj...

no i.. jak to jest, że jednym aż tak bardzo brakuje determinacji by zrobić cokolwiek. a później będzie już za późno. może nazywa się to lenistwo. najprawdopodobniej. jakoś tak bez wewnętrznej potrzeby lub zewnętrznego przymusu nic się nie zdziała. a wszystko staje się monotonne.

kolejny film oglądnięty. po tytule spodziewałam się czegoś innego. choć nie można powiedzieć, że film był zły. czasem marzenia potrafią wykończyć. czarny łabędź to chyba film o schizofrenii. tak mi się wydaje. chyba warty obejrzenia, choć raczej nie zaliczę do ulubionych..

właśnie teraz powracamy do opowiadania z zimy. ciekawe jak skończymy, czy w ogóle skończymy? kto to wie. będzie takie długie ale zawsze będzie można coś dopisać. ludzka wyobraźnia nie zna granic. dowodem na to są marzenia. czasem mniej lub bardziej wybujałe. a jednak to nasza wyobraźnia pragnąca czegoś...

dzisiaj słonecznie. ciepło. ta pogoda jest przerażająca. zmienia się tak nagle. wczoraj deszcz i jesień, dziś słońce i prawdziwe lato. nie mówię, że źle. bo padający nieustannie deszcz jest zbyt dołujący.. i nie można usiąść na ławce nad łubinką ani iść na przekaźnik. chciałabym się tam wybrać w najbliższym czasie. dziś jeszcze co prawda kałuże nie wyschły. ale mam nadzieję, że za parę dni znikną na dobre. i w tedy wybiorę się tam. posiedzę. pomyślę.. chciałabym zastać ciszę i spokój...

wiem, wiem. jestem głupia i nie powinnam tak robić. teraz mi tak głupio. ale nie mogłam się oprzeć.nie mogłam bo Cię kocham i ciekawi mnie wszystko co jest związane z Tobą...

głowa znowu mnie zaczyna boleć. nie wiem co się dzieje. czy to przez tą pogodę.. wcześniej też mnie bolała. a to, że dzisiaj wstałam 2h wcześniej niż zwykle nie powinno mieć żadnego znaczenia. w sumie późno poszłam spać. nie mogłam zasnąć. a teraz noce są męczące, bo posiadają sny. nie mówię, że nie lubię śnić. ale mój mózg nie odpoczywa w tedy tak jak podczas spania bez snu... jutro też wstanę sobie troszkę wcześniej..

gubię dni, gubię myśli. nawet śniadanie nie smakuje tak jak powinno. a ja wciąż nie odnalazłam upragnionego smaku... myślałam, że to herbata z cytryną, wafelek czy kanapka z tuńczykiem. ale nie. to jeszcze nie to..

dzisiaj najpierw z Edytą byłyśmy w kantorze, po wnioski i na koniec wstąpiłyśmy do kościoła. ten pisk(?), nastrajanych organów. nie mogłam się dobrze skupić. później Edyta wpadła do mnie, posiedziałyśmy. odprowadziłam ją, później jeszcze byłam z Amelką na placu zabaw. dzieci jednak potrafią być upierdliwe. Melek chyba taka nie jest. a bynajmniej się już do Niej przyzwyczaiłam. tak mija dzisiejszy dzień. trochę inny niż wszystkie. ale mija jak każdy..

I nawet gdy idę spokojnie to Tobą wypełnione są moje myśli. Bo przecież nie ważne gdzie, ważne że zawsze. Dziś chcę Ci wypłakać czystymi łzami takie moje kocham Cię...

(24)

czwartek, 7 lipca 2011

jakby..

dni mijają bardzo podobnie, dziś trochę odmiennie bo była Kinga. oglądaliśmy film. jutro idziemy się zapisać na pielgrzymkę. cieszę się bardzo. tylko żeby były jeszcze miejsca. mam nadzieję, że będą. jutro chyba też będziemy z Edytą wyrabiać dowody. zobaczymy jak to będzie.

zazdroszczę Piotrkowi tego, że chce mu się uczyć i z jaką łatwością mu to przychodzi. też bym tak chciała. ale i tak ciesze się, że chociaż jemu to wychodzi. ale jak tak o tym myślę to coraz bardziej wiem, że ja w angielskim jestem bura. brakuje mi słówek. pasowało by mi się pouczyć. może jutro.. jak zdążę.. wyjdzie pewnie tak, że nic nie zrobię. a może jednak się pouczę. jutro się okaże.. w sumie najpierw muszę przypomnieć sobie i się pouczyć słówka z książki do angielskiego do 1 klasy a dopiero później brać się za coś innego..

tak bardzo lubię spędzać z Tobą czas. i z Piotrkiem i jak jest Sz. lubię tak po prostu z Wami przebywać. a w tedy czas tak szybko pędzi. to jest po prostu nie do uwierzenia. kolejne dni mijają tak jak by je ktoś gonił. jak by się gdzieś spieszyły. a co gorsza z dnia na dzień popędzane biegną coraz szybciej. dzień za dniem, noc ugania kolejną noc. to wszystko biegnie stanowczo za szybko..

te wakacje jak na razie nie wyglądają, jak wakacje po za tym, że kładę się spać i wstaję o której chcę, i że najczęściej wracam do domu około 22. a pogoda wcale nie jest wakacyjna. za oknem jest październik. tęsknię za słońcem. jak nie pada to i tak chmury zakrywają słońce. chodniki nie wysychają i nie pojawia się nawet odrobinka tęczy. nie przejaśnia się. jest szaro. kiedyś lato wyglądało inaczej. pełne słońca, kojarzy mi się z łąką, z kwiatami. z niebieskim niebem a w nocy z gwiazdami. z miłym powiewem ciepłego wiatru. ale też z tym, że czasem jest zbyt gorąco. upały, że ciężko jest spać. ciężko jest cokolwiek robić. nie chce się jeść. tylko by się piło schłodzoną wodę. tymczasem piję gorącą herbatę. ciekawe jak to będzie wyglądało za parę dni..

nie lubię takich babsztylów, co pierwsze wszystko wiedza co się dzieje u sąsiadów. oglądałam co prawda zmyślony odcinek "dlaczego ja?" ale przecież tak na prawdę się dzieje. a te stare zrzędy są żałosne. nic nie pozostaje tylko się śmiać. cieszę się że mam w miarę normalnych sąsiadów. w miarę. no ale cóż. na pewno bym nie chciała, żebym ja się taką stała. to by było okropne..

jak na lato mało czytam. w sumie to mało czasu mam. bo wieczorami zazwyczaj mnie nie ma. lampki też nie mam żeby móc spokojnie poczytać. teraz czytam opowieść dla przyjaciela. właściwie to wieczorem jak przyjdę do domu to oglądam film. i tak schodzi. dzisiaj wyjątkowo nic nie włączyłam bo oglądaliśmy brzydką prawdę. więc mój głód filmowy na dziś jest uzupełniony. 

wczoraj, właściwie to już przed wczoraj były Twoje urodziny... długo myślałam nad życzeniami. chciałam je złożyć tak po prostu od serca... słowa i tak mało znaczą. ale naprawdę chciałabym, żeby Ci się wiodło jak najlepiej. szkoda tylko, że nie doszedł mi cały sms od Ciebie. coś telefon mi się psuje. ciekawi mnie co napisałeś. ale już mi było głupio po raz drugi prosić Cię, żebyś wysłał jeszcze raz. mimo wszystko i tak się cieszę. jeszcze i aż 25 dni. u nas pogoda jest dołująca, ciągle pada. chciałabym trochę słońca. móc dotknąć piasek i posiedzieć na plaży, gdy zachodzi słońce. chciałabym, żeby morska woda muskała lekko moje nogi. nad morzem jest całkiem inaczej. nawet jak pada jest tam tak pięknie a w mokrym piasku pozostają odbicia stóp. można na Nim rysować, robić babki i żółwie. morze tak dobrze mi się kojarzy. mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja, żeby je zobaczyć. a teraz chciałabym zobaczyć u nas trochę słońca. zastanawia mnie co u Ciebie. jak Ci się tam podoba i to czy dobrze się tam czujesz. chciałabym, żebyś mógł wszystko opowiedzieć. wyjechałeś na miesiąc. a to przecież jest tak długo..

Tęsknię za tym ukradkowym spojrzeniem. Tęsknię za możliwością, że spotkam Cię gdzieś przypadkiem. Tęsknię po prostu za całym Tobą. Cały czas myślę o Twoim powrocie.
...i nie potrafię myśleć o niczym innym.

(25)

piątek, 1 lipca 2011

1♥♥

kurczę. ale ten czas leci. wszyscy gdzieś wyjeżdżają. ale za rok na pewno tam jedziemy.. tam musi być tak zarąbiście.. w sumie najpierw będzie pielgrzymka na którą też tak bardzo chcę iść. i tak najpierw trzeba przetrwać ten miesiąc. a później będziemy się martwić resztą..

uczulenie jest okropne.. tak się cieszyłam, że już nic nie mam. a tu nagły powrót. jeszcze nie jest najgorzej ale blisko. najgorsze są bąble. bo one tak swędzą. a nie powinnam ich drapać.. ale mam nadzieję że po tych maściach mi to zejdzie. nie lubię ich. a powinnam cały czas je mieć na skórze... one są takie tłuste.. no cóż.. wolę maści niż żeby mnie swędziały palce..

jutro do Krakowa. z Edytą i jej mamą i bratem. ciekawe ile nam to zejdzie. muszę sobie znaleźć aviomarin. ale to rano. i rano pójdę sobie kupić bułeczki. takie świeżutkie. mam nadzieję, że jest w domu ser. jutro się okaże co z tą pielgrzymką. czy idziemy czy nie. fajnie by było gdyby udało się tak, żebyśmy szły. zobaczymy jak to wszystko się ułoży...

dzisiaj wybija setny post.. masakra. taka okrągła sumka. fajnie i cieszę się. tak na początku myślałam, że jak coś to powrócę do poprzednich notek, że powspominam. ale jakoś tak, żeby coś więcej czytać to nie było okazji. ale może jak już będę stara baba i nie będę miała co robić to w tedy usiądę nad tą lekturą. a kto wie czy jeszcze nie będę pisać.? śmiesznie by było. no ale w sumie siedzenie takiej staruszki przy komputerze nie będzie nic nadzwyczajnym. tak jak przebite uszy, nosy, warki i wiele innych rzeczy. jak ten świat będzie wyglądał?
|edit| jednak jeszcze nie sto.. bo to jest z kopiami roboczymi... ale i tak już blisko do 100

Mam miesiąc na przygotowanie się do tego, by rzucić Ci się na szyję, gdy już przyjedziesz... znając mnie będę Cię ściskać tylko w głowie i nawet ciężko mi będzie się odezwać... ja tak Cię kocham i tęsknię, bo Ty jesteś tak daleko...