piątek, 30 grudnia 2011

Storm

eeeh. koniec roku już blisko.. właściwie to już jutro.. jakoś tak, na prawdę go nie chcę.. no ale.. brak śniegu do tego i tak po prostu dziwnie..

i mam już kolejną sukienkę.. przyjemna jest.. dziewczęca.. ale ta jedna.. ta różowa.. mimo, że różowa. naprawdę była.. noo. przecież więcej nic nie muszę pisać. samo przez się mówi sam fakt że była różowa a mi naprawdę rzuciła się w oczy... może kiedyś będzie mi dane na nią zapolować.. ale teraz tyle jest naprawdę ładnych sukienek.. a ja uwielbiam sukienki.. i buty.. rzadko kiedy wpadnie mi w oko bluzka.. a buty i sukienki to normalnie wybitnie.. tak, że no.. jak będzie przypływ gotówki. i trochę się uskłada to może na jakieś buty...? butów nigdy dość.

za dużo jem. stanowczo za dużo jem.. i nic z tym nie robię a czas zacząć.. tak jak nic nie zrobiłam z matmy.. na sprawdzian z angielskiego też jeszcze nic nie umiem.. i mam ogromnego lenia.. bywa... i na prawdę nie lubię klikać "pomiń reklamę" nie wiem po co oni takie coś zrobili.. chyba tylko po to żeby denerwować ludzi..

to taka moja wróżba z chińskiego ciasteczka na dziś.. 

Cztery liście opadną, wiatrów różę ktoś zerwie, wszystko podupadnie, a ty istnieć będziesz w Nigdzie.

ostatnio nic się nie dzieje. mimo wolnego, to jakoś tak dziwnie..

Ostatnio nie jest możliwe, żebym spotkała Cię przypadkiem. a tak żeby to nie był zbieg okoliczności to już w ogóle.. bardzo tęsknię za tym..

czwartek, 22 grudnia 2011

Nicest thing

no i jest już śnieg. nareszcie. łyso było bez niego. jest jaki jest. ale już czuć przynajmniej choć troszkę zimę. no ale to nie zmienia faktu, że chciałabym go więcej. zachłanna. ale kocham śnieg.. i przez śnieg noc wydaje się jaśniejsza.

jutro wigilia.. nie ogarniam tego wszystkiego.. jakaś masakra.. no ale cóż. przecież czasu nie zatrzymam.. ale z litości mógłby lecieć wolniej.. jak sobie pomyślę o tym wszystkim to mnie normalnie trafia.. za szybko, za dużo i za mało..

nie rozumiem nic. i nie jestem tego w stanie pojąć.. dobić przecież jest tak łatwo wystarczy kilka słów i jeno zachowanie. nie wiem jak to jest.. chyba wszystko po prostu opiera się na wodzie i płynie do naczyń. dmuchając robi się bańka mydlana. nie ważne czy duża czy mała..ulotna, delikatna a czasem nawet kolorowa. później pęka w powietrzu albo osiada na ziemi bo przyciąga ją grawitacja. po czym nieuchronnie znika i jak by jej nigdy nie było.. ale zostaje wspomnienie..

nie widziałam nigdy spadającej gwiazdy, ale czy zdążyłabym wypowiedzieć życzenie.? i czy w ogóle się w to wierzy.. może dzięki tej wierze spełniają się najbardziej niemożliwe i wybujałe marzenia..?

Teraz w głowie mam milion tych gwiazd, które świecą tylko dla Ciebie.

sobota, 10 grudnia 2011

Impossible

padam z nóg.. ale jakoś tak dzisiaj właśnie zatęskniłam na tyle żeby coś napisać.. jeszcze nie wiem co.. ale tak dawno nie pisałam.. wykańczający dzień. w ogóle nic mi się w głowie nie mieści.. cały dzień zszedł.. i nie mam siły... myślałam że nogi do tyłka mi wejdą.. a i tak nic nie znalazłam. to jest normalnie szczyt szczytów.. ale i tak w sumie jest ok. rubinowa czerwień, zapiekanka ze wszystkimi przed 11 w nocy.. ale była smaczna. tak ze ten no..

chcę się nauczyć żonglować piłeczkami do tenisa.. ale no.. jak na razie ich nie posiadam i nie mam nawet na czym ćwiczyć.. ale kiedyś się nauczę.. po wywiadówce nie było nic.. myślałam że no, jakoś że nie pasuje ocena z historii i z polskiego ale na ten temat nie było ani jednego słowa. dzisiaj zrobiłam pierwszego koka odkąd ścięłam włosy. eeem. nie wiem co jeszcze.. w zasadzie to nic się nie dzieje.. mi przynajmniej tak się wydaje.. każdy dzień mija identycznie..

w sumie piątek był inny. zaspałam. to było fajne. zaspać mając na 13.10. a tak po za tym co do piątków. to brakuje mi młodzieżówek. nie wiem po co oni tak zrobili.. szkoda.. no ale cóż. mam nadzieję, ze szybko to minie. i na nowo będzie można chodzić.. a jak na razie nie pozostaje nic innego jak ubolewać..

chciałabym śnieg. tak żeby było biało.. ale nooo. problem w tym że nie mam butów zimowych. nie mam ich.. i to jest takie denerwujące.. tyle się schodzić i to wszystko na nic..

o dziwo robię codziennie brzuszki i się rozciągam. tylko jeden raz mi się zdarzyło, że nie zrobiłam. i to jest dziwne.. no ale w sumie fajnie tak.. przynajmniej coś robię.. a nie tylko grzeję tyłek..

Chciałabym Ci dać wszystko co mam. Żyć z Tobą i dla Ciebie. tak właśnie jest. bo ja kocham Cię... wiesz.?

środa, 30 listopada 2011

People Help The People

tydzień za tygodniem. to naprawdę już jest masakra. to wszystko za szybko leci. bardzo za szybko. nawet nie ma czasu by złapać życie. po prostu nie ma..

ojeeej. nie powiem że wszystko jest łatwe..bo nie jest.. i często niczego nie mogę zrozumieć.. i to mnie przeraża.. ciekawe co by było ze mną, gdybym nadal obracała się w podobnym towarzystwie jak to stare. chyba wolę o tym nie myśleć. wydaje mi się że było by jeszcze gorzej ze mną.

nie mogę przestać o Tobie myśleć. nie mogę. chcę abyś dotknął mojego ciała tak jak kiedyś.. ale czy to w ogóle jest możliwe. ja wciąż Cię tak bardzo kocham, że nadzieja po prostu mnie nie opuszcza. zwyczajnie nie odchodzi. dlaczego zostawiłeś mnie z tą tęsknotą. mam ogromną potrzebę porozmawiania z Tobą o tym wszystkim. mam potrzebę ale wiem, że tego nie zrobię.. może kiedyś przyjdzie taki czas. może kiedyś. dziś siedzę i płaczę nad tym. i tęsknię. i po cichu w głowie sobie mówię, że przecież nie powiedziałaś mi że mnie nie kochasz. bo nie powiedziałeś, że to wszystko jest jeszcze w pewien sposób realne..to wszystko się toczyło, i nagle się urwało.. dlatego, że jestem beznadziejna. nawet nie potrafię powiedzieć Ci tego wprost, że Cię kocham. tylko wciąż mówię o tym pobocznie. myślę.. i czasem zapisuję tutaj.. może ten blog jest przesłodzony. nie w tym sensie, że taki wspaniały. bo taki on wcale nie jest.. może ktoś przypadkowy czytając go myśleć sobie- nieźle popieprzona. lekko ujmując. ale to jest tak na uwolnienie. może źle to nazwałam. ale w sumie co mnie to obchodzi. piszę bo chcę.. piszę bo kocham. piszę i niech tak już pozostanie.

Tak jak ten wisiorek w kształcie skrzydła znaczący więcej, niż komukolwiek mogło by się wydawać. Bo to wcale nie jest przypadek lecz fakt.

czwartek, 24 listopada 2011

Chcę Ci coś opowiedzieć

zbyt wiele. jak dla mnie. nigdy tego nie zrozumiem. i mam nadzieję, że ja nie będę taka.. to jest okropne.. ale chyba nie powinnam się na ten temat zbyt wiele rozpisywać. jedyne co mogę powiedzieć, że to boli, nie tylko fizycznie. znowu doszły nerwobóle a myślałam, że mam już z głowy. jako ta męska część mnie pytam się co powinnam zrobić..?

wspomnienie na dzisiaj. po raz kolejny z wczesnego dzieciństwa. przed oczami wciąż mi to staje.. kolejna kłótnia rodziców.. mama wchodzi do naszego pokoju. za nią tata. nadal się kłócąc. głośno krzyczeli a ja bardzo się bałam. Anka stała obok mnie. tata popchnął mamę na stolik. mama uderzyła się w plecy.. tata wkurzony stał i krzyczał. płakałam. mama się podniosła i płakała... krzycząc coś, słów nie pamiętam. ale to było straszne. chciałam odciągnąć tatę od mamy. ale pewnie jeszcze mi się by coś stało.. to wszystko jest po prostu zbyt dziwne żeby to zrozumieć. lecz mam to w głowie jak fotografię..

moje oceny z historii jak na tyle nauki powinny być wychwalane ponad wszystko. 2, 2, 2 zawsze brakuje około 2 p. zawsze. pieprzona 2.. historii nie uczę się dla siebie, uczę się, żeby mieć święty spokój. najwidoczniej mi się nie uda.. dla mnie to jak magia. niby umiem. a przychodzi sprawdzian. i mi zwyczajnie nie wychodzi nic. choćbym nie wiem jak się starała..

pasowało by mi się ogarnąć. pytanie jak..?

nie przeszło mi.. po prostu ograniczam to wszystko do minimum. czyli zewnętrznie nie robię nic. ale czasem myślę, że mogłoby mnie przez "przypadek" potrącić auto. więc naprawdę to mi nie przeszło i siedzi mi to w głowie cały czas...

jestem beznadziejna. i nie jest mi z tym łatwo..

Przytul mnie... cholernie Cię potrzebuję... chciałabym być z Tobą... może powinnam Ci to powiedzieć. nie wiem. nic już nie wiem, oprócz tego że Cię kocham i bezgranicznie Ci ufam... może przez to wciąż ginę.

piątek, 18 listopada 2011

Porąbana noc

dawno mi tak stopy nie zmarzły jak dzisiaj. w sumie to chyba jeszcze nigdy aż tak. to było dziwne. czułam się jak bym nie miała palców. szłam i nie czułam stup. dziwnie tak.

czas ucieka i już miesiąc mija. a ja nie mogę w to uwierzyć. jutro na parę dni zrobię sobie dietę czekoladową. to będzie coś fajnego. uwielbiam ten smak. dla mnie to jest coś więcej niż tylko czekolada..

jutro sobota. i naprawdę nie chce mi się nigdzie wychodzić. chcę siedzieć w domu. najlepiej by było jak bym miała całe mieszkanie dla siebie.. pustka i cisza.. to to co chcę na jutrzejszy dzień.. ale wiem, że tak nie będzie. i wiem, że nawet nie będę mogła się wyspać. a tymczasem dziś skończyłam oglądać 2 sezon PW. i chcę więcej i więcej. w oczekiwaniu na czekoladę, myślę o stercie ciuchów, która czeka abym ja poskładała. [jeszcze dziś]

dziś miewałam różne myśli. bardzo mieszane odczucia. pomyślałam sobie, że powinnam sobie zupełnie dać siana. traktować to wszystko z największym chłodem. że zostawię sobie tylko nadzieję. ale naprawdę tak się nie da. wystarczy jedna milionowa Twojego gestu, żebym w tym wszystkim widziała to, co było kiedyś. nie potrafię całkowicie się odwrócić. to wszystko znaczy dla mnie po prostu zbyt wiele. ale z drugiej strony nie mogę sobie wyobrazić tego jak by to było gdybym miała być teraz z Tobą. nie mówię to do tego, że nie chcę. tylko jak by to było.. snuję na ten temat teorie i układam je na stosach już ułożonych, które są w mojej głowie.

Dziś miałam okazję poczuć Twoje ciepło...

Ashes and Wine

jutro piątek.. i wcale się nie ciesze. nie mam siły.. padam z nóg. ale jakoś nie mogę wcześniej położyć się spać. tak jak bym w głowie miała to że i tak mi to nic nie da. nie chce mi się nic. nie chce mi się sprzątać. nie chce mi się nawet myśleć w jakim bałaganie żyję. ale wciąż na to tracę energię.. ale nic z tym nie robię. to mnie w sumie przeraża. z resztą wszystko mnie przeraża. tracę energię na myślenie o wszystkim zamiast wziąć się za ogarnianie. ale jak tak w sumie sobie myślę to przecież to syzyfowa praca. i nie wiem czy nie bardziej opłacalne jest sprzątanie po dłuższym czasie niż tak po troszkę. bardziej jest widoczny efekt. niczym moje obcięcie włosów. dopiero jak zobaczyłam obcięte warkocze to doszło do mnie że one były moje i że udało mi się je wyhodować.

zmieniając temat. tak w sumie wczoraj mnie naszło na wspominanie. więc nie obejdzie się bez tego dzisiaj. już nie na temat chleba a tego jak to Anka wjechała na sankach w krzaki czy w drzewo. również miałam około 4 lat. a może trochę mniej? sama nie wiem. ale pamiętam, że to była piękna zima. pamiętam moje trzewiczki i ubieranie się w kombinezon. to jest jak zdjęcie w mojej głowie. pamiętam że tata stał troszkę niżej, najprawdopodobniej miał rozpiętą kurtkę. ale tego nie jestem w stu procentach pewna. wiem na pewno że stał niżej i popchnął Ankę. widzę jak ona zjeżdża na drewnianych sankach wprost na drzewo. przestraszyłam się że może jej się coś stać. pamiętam że stała jak wryta. musiałam śmiesznie wyglądać. i w sumie tyle z mojego wspomnienia.

 chwilę się zastanawiałam czy dać cytat z chińskiego ciasteczka. no i pojawi się tutaj..
By osiągnąć Nirwanę, trzeba przestać traktować umysł jako zwierciadło świata, trzeba być światem.

przebiega tędy tyle literek, tyle znaków. co trochę to białe pole wypełnia się czarnymi "mrówkami". mogę powiedzieć, że ciesze się, że mogę sobie tutaj pomrówkować.

nieustannie jem. przyszłam ze szkoły i wciąż jem. to to, to tamto. myślę że już nie mogę więcej. bo tak się czuję że z kolejnym kęsem zwymiotuję. i brzuch mnie boli z przejedzenia. miało się skończyć na jabłku. nie lubię tego. od razu czuję się jak bym popełniła jakieś przestępstwo..

oglądnęłabym sobie jakiś dobry film. i chciałabym sobie znaleźć chwilkę by sobie posiedzieć na biurku. ale przecież jeszcze śniegu nie ma. więc chcę śnieg.

Jeśli się zestarzeję i będę tracić pamięć chcę żeby ktoś pokazał mi moje wspomnienia.

środa, 16 listopada 2011

Down

ja chcę zostać w łóżku. chcę spać ile tylko zdołam. chcę poleżeć. by nie mówić każdego kolejnego dnia: kurwa. i może to idiotyczne. i na prawdę nie odzwierciedla tego. no ale. ja bym chciała. chciałabym wreszcie zanurzyć się w Twoich ramionach. i może to nigdy nie nadejdzie. może mi się zdaje, może. może po prostu mnie unikasz. nie wiem. dziwne jest to wszystko.

a co gdyby Czerwony Kapturek zakochał się w Wilku? czy pozwoliłby zjeść swoją babcię. a może sam by go karmił czym by sobie tylko Wilk zażyczył. a może gdyby tak zrobić parę z Kubusia i Prosiaczka. przecież to najlepsi przyjaciele. może Prosiaczek jest facetem. nie wiem? ale czy komuś to przeszkadza.?

dawno nie siedziałam na biurku przy oknie. ale za niedługo zacznie się zima, więc i to przyjdzie z czasem. a śnieg w tedy będzie padał na zmarzniętą ulicę. dziś spadły pierwsze płatki. które utrzymują się tylko chwilkę. lecz schładzają ziemię. mimo że są takie małe i niepozorne. spadają i przygotowują na zupełne pokrycie śnieżnym puchem..

dlaczego nie jest jak kiedyś? a może nigdy nie było tak jak trzeba. pamiętam jak kiedyś mama robiła mi kolację. i powiedziałam jej, że nie chcę z tym chlebem. że chciałabym z innym. za to dostałam karę i mama mnie uderzyła. to jest tylko taki przebłysk w głowie. nie mam pojęcie ile mogłabym mieć lat. ale w mojej pamięci utknęło to, że blat był na wysokości moich oczu a mama była duża. w tedy mama się chyba rozpłakała.. w tedy nie wiedziałam co zrobiłam źle. dziś już wiem, że to była reakcja na to że mama chciała by mi dać wszystko a tak naprawdę sama często nie jadła. a ja jeszcze wybrzydzałam.. ktoś pomyśli wstrętny bachor. ale jak dziecko nawet nie sięgające głową na blat może to zrozumieć?

nadal jest mi zimno. spać mi się chcę. i to właściwie nie teraz. tylko rano. rano jest najgorzej. a wcale nie wstaje nie wiadomo jak wcześnie.

mam ogromną ochotę na kawę mrożoną. a 19 minie miesiąc odkąd nie miałam czekolady w ustach. już mi cieknie ślinka. czekolada jest moją towarzyszką. mimo tego, że nie raz ją opuszczam. ale to jest właśnie to towarzystwo które źle wpływa. ale tak bardzo chciałabym już poczuć jej smak. tymczasem mam tylko jej zapach i wyobrażam sobie jej smak..

czasem lubię obliczyć sumę którą mogę wydać. i stracić te pieniądze na coś zupełnie nie potrzebnego. bo przecież są to 'grosze'. tylko najczęściej kupuję w tedy jedzenie. powiedzmy że to uzależnienie od jedzenia. jem dla zasady. jem bo lubię i mi się to podoba. ale później jem i grubnę. później nie jem wcale. nie jem a tylko patrzę na jedzenie. taka właśnie jestem.. 

Kiedyś to wszystko i tak się skończy. I może jest, jak jest, bo ogranicza nas strach przed nadejściem finału.

poniedziałek, 14 listopada 2011

A Thousand years

cały dzień zimno.
i tak zostało do samego wieczora. nie myślałam że tak będzie. no. ale przecież mogę myśleć o tym różnie. i chyba to najbardziej boli. kuuurde. pasowało by mi się jakoś ogarnąć ale nie potrafię. cały czas to siedzi w głowie. nie mówię że źle. ale inaczej nie potrafię. bo niby wszystko jest ok. ale czy tak naprawdę jest? nie wiem.

jutro oby mnie nie pytała. oby nie było kartkówki z historii. oby sprawdzian był na moje możliwości. a wf przebiegł bez większego wysiłku. oby..

zasłaniam twarz dłońmi. tak jest mi najlepiej. mimo wszystko ciemno. a moje myśli przybierają różne kształty..

dziś zaspałam. i tak dobrze że się obudziłam. coś mi się śniło. ale nie mogę sobie przypomnieć co... z tego pośpiechu po prostu zapomniałam.

naprawdę nie mam siły. i nie wiem jak innym ich starcza.chyba że to ja robię coś źle. a ja po prostu chcę zostać w domu i spać. przespać wszystko co najgorsze.

nienawidzę siebie..

poniedziałek, 7 listopada 2011

I Need To Know

wstrzymuję oddech. patrzę na zdjęcia. do oczu napływają łzy.. to był ten czas kiedy nie musiałam udawać. i chciałam być taka jaka byłam. to że kiedyś nie lubiłam rurek zmieniło się właśnie w tedy. w tedy nosiłam moje ulubione dżinsy, nie ważne czy komuś się to podobało, chodziłam w niezwiązanych trampkach. było też mnóstwo bransoletek z muliny. proste włosy, i ten uśmiech. bo byłeś obok. wiedziałam że coś znaczę, że nie jestem obojętna. gdy patrzę na te zdjęcia ściska mi w gardle. przypominam sobie każdy pocałunek. Twój zapach, Twoją czułość kiedy byłam w Twoich objęciach. i ciul z obietnicami danymi sobie. że nie będę płakać. kiedy tylko się powstrzymuję to wraca ze zdwojoną siłą. ale będę to robić nadal. będę się starać. bo taka nie mogę być. kiedy już będę pękać chcę poświęcić na to noc. chcę się powstrzymać od łez. próbowałam, zakrywałam twarz spłynęły dwie łzy i wracałam do siebie. teraz chcę aby nie wypłynęła ani jedna łza. nie chcę zakrywać twarzy. chcę żeby to się zmieniło. będę się starać, będę próbować. ale kiedy jestem zła, zła na siebie w tedy łzy płyną szybciej. i nie potrafię ich powstrzymać. próbuję za to obwiniać innych. a przecież winna jestem ja. kiedy spada jedna, druga, piąta, po prostu kolejna złości mnie to jeszcze bardziej, ta słabość.. łzy tak bardzo mi dokuczają. wszystko stoi w miejscu. co z tego że czas biegnie. on biegnie obok mnie. może i to maraton i może ja też w nim startuję. ale moje nogi są tak ciężkie że nie jestem w stanie zrobić nawet kroku, bo się boję. a może to najlepsze wyjście? nie wiem. nie mam pojęcia. mimo że bardzo mi brakuje Ciebie, nie chcę się wychylać po raz kolejny. ale tyle planów mam w głowie a jeden najważniejszy to pokazać Ci jak bardzo Cię kocham. i może dlatego stoję w miejscu. nie wiem, naprawdę nie wiem. powoli szaleję. chciałabym Cię dotknąć tak jak kiedyś mogłam to zrobić codziennie. trzymać Cię za dłoń. wtulić się w ramiona, usta, chcę czuć Twój oddech na mojej szyi, brzuchu, twarzy. wciąż doszukuję się znaków. ale czy powinnam.? czy powinnam wychodzić z domu myśląc i mając nadzieję każdego dnia że Cię spotkam.? czy to wszytko tylko moja wyobraźnia? w tedy, z Tobą, czułam się dla kogoś ładna. komuś potrzebna, miałam cel. by robić najgłupsze rzeczy wiedząc że robię je dla Ciebie. a Ty stałeś obok i upewniałeś mnie pocałunkami że to wszystko jest czegoś warte, dziś wiem. te wspomnienia są warte ponad wszystko. kilka zdjęć jakie mam dziś mi również o tym przypominają. ale także mówią że życie to nie bajka. a może i bajką. tylko grająca główną rolę jest zła. kto wie jak to się okaże pod koniec życia.? jaki tytuł będzie tej bajki, może i komedii, dramatu. dziś nie wiem. jaka będzie ta główna rola którą wciąż gram.? kiedyś chciałam się zabić. męczy mnie to. i nie odchodzi. chciałabym sobie za to wybaczyć. ale nie potrafię i nie mogę. istnieją osoby które po prostu mi tego nigdy nie wybaczą. będzie mnie to prześladowało do samego końca. a może to tak że jestem za głupia by żyć.? nie wiem. ale mimo wszystko tu jestem i może właśnie życie jest za głupie i nie potrafi mnie wykiwać skoro już żyję chciałabym do czegoś dojść. lecz jak mam iść. jak to wszytko mnie trzyma w miejscu w którym utknęłam.? może i za dużo pytań. może nie powinnam dzisiaj pisać, otwierać folderu, i patrzeć jak tępa idiotka w monitor komputera. ale to robię. teraz myślę że nie wiem czy chcę rozmawiać z Tobą, chcę ten wieczór. chcę żebyś Ty mówiła. ale nie ja. ja nie chcę łez. nie chcę żebyś je widziała. żeby ktokolwiek je widział. mam nadzieję że nie przeczytałaś tego zanim Ci powiem wprost. myślę że przez łzy ucieka coś ze mnie. wypełza na zewnątrz. ale chcę żebyś Ty mówiła. ostatnio tak mało o Tobie wiem. umiesz się maskować a ja nie potrafię Cię rozgryźć. przeczytałaś już tyle słów. chyba tak lepiej. naprawdę wstydzę się moich łez, moich słów, siebie. a za razem się boję.. nienawidzę się za wszystko. skoro nie da się cofnąć czasu, chcę to jakoś wszystko naprawić, poskładać do kupy, ale brakuje mi czegoś. najchętniej leżałabym w łóżku, żeby było pusto w domu. cisza.. nie mam na nic ochoty, i mimo że od niedawna prawie nic się nie zmieniło.  (prawie- to więcej słów) to nadal bym chciała się zamknąć, nic nie mówić. tak mi lepiej.. chciałabym tak jak duch, tak by móc być w tedy nie zauważalną. bo kiedy naprawdę się staram jakoś w to wszystko wejść. to w tedy wszystko ma mnie w dupie. zawsze na odwrót. może to właśnie życie ma na celu, myśli. ale jak z tym istnieć.? bo żyć jest łatwo. jedzenie i picie choć i niewielka ilość i tak starczy o raz sen. reszta jakoś przychodzi sama. to wszystko. ale co zrobić by być czymś więcej niż tylko zwierzęciem.? słowa połączone z muzyką mają chyba jakąś moc. pozwalają się wypłakać. tak by nikt nie widział. może i przybyło mi jeszcze więcej myśli wraz z tyloma słowami. ale muszę. muszę się wypłukać z tego. i mimo że to nie wszystko. że to jakaś część. ale jest zostawiona. tu i teraz. i to co w głowi po części jest tu i teraz. przez te właśnie słowa. w myślach cały czas mam to że chcę wiedzieć jak jest. jak jest naprawdę. chciałabym wiedzieć czy kiedykolwiek coś wyjdzie z mojego czekania. że kiedyś przeczytam to ponownie. popatrzę na Ciebie i będę mogla powiedzieć dziękuję. po czym Cię pocałuję. a jeśli tak nie będzie mogło być już nigdy chciałabym wiedzieć że nie muszę już czekać. ale powiedziałeś że kochasz ale że nie możemy być ze sobą. powiedziałeś tak. czy to się równało z tym że czekaj na mnie. jak na razie nie teraz. ale kiedyś może.. pocałowałeś mnie w czoło i tak po prostu. a może i nie. ale mimo wszystko odszedłeś. zostawiając mnie z najważniejszymi dwoma słowami. Kocham Cię... czy nie tak.? dlaczego nie odebrałeś mi nadziei.? najważniejsze słowa dudniły mi w uszach kiedy brałam tabletki, oczy bolały kiedy kładłam się by czekać, a później serce mi pękało że niestety tylko wymiotuję. jestem wciąż zostawiona z Twoim kochaniem. nie przeszło. nie zostawiło mnie. mimo że mówiłeś że lepiej żebym zapomniała. jestem w stanie o wszystkim zapomnieć gdy powiesz mi jak naprawdę jest. te zdjęcia. gdy na nie patrzę. na utrwaloną chwilę. wiesz co widzę? widzę Twój wzrok. pełen... tak... miłości. pełen miłości. może sobie wmawiam. może wmawiam sobie również to że widzę Go nadal. i choć nie jest to utrwalone zewnętrznie. wciąż króluje w mojej głowie. a ja wciąż na nowo do tego wracam. analizując wszystko ze szczegółami. czy abym już nie zwariowała.. nie wiem czego chcesz. i nie mogę mieć pojęcia. nawet nie powinnam mieć nadziei.. ale przecież niczego się nie dowiem gdy będziesz milczał. ale może kiedyś. może kiedyś się dowiem..

poniedziałek, 17 października 2011

Mad World

i tak z tego weekendu zrobiło się nic pod względem nauki.. ale co jak co. piątek. Prowincjonalna.. chcę tam wrócić.. chcę tam sobie posiedzieć.. przy świecach z herbatą, gorącą czekoladą. z czymkolwiek. posiedzieć.. fascynujące miejsce. tak ciepło. i przytulnie. idealnie pasuje tam czerwone wino.. to jest jak cofnięcie się w czasie.. mam nadzieję że w niedługim czasie tam pójdziemy..

ten tydzień nie będzie fajny. jedyne co mam nadzieję to to że w pt tak na zakończenie tygodnia będzie ta długo oczekiwana młodzieżówka. bez niej to nie to samo.. ten tydzień będzie głupi.. za dużo nauki. której nie ogarniam.. a bodajże w sobotę będą imieniny babci. i mam nadzieję, że na kolejny tydzień nie będzie dużo nauki..

najchętniej zostałabym w domu. w łóżku. nie szła do szkoły. bo nie ogarniam.. za bardzo głowa mnie boli.. za bardzo kuje w klatce piersiowej.. chcę ciepłej herbaty, kołdry i ciszy..

minęła noc. kończę pisać rano.. jestem zła że nie mogłam skończyć wczoraj.
nie mam siły.. nic mi się nie chce. nie chcę iść do szkoły. nie chcę pisać sprawdzianu z angielskiego. nie chcę żeby wypadł jak zwykle. nie mogę zapomnieć Włóczykija dla Zawała.. jeszcze tylko muszę Go troszkę wyprasować i powinno być ok. nie mam zeszytu do fizyki.. a pasowało by mieć. jutro sprawdzian z biologi.. nie mam ochoty się niczego uczyć.. nawet biologi. do biologi i tak się przyłożę. i nie przestanę dopóki nie będę umieć.. stanowczo czas za szybko leci. wolę wieczór.. i właśnie zasłoniłam sobie zasłony, jak bym się chowała przed słońcem.. przed wszystkim...

"Bez mojej zgody"- chyba nic więcej nie muszę mówić.. jak dla mnie cudowny film..  chcę przeczytać książkę..


Lecz nade wszystko wiedzieć, że wszystko, co było, nie mogło, nie powinno być inaczej, z innym, gdzie indziej, kiedy indziej – to właśnie jest szczęście.
— Jacek Dehnel


Myślę o tym wszystkim każdego dnia i tylko czasem (prawie zawsze) mnie to przerasta...

czwartek, 6 października 2011

You and Tequila

no i już po spr. z matematyki. jakoś chyba poszło. oby Piotrek też dobrze napisał. ma już 2 jedynki więc nie jest najlepiej. właśnie teraz 22.22 kuuurczę czas pędzi, to jest jakaś masakra. dziś i tak wyjątkowo mi się ciągnie. dziś może przeczytam sobie 2 księgi, p. Tadeusza?

mój najmniejszy palec prawej stopy będzie chodził o kulach. a co. jemu też coś od życia się należy. śmiać mi się chce na samą myśl o j. polskim. Piotruś wymiata a Edyta tylko podpuszcza. ale przynajmniej śmieszniej było. te wszystkie teksty jakie poleciały. niestety Piotruś się hamował. i jakoś doczytał do końca. wgl. chory, biedny katar ma. wsp mu. bo katar tak jak już mówiłam 1000000000000 razy to najgłupsza i najgorsza rzecz na świecie. a lubię gdy gardło mnie boli. i lubię mieć chrypkę choć często mi się to nie zdarza.

mój rozdział z długimi włosami powoli się kończy. ciągle tylko biadolę o tym ale już jutro większa część będzie odcięta..

jebcyć to tak po chamsku. typowo. jebaj to tak już milej. jebcyć to tak po szwabsku. lubię: jebaj się.!


cóż więcej dodać. brzuch mnie boli. na jedzenie jakoś ochoty nie mam.

o kurczaczki. na jutro biała kartka. w sumie chyba za 2 tyg tez mogło by być. tak coś chyba słyszałam. albo się przesłyszałam. a to całkiem możliwe. żebym nie zapomniała się dopytać o to. a jutro będzie inaczej. zupełnie. ciekawość. to mnie ciągnie jak na razie.



Na co człowiekowi świstek z napisem, że studiował, lizał dupy profesorom i opierdalał się przez 4, 6 czy 8 lat? [...] Jakie to wszystko głupie. Przecież jak coś umiesz, to umiesz - nie umiesz, to nie umiesz. Co ma do tego szkoła i papierki?
— William Wharton
Tato



Rodzimy się z krzykiem. Z buntem dorastamy. W szalonym pędzie życia gubimy ponad miarę cenne perełki czasu, ścigając marzenia niedościgłe, chwytając chwile nieuchwytne...
— Halina Ewa Olszewska
 
 
 
 
A wiesz? Sny i marzenia to nie wszystko. Ja chciałabym mieć Cię obok. 

Chciałbym umrzeć z miłości

Jesień, o tak, kolory, żółcie, zielenie, brązy, czerwienie. wszystko tak piękne. Można chylić czoła naturze, bo wyprawia takie cuda na tym świecie. chciałabym mieć tyle barw i kolorów by zabarwić nim moje życie. lecz przyroda woli zrobić to za nas. może dlatego, że jest już doświadczona i wie jak ich używać, kto wie? ale mimo wszystko chciałabym taki pędzel-moją wyobraźnię- żebym mogła namalować wszystko co zapragnę. a za chwilę będzie biało i najlepsza okaże się herbata z cytryną.

"Madonna... z nieba"

nie ogarniam chemii. i ciul.
jutro spr. z matmy. i dziwnie, bo się nim w ogóle nie przejmuję. tak jak by go wcale nie było. chyba tak najlepiej. stres się zacznie przed samym sprawdzianem albo w trakcie. a może wcale?
jestem dziwnie spokojna.
i może dlatego mam brak weny. co mnie jakoś specjalnie nie zadowala. bo chciałabym pisać. a nie mogę.

Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one są właśnie takie. Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne, albo że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
— Paulo Coelho


A to co znalazłam dziś. i zmieniłam, nie wiem czy poprawiłam, ale zmieniłam, tak bardziej mi odpowiada. chyba moje. i o ile dobrze pamiętam pisane na 2 razy.. 

Skacz i tańcz, tak jak ten śnieg,
w mroku niewidzialnych gwiazd.
Niech to Cię niesie
tam, do góry, gdzie nasz świat,
gdzie czeka nas uczucie, o tam!
Pędź boso ile masz tchu
ponad dolinami opętanych,
ponad życiem. 
o Nieśmiały!
weź mą dłoń, porwij w tany
miłości przeczystej Twej.

wtorek, 4 października 2011

Love your love the most

wczoraj tak narzekałam. a dziś mi jest głupio. dziś to ja przeszłam i Cię nie zauważyłam. na szczęście Ty na jednym z kolejnych przystanków, przyszedłeś. za to dziękuję. bo przecież nie musiałeś. zrobiło mi się tak miło. i się tego nie spodziewałam. zaskoczyło mnie to. ale w bardzo pozytywnym znaczeniu. na samą myśl się uśmiecham. i dało to mi energię na cały dzień.

nie lubię miejsc publicznych. nie lubię tego że trzeba patrzyć na ludzi, żeby ich zauważyć, powiedzieć dzień dobry. w tedy zawsze się zawieszam i idę w takiej jakby nie całkiem przezroczystej bańce. nie całkiem, bo przecież mogłabym przez nią spojrzeć. ale zwyczajnie tego nie lubię. chyba bym się spaliła ze wstydu jak bym złapała wzrok jakiejś nieznajomej osoby. po prostu tak mam. i coraz częściej ostatnio mi się to zdarza, że tyle osób zwyczajnie nie widzę. może to dlatego, że myślami jestem gdzieś indziej. nie wiem. po prostu tak mam. a pasowało by się tego oduczyć. patrzenia w podłogę, w pustą przestrzeń, a przecież tak jest wygodniej, czyż nie? boję się wzroku i spojrzeń ludzi.

nie ogarniam, i łaciny i chemii. reszta być może będzie ok. no ale.. będę prosić Górka żeby jakoś choć trochę mi wytłumaczył. mam nadzieję że choć trochę pojmę. choć będzie ciężko. no ale cóż. jak nie to faja i ciul. przecież nie pierwsza i nie ostatnia a to tylko kartkówka.

mam już numer. więc mogę dzwonić. księżyc też mi sprzyja. no to do roboty, czas na małą zmianę. małą jak małą. mam nadzieję. że to będzie odpowiednie posunięcie. mam nadzieję że będę w pełni zadowolona. wiem że będzie mi żal. chcę się zobaczyć już w krótkich włosach. nie chcę widzieć jak się ścinają. ale nie wiem czy się wytrzymam i czy się nie oprę by spojrzeć. mam nadzieję że nie. ojeeeej. to jest masakra.


dziś będą dwa cytaty...:

Kto nie umie przysiąść na progu chwili, puszczając całą przeszłość w niepamięć, kto nie jest zdolny trwać w miejscu jak bogini zwycięstwa, nie doznając zawrotu głowy ani lęku, ten nigdy nie dowie się, czym jest szczęście.
— Fryderyk Nietzsche
O pożytkach i szkodliwości historii dla życia


– Tak więc zostaliście bez pociechy duchowej? 
– Jest wódka. 
— Andrzej Sapkowski
Boży bojownicy


  teraz idę do Tadzia i wreszcie muszę zabrać się za książkę od Zawała. aha.. jeszcze fiszki.(!)



Czy Ty dalej masz moje skrzydło nadziei.? Czy nie chcesz żeby odfrunęła.? Ja go nie mam, więc nadzieja na razie z mojego serca nie odleci. Nie ma jak.

Bóstwo

no i tak. wycieczka minęła. fajnie było ale tylko w ośrodku. na samą myśl o tej wycieczce mam dość. a z resztą co to za wycieczka. toż to wyprawa. i tyle co się sklęłam na tej wycieczce to chyba przez pół roku  by się nie nazbierało. no cóż. są ludzie i... ludzie. ale ogólnie ośrodek miło się kojarzy. a klasa jest taka słodka jak jest spita. to trzeba przyznać. tak wiele się działo. że aż nie do opisania.

wnerw na babkę w szkole Amelki i na faceta sprzedającego bilety. a jeszcze pewien typ ma oddać mi pieniądze.

i nie mogę się z tego powodu użalać. ale chyba muszę się gdzieś wypłakać. to w sumie nic nie znaczyło. ale dzisiaj był poniedziałek. a Ty nawet nie zauważyłeś że siedziałam tam gdzie zawsze.. nie mówię że nie zauważyłeś umyślnie bo rozmawiałeś z tą dziewczyną. ale ja wciąż miałam nadzieję. i myślałam, że się odwrócisz. no ale tak się nie stało. wróciłam sama. szłam wolno. pilnowałam się by nie płakać. i nie to że  jestem zła czy coś. nie tylko tak po prostu. może przez moją naiwność. ale nie wiem jak to się dzieje. jak mam rozumieć Twój wzrok. mimo że w piątek byłam zmęczona. widziałam.. i wciąż się łudzę, i łudzić będę. bo cóż mi pozostaje. przecież nie mogę powiedzieć, że nie chcę Cie już kochać. bo było by to największe kłamstwo. chcę, bardzo chcę. i to chyba tak bardzo boli. bo nie mogę kochać Cię wprost. kocham poprzez te tutaj słowa, westchnięcia i uczucia. które właściwie nie wysyłam bezpośrednio do Ciebie. właściwie piszę to dla siebie. a tak naprawdę chciałabym kochać słowami mówionymi do Ciebie, wspólnymi westchnięciami nad filmem, książką i wszystkim co jest oraz odwzajemnianymi uczuciami. tak po prostu kochać Cię z całych sił. chcę żyć szczęściem z Tobą. te wszystkie znaki. przecież tak naprawdę mogą nic nie znaczyć. ale ja sobie wmawiam, że (i nie) znaczą. znaczą tak wiele. a zarazem mówię. głupia. no bo przecież to może nie być tak jak myślę. może to i przyzwyczajenie. że nie płaczę tak często. może i pogodzenie się z tym. bo jakoś żyć muszę. muszę dożyć tego momentu w którym będę mogła z Tobą o tym wszystkim porozmawiać. wyjaśnić. chciałabym już. ale wolę żeby pierwszy krok był z Twojej strony. zbyt boję się tej bolesnej części. nie wiem jeszcze czy prawdy. ale to napawa mnie strachem i kpi ze mnie jak tylko może na wszystkie możliwe sposoby. wypełnia tak zupełnie i czy to jest w moim mózgu czy nie ale jest. i to wystarcza. bo w mojej głowie także jest to, że Cię kocham, że mam wciąż nadzieję, że tęsknię. tęsknie zawsze. na razie milczę. i zdołam jeszcze milczeć. czekając na ten jeden krok, Twój krok. który będzie tym ostatnim, a może i za razem pierwszym. wszytko jak mgła się unosi i nie chce opaść, te wszystkie uczucia. bledną i jaśnieją przy świetle księżyca. zmieniają światła z czerwonego na zielone i odwrotnie. są wszystkim tym co jest na tym świecie. a słowami nie jest się w stanie tego opisać. bo kochać. to nie wszystko. kochać to przecież tak wiele. a jest to przecież takie oczywiste. ta bliskość, zapach, dotyk, słowa, gesty, uczucia i wszystko inne. za  tym tęsknie, przez to milczę, czasem płaczę, kocham i w tym mam ufność. przez to czasem zakładam różowe okulary a czasem świat jest taki szary, zimny i blady. i to nie przez Ciebie. nie myśl sobie. bo to wszystko przecież jest w mojej głowie. więc zanim cokolwiek powiesz. chciałabym żebyś był 100 % pewny. żeby to było na zawsze.

i ciul ze wszystkimi, drobnymi sprawami....


...żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw...
— Jonathan Carroll
Poza ciszą




Dziś tym będzie słowo kocham.

poniedziałek, 26 września 2011

Serce w Paryżu

wyspałam się w południe. i teraz robiłabym wszystko. mam już Włóczykija naszkicowanego. ale nie mam farb. ma ktoś farby? chętnie bym go skończyła. no ale cóż. wezmę się za Tadzia. przyjemnie spędzę trochę nocy. po czym zasnę i nie będę mogła się obudzić rano. głowa będzie bolała. jak i dziś. najchętniej nie poszłabym do szkoły. jutro na szczęście do Kazia. ale później jest jeszcze fizyka no i wf. i nie mam na niego siły. mam nadzieję, że nie będziemy dużo robić. bo już sama rozgrzewka jest męcząca. muszę o siebie zacząć dbać w domu, żeby później na wf nie dyszeć i żebym sobie niczego nie naciągała.

no i zaczęło się. 6 lat i już normalnie szkoła. i wszystko i nk. i wgl. co dopiero się urodziła. a wydaje mi się że jest z nami od zawsze. wieżę w anioły i myślę, że kiedyś ona po prostu czuwała nad nami będąc zawsze w pobliżu. i  może stąd ta bliskość.

ten weekend był bardzo okropny. kojarzy mi się tylko z jedzeniem. dlatego wolę chodzić do szkoły. zjadłam więcej niż przez 5 dni które chodziłam do szkoły. nie lubię tego. i tylko chodzę nażarta i brzuch mnie boli.

jejciu, jejciu. nie mam na nic siły. tak mi się nic nie chce. najchętniej cały dzień leżałabym sobie w łóżku. i nic nie robiła. to by było fajne. popadłabym w małą melancholię. oj, chciałabym. może w tedy bym przemyślała wszystko na surowo. w sumie i tak bym doszła do wniosku, że wszystko nie ma sensu i mi tak cholernie na Tobie zależy, i jak bardzo Cię kocham. może po takim obijaniu powstałaby ciekawsza notka kto wie.. bo teraz mam wrażenie, że piszę sobie by pisać. a gdzie podziały się moje większe przemyślenia.?

no i co.? zaczynamy kolejny tydzień, który zleci tak szybko. już do lekarza, drugiego, głupia środa, no i już wycieczka, i jej koniec, no i upragniona młodzieżówka. kolejna sobota, i spanie, niedziela. i już kolejne załamanie z powodu pójścia do szkoły. tydzień za tygodniem. to jest jakaś rzeź. po prostu byle by szybciej.

W życiu nie ma przypadków. Także nie jest przypadkiem to, że tu i teraz spotkaliśmy się:
człowiek z człowiekiem, człowiek z Bogiem. Każdego dnia i każdej nocy, w życiu każdego z nas dzieją się cuda. Ale jesteśmy ślepcami, którzy tych cudów nie widzimy, nie czujemy. Ojciec, Syn i Duch uzdrawia, dotyka i leczy jeśli chcesz – tu i teraz.
Bartek Jaskot


Czy zawsze, gdy ktoś przerwie mi, gdy mówię, a Ty go upominasz, to czy w tedy przyznajesz się do tego jak Ci na mnie zależy?

piątek, 23 września 2011

Breathe

ojeej. nie mam sił. katar jest wyczerpujący. i do tego ból głowy. czasem mam takie nagłe ukłucie. w jednym miejscu i nie trwa długo. tak jak by mnie ktoś w środku ukuł igłą. takie dziwne. wczoraj tylko raz mi się tak zdarzyło a dziś już dwa.

nie umiem dokładnie na ten angielski. planuję wstać koło 8. i zrobić sobie wszystko na spokojnie. i jeszcze pouczyć się na ten angielski.

jutro już piątek. jak ten czas szybko leci. ucieka tak szybko jak najszybszy z biegaczy. czy po treningu będzie biegał jeszcze szybciej? już chcę sobie usiąść spokojnie w kościele.

dzisiaj mi się udało z polskim. wreszcie muszę się zebrać i iść po ten zeszyt. bo to jest niemożliwe. w sobotę koniecznie muszę to zrobić a jutro żebym nie zapomniała o przepisaniu religii. Meluś choruje. moja kochana. chciałabym żeby była zdrowa i się tak nie męczyła. śpi u babci. z mamą. mam nadzieję że jutro już jej się polepszy. a dzisiaj jesteśmy same. jeszcze pana Tadka sobie poczytam.

przyszły tydzień. w poniedziałek idę do alergologa i  nie idę na 2 angielskie. we wtorek idę do laryngologa i nie idę na francuski. w środę jeszcze nie wiem czy będzie coś istotnego. w czwartek- piątek wycieczka. mam dodatkowy tydzień na słownictwo z angielskiego. i się z tego powodu bardzo cieszę. jednak ciesze się że jest ta wycieczka. obym nie zapomniała że mam kupić 2 chleby, 6 kiełbasek, keczup i musztardę. specjalnie dla opiekunów.

nie lubię rano i wieczorem siedzieć w pokoju i mieć odsłonięte okna. a wieczór jak by się jeszcze w pokoju światło świeciło. jest to dla mnie takie denerwujące. lubię trochę prywatności i izolacji od świata zewnętrznego. też dlatego lubię mieć na popołudnia. przynajmniej mam ciszę(choć to pojęcie względne) i spokój. a jutro sprzątanie. już mi się nie chce.

muszę się ogarnąć. jeszcze dziś muszę trochę posprzątać. normalnie burdel na kółkach. 

Serca nasze ożywione są tym samym uczuciem, mamy tylko jedno życie i spędzić chcemy je razem; mamy te same aspiracje, te same nadzieje, te same lęki. Ja i TY, sami przeciwko całemu światu.
— Alan Alexander Milne
Dwoje ludzi

Chciałabym posprzątać w swoim życiu tak jak to robię z ciuchami w mojej szafce. 

środa, 21 września 2011

Dog days are over

zgrzytam zębami. i wolałabym tego nie widzieć to jest chore... jak z resztą wszystko.

zrobiłam matmę. w miarę możliwości angielski. nadal nie mam zeszytu do polskiego co mnie bardzo przeraża. to przepisywanie. muszę to w końcu kiedyś zrobić. ale najpierw muszę kupić sobie zeszyt. gdybym miała zeszyt zrobiłabym nawet zadanie z polskiego. mój pech.

dzisiaj rano z Zawałem kawa. mam książkę do przeczytania. przypomniała mi też o rysunkach. w najbliższym czasie mam nadzieję, że coś powstanie. jeszcze nie wiem co. ale już mam na to ambicje. dzisiaj rano zjadłam nawet śniadanie. a ogólnie ostatnio jestem anty na jedzenie.

zdenerwowała mnie łacina. i nie jestem z tego zadowolona. bo to nie jest sprawiedliwe. chemię już zlewam. bo wiem, że jej nie umiem. i co mnie obchodzą nowe rzeczy. jak ja wcześniejszych nie umiem. tak, że lipa. może jeszcze się nauczę. ale jak i kiedy, tego już nie wiem. jutro matma. oh. matma. niby lubię. ale jak coś to nie chcę iść do odp. nie chcę żeby mnie udupiła. a ona potrafi to doskonale zrobić. może odda jutro sprawdziany. niby chcę już wiedzieć na jaką ocenę napisałam ten spr. ale boję się, że popieprzyłam. jak powie że oceniła sprawdziany, nie będzie mniejszy stres niż przed pisaniem go.

wszystko ze mnie kipi jak przy febrowej gorączce. 


When the tears come streaming down your face
When you lose something you can't replace
When you love someone but it goes to waste
Could it be worse?

Myślała zatem o nim, nie chcąc o nim myśleć. Im bardziej o nim myślała, tym większą czuła wściekłość, a im większą czuła wściekłość, tym bardziej o nim myślała doprowadzając się do takiego stanu, że nie mogła już tego znieść. Zatraciła poczucie rozsądku.
— Gabriel García Márquez
Miłość w czasach zarazy

Dla mnie to znaczy miłość, znaczy więcej niż by się mogło wydawać. Ty jesteś powodem mych rozmyślań, przez które nie zauważam ludzi przechodzących obok mnie...

wtorek, 20 września 2011

Ironic.

jutro przychodzi do mnie Zawał. ponoć ma mi dużo do opowiedzenia. ciekawe co.. nie było jej dzisiaj w szkole. o tym pewnie też dowiem się jutro.

śpię więcej niż ta mrówka, która zdycha z przepracowania gdzieś tam za oceanem. 

teraz opadam z sił. wszystko mnie boli. jakoś tak po poniedziałku nie mogę się zebrać. jeszcze dziś był ten sprawdzian z biologii. mam nadzieję, że poszedł mi tak jak bym chciała. nie wiem czy uda mi się zdobyć 5.. no ale.. w piątek czeka nas kart z angielskiego. to może jakoś przeżyję ale następna wiem że mi nie pójdzie. nie umiem słówek. nie lubię się ich uczyć. gramatykę wykuję na pamięć definicję i może jakoś pójdzie. dzisiaj miałam matmę dodatkową. nie wiem czy dobrze rozumiem to co robię. mam nadzieję, że tak. a propos matematyki. ciekawe jak ten spr. poszedł. oby czas spędzony na uczeniu się tego nie poszedł się rybkać.

Meluś tak śmiesznie wygląda, jak chomiczek. co prawda ją boli i wcale jej nie życzę żeby tak wyglądała dalej, ale wygląda tak słodko. a dzisiaj słodki jeszcze był amorek.; kocham Cię, że ojeju. fajny jest.

ostatnio wszystko jest na farcie. z historią się udało. z polskim tak samo. nawet pp. było ok. dobra kończę pisanie o nauce, bo już nie mam siły myśleć. jest stosunkowo (ostatnio ten termin często znajduje się w moim zasobie słów. i nie wiem dlaczego) wcześnie. a tak mi się chce spać. jedyne na co mam nadzieję, że zdam sobie maturę i dostanę się na studia i że moja nauka nie pójdzie na marne. a właściwie czas poświęcony nauce. kurczę ale fajnie by było wiedzieć że już się wszystko umie i że się spokojnie zda. no ale cóż. nie dowiemy się dopóki nie napiszemy tej cholernej matury. a raczej dopóki nie dostaniemy wyników.

ostatnio nawet nie ma czasu marzyć. lektura mnie pochłonęła i czytałam do 2.15 a poszłam spać tak koło 2.30. jakoś tak mi się ciągnęło. w sumie książka sama w sobie pobudza nas do refleksji. no ale cóż. ileż można się zastanawiać, czy dobrze zrobił że się zabił czy nie. i co byśmy zrobili na jego miejscu. wg. mnie takie przemyślenia są nie na miejscu. ale dlaczego nie na miejscu to już inna sprawa. nad którą ciężko się rozwodzić. poniekąd z wiadomych przyczyn...

trochę padało. dni są chłodniejsze, bardziej szare, choć od czasu do czasu prześwitują barwne liście, jarzębiny i czerwone od owoców jabłonie, jesień się zbliża a góry  już jakiś czas wołają. oby się udało, oby liście do końca nie opadły. a i pogoda dopisała. oby była możliwość. i tak jak mówiłam, turbacz mnie nie ciągnie, niech się turbaczy. a dziś jeszcze chcę tęczy nad śpiącym miastem.

Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne, a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści. Nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka , który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi nie odejdzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć siebie, przyniesie nadzieję i radość. Bo miłość to bycie do dyspozycji, to gotowość do tego, by usłużyć, pomóc, przydać się, zaopiekować się. To chęć, by być potrzebnym. Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostanie się żadna złuda, zaślepienie.
— Mieczysław Maliński

Happiness hit her like a train on a track
Coming towards her stuck still no turning back
She hid around corners and she hid under beds
She killed it with kisses and from it she fled
With every bubble she sank with her drink
And washed it away down the kitchen sink




 Ty jesteś moją motywacją.
A gdy jesteś obok moja wyobraźnia gna ku marzeniom. W tedy czuję Cię w mych ramionach. 

niedziela, 18 września 2011

Set fire to the rain

ojeeeej. męczący dzisiejszy dzień. jutro już tylko się douczyć. i powinno być dobrze. dzisiaj sobie jeszcze chcę poczytać wiec muszę się w miarę streszczać z notką.

śniło mi się, że miała przebrać się za różową panterę. dosyć śmieszny sen. tak dobrze się spało. mimo tego że rano było tak zimno to mi się podobał cieplusi kocyk. to wyludnienie w niedzielę o 7.30 na ulicach jest przerażające. a zarazem takie fajne. pan który wymachiwał rękami, przeszedł o dziwo spokojnie. legalne przeglądanie wystawy z sukniami ślubnymi mi się podobało. nikt przynajmniej nie patrzył. fajnie jest iść gdy jest taka cisza i zapomnienie w mieście.

jutro wreszcie muszę iść do tej głupiej biblioteki i zapłacić karę jak sobie pomyślę o wf. to już mi się odechciewa. ale dziś jak o jednej kawie jestem to i tak zaskakująco w miarę się czuję. jedynie co to mnie trochę głowa pobolewa.

ale mnie naszło na śnieg. na białą ulicę. mróz. i białe drzewa i wszystko białe. lubię zimę. mam nadzieję że w tym roku będzie można nazwać ten okres zimą. jak na razie ranki i wieczory są zimne. po południa są ładne. choć nie wiem jak było dzisiaj. po 9 było jeszcze chłodno. ale podoba mi się to. chcę jesieni. złotej, polskiej jesieni. to jest piękne. a w zimie. chcę herbatę z cytryną i siedzieć na biurku przy oknie owinięta w koc. ooojeeeej. rozmarzyłam się.

a tak mi się przypomniało właśnie to co pisałyśmy. tam był śnieg. i On, i Ona. w najbliższym czasie muszę sobie to przeczytać. i może wena przyjdzie jakaś.

Mam dwa mózgi. Nowoczesny i staroświecki. Nowoczesny szanuje twoją wolność, upaja się tolerancją, wykazuje zrozumienie. Staroświecki chce mieć cię na wyłączność, nie ma zamiaru się z nikim dzielić, podskakuje przy każdym niespodziewanym telefonie, wpada w popłoch na widok tajemniczego rachunku z restauracji, posępnieje kiedy poczuje na tobie jakiś nowy zapach, drży, kiedy zaczynasz dbać o kondycję albo kupujesz nowe ubrania, nabiera podejrzeń, kiedy uśmiechasz się przez sen, czuje żądzę mordu na samą myśl, że obejmuję cię inna kobieta, że czyjeś ramiona splatają się na twojej szyi, że czyjeś uda rozchylają się pod tobą...
  Éric-Emmanuel Schmitt
Małe zbrodnie małżeńskie



Jeśli wiecie, powiedzcie mi jak jest... Chciałabym wiedzieć. 
Nadzieja wciąż powiewa na wietrze i czeka aż zastąpi ją pewność razem z miłością.

Everything..

hmm. no cóż. urodziny już minęły. powiedzmy, że teraz śpimy. Edyta jest zmęczona. a ja jak widać mam jeszcze trochę sił. dziś step up. lubię ten film. sałatka i placki i wgl wszystko było pyszne. kawa też wybitnie mi smakowała. ostatnio kawa mi smakuje zawsze gdy to nie ja ją sobie robię. te reklamy na YT powoli zaczynają denerwować. no ale cóż.

jak jedliśmy to tak sobie pomyślałam że fajnie by było gdybyśmy sobie mieszkali razem. nie wiem czemu ale bardziej kojarzyło mi się to ze śniadaniem. tak pozytywnie. jak dobrze, że tutaj zapisuje się to co się napisze a przez przypadek cofnie się stronę... wracając do tematu. bardzo bym chciała tak mieszkać.

ogólnie dużo przemyśleń, chyba zbyt dużo. to wszystko co jest niepewne. to co dręczy. no i odwieczne pytanie "dlaczego.?" no ale cóż. kiedyś nadejdzie ten dzień z odpowiedzią. tą ostatnią. a przynajmniej mam taką nadzieję.

temat naszej klasy jest dość dziwny. można się nad tym rozwodzić i pisać eseje. ale przecież nie widać w tym sensu. są jacy są. ja nie będę próbować ich zmieniać bo co mi do tego. bynajmniej moje nastawienie się nie zmieniło co do wycieczki. nie chcę jechać. a jak pojadę to chcę chociaż ubrać maskę o numerze "uśmiech i zadowolenie". przydało by się. a może i nawet maski nie będzie trzeba ubierać, kto to wie?.

jak na razie przed nami najbliższy tydzień. który jest przerażający. jutro nauka, nauka, nauka i jeszcze raz naukę. muszę, bo inaczej będzie ciężko. o angielski jak byś przyszedł sam od siebie do mnie. byłabym Ci taka wdzięczna. naprawdę chciałabym to pojąć, ogarnąć. tak w miarę 2 dla mnie nie jest zadowalającą oceną. chciałabym się tak tego nauczyć, żebym wiedziała, że napiszę pozytywnie.

spr z matmy był jaki był. teraz trzeba czekać na ocenę. to był nerwowy sprawdzian. i nerwowe przed sprawdzianem lekcje. to jest okropne. chciałabym już wiedzieć jak poszło. ale najbliższa matma jest w czwartek. z czego nie wiadomo czy p. Trojan je sprawdzi. ale co jak co lekcja matematyki po sprawdzianie była bardzo fajna. "odnalazłam sens życia, odnalazłam go.","ta funkcja wygląda jak macica.", "przesuń ją o wektor." kurczę jak się to rozumie to to naprawdę jest przyjemne i nie sprawia większych problemów.

- Jak się nazywa to uczucie w głowie, uczucie tęsknego żalu, że rzeczy są takie, jakie najwyraźniej są?
- Chyba smutek, panie.
Terry Pratchett
Mort



Dobrze wiesz, że Cię kocham... ale czy z tym coś zrobisz?



Chciałabym Ci życzyć tego wszystkiego co życzyli Ci już inni plus to co tak naprawdę jest nie opisane w słowa. Kocham Cię.!

sobota, 10 września 2011

Thinking of You.

Muszę odpocząć w Bogu, bo w Nim me ukojenie.

Gdyby nie jej i tak ciche kroki, nie było by jej słychać, choć krzyczała najgłośniej ze wszystkich.

no tak.. zmęczona jestem. ten ostatni tydzień jest jak na razie moim maximum jakie dotąd było. podoba mi się to. chociaż jeszcze nie jestem przyzwyczajona. i jetem padnięta. dziś już nie mam siły myśleć. chociaż chciałabym się wziąć za matmę. ale już nie jestem w stanie. co prawda jeszcze nie są to moje resztki sił. ale moje powieki już robią ukłon. i z każdą literą są coraz niżej i chcą się zamknąć na coraz dłużej.

nie chcę ryć sobie psychiki. ale od dziś na prawdę jestem skreślona. powiedzmy, że to nawet margines. jedno głupie słowo. a łzy same cisną się. tylko wspomnienie. wiem, że źle zrobiłam kiedyś. doskonale o tym wiem. ale na prawdę nie wiem czy teraz nie postąpiłabym tak samo. po prostu jestem głupia. kto wie co będzie za parę lat. jak to będzie. wiem, że już nigdy nie chciałabym się czuć tak okropnie jak wtedy. mimo wszystko dziś, wystawiam białą chorągiew. to jest jak na razie moje rozwiązanie. nie poddaję się i nie walczę.
 może kiedyś wezmę broń i wygram tę wojnę.

dziś ogólnie było sympatycz(nie). dziękuję za piękne życzenia, które w wolnej chwili będę sobie odczytywać. to co teraz mogę powiedzieć, to to, że Was kocham. no i co więcej.? zastanawiam się co bym mogła dodać do tego. piękne słowa i całe znaczenie. tego nie da się opisać, to czuje się w sercu.

cieszę się, bo młodzieżówki się już zaczęły. i te, które lubię i bez nerwów, na spokojnie. tak jak kocham. tak, że ma się ciary, to właśnie są młodzieżówki...



Wzniosę się ponad wszystko i zatańczę moją tragedię najpiękniej jak potrafię. Pokażę, że można.





... i jeszcze nie  jedna łza.

czwartek, 1 września 2011

you always make me smile.!

no i dupa. to wszystko jest straszne i mnie przeraża. jakoś sobie tego wszystkiego nie mogę wyobrazić. po prosu masakra. a jeszcze Melek idzie do szkoły. nie chcę się wierzyć. bo czuję jak by ona wczoraj się urodziła a już tyle jest z nami. to jest niezwykle miłe, bo nie wiem co bym zrobiła gdyby miało jej nagle zabraknąć.

witaj szkoło. sprawdziany. kochani nauczyciele. moja klaso. a żegnajcie wakacje i robienie co się tylko chce. mama dziś pocieszając mnie, powiedziała że to nie pierwsze i nie ostatnie wakacje. ale ja na prawdę już za nimi tęsknię.! to jest okropne. trzeba brać tyłek i za wszystko solidnie się zabrać.. bo jak nie to będzie gorzko. jak sobie pomyślę o tym to aż normalnie wszystko mi wysiada...

nie lubię starych dewot co się czepiają o nic. i jak zaczną pieprzyć to pieprzą z pół godziny. bo przecież nic innego nie mają do roboty. więc do tego żeby nadawać są pierwsze. po prostu im się nudzi. takim staruszkom to przydała by się szkoła. by była rozwiązaniem ich problemów. a i państwo było by lepiej wykształcone.

tak szybko mija czas. a ja ciągle zapominam. w sumie to chciałabym więcej pisać. ale jak mam wenę. to jakoś tak jest nie po drodze. bo dopiero późno siedzę. a tak w ogóle to byliśmy w górach i było tak świetnie. zmęczenie, muchy, Bucznik, zgubione szlaki, pan na traktorze, lody, big bek, Rytro, panie, no, no, panie, strome podejścia, muzyka, maliny, Cyrla, zdjęcia, borówki, kartka i te wierszyki, Piwniczna, czernice, drzewa, dużo słońca, dużo widoków, zdjęcia, bydło-również takie nasze, Granica, wygłupy, śmiech, milczenie, kościół, pociąg do Tarnowa, autobus, burza, bus, Nowy Sącz, zachód słońca, gąsienica, woda, jeeejku to jest nie do opisania. takie małe, duże cuda.było tak fajnie i koniecznie to trzeba będzie powtórzyć. trzeba zaliczyć wszystkie pory roku. jesień swoją drogą ale chyba zimy najbardziej nie mogę się doczekać.

w sumie trzeba już lecieć spać. a jeszcze mam skończyć malować paznokcie. na szczęście znalazłam sukienkę mam nadzieję że będzie dobra. jutro muszę wstać jeszcze wcześniej bo przecież mój Melek. mam nadzieję że zdążę się wyzbierać. wtedy wszyscy będą się zbierać. no ale cóż.

a ostatnie dni wakacji bardzo mi się podobały. i normalnie nie wiem jak dziękować. i dzisiaj też było fajnie. lubię takie dni.

I to uczucie przemieniło go na zawsze. Prawdziwa miłość potrafi to zrobić z człowiekiem, a jego miłość była prawdziwa.
Nicholas Sparks-Pamiętniki
I tak jak dzisiaj to zrobiłeś.. 
To było magiczne.
Na chwilkę spojrzeliśmy sobie w oczy, zawieszając się w czasoprzestrzeni, po czym równocześnie spuściliśmy wzrok...

niedziela, 14 sierpnia 2011

rain

i skończyłam 6 sezon. już jutro a właściwie dzisiaj bym mogła oglądać 7. ale jak na razie myślę że tego nie zrobię. do kościołana 9.30 stęskniłam się za tym. po kościele chciałabym żeby czas szybko minął co i tak nastanie. i nareszcie zobaczę, wyściskam, wycałuję i nie wiem co jeszcze. rodzinkę Dworniczków. już nie mogę się doczekać.. i na szczęście w poniedziałek jedziemy na baseny. może nawet Mariolka pojedzie.

ta zupka jest na prawdę dobra. myślę, że w sumie posmakowała by Ci też ta z vifona złoty kurczak. powiedziałabym, że ma intensywniejszy smak. inny co prawda. ale warto spróbować. lubię ser w ziołach, złoty kurczak i gulaszową. nie lubię grzybowej a kebabowa jest okropna. a jest jeszcze tyle smaków których można by było spróbować. a Ty miałaś na obiad pizze. zjadłabym sobie. nie powiem, nie powiem. 

dzisiaj taki fajny dzień. fajnie się dzisiaj gadało. lubię malować paznokcie. arbuz też mi smakował i w ogóle.. ta cała rozmowa. i te gołe stopy w łóżku. na samą myśl się uśmiecham. i wszystko inne co nas drażni a co lubimy. i to, że to będzie nasze mieszkanie. lubię siedzieć z Tobą u mnie gdy nikogo więcej w domu nie ma. lubię pić herbatę (chociaż tego dziś nie zrobiłam), lubię jeść. i w ogóle.. ale teraz zaczyna się odpłacanie w naturze. i jestem walnięta bo śmieję się sama do siebie. śmieję się do komputera.



Przewodnią myślą mego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po porostu nic wspólnego.
Emily Brontë- Wichrowe wzgórza
 
 
 
Śnij mi się częściej... bo uwielbiam gdy mnie przytulasz. uczucie nie do opisania... zrób to jeszcze... pozwól mi wtulić się w Ciebie...

sobota, 13 sierpnia 2011

Hometown Glory

ostatnia notka byłam że wyjeżdżam na jakieś zadupie. no i tak w sumie było. ale było też fioletowo. inaczej. ukraińsko. a przede wszystkim fajnie. i zakochałam się tam w takim małym szkrabie. był taki uroczy, i mówił że mnie kocha. wiem, że zapomni o mnie. a nie prędko nadarzy się okazja, żeby znowu się z nim widzieć. ale był taki cudny. Patryk. ja na pewno o Nim nie zapomnę. czy ja już mówiłam, że kocham dzieci. i że chcę synka?

wczoraj. co prawda spóźnione. ale przecież nie o to chodzi. u Kingi było tak w miarę. stwierdzam, że Emilka tak jakoś tam mi nie pasuje. nie pasuje mi to, że między nią a Kingą jest tak bliskie pokrewieństwo. że są siostrami. i jednak nie lubię owocowych herbat. one nie są dla mnie,. nie wiem czy je słodzić czy nie, nie słodzone nie są słodkie i nie mają tego właśnie smaku a słodzone są okropne. czyli nie będę pić ich wcale. i tak będzie najlepiej. za to kawę lubię. nie ważne jaką, bo i tak lubię.

milczenie to nie była najlepsza rzecz. męczyło mnie to. i w tedy, i teraz tego nie rozumiem. i raczej nie zrozumiem. to było dziwne. i nie było moje. bo po prostu wiedziałam, że musiałam trzymać język za zębami. wiele nie przyjemnych rzeczy. ale... skończony matoł by wiedział. i mi powiedział. tak skończony matoł właśnie. a sama była nie dorobiona. to jest takie głupie i dziwne. nie lubię tego. i nie chcę więcej.

ponoć stęskniłaś się za notkami. poświęcam się. i nie oglądam kolejnego odcinka chirurgów. ale to dobrze.  bo jakoś tak nie mogłam się zmotywować a Ty mi pomogłaś. a odcinek mi nie ucieknie. ale co jak co to ich kocham. tak jak i "ostatni wykład" a teraz zaczęłam moją miłość do "magiczna chwila" mam nadzieję że druga połowa książki będzie równie interesująca. czyli jestem w połowie miłości do niej. trzymam Cię za wszystko, że mnie przytulisz. co prawda za kilka/ kilkanaście godzin. ale trzymam. i nie puszczę dopóki tego nie zrobisz. ciągle jak chcemy iść na przekaźnik to jest brzydka pogoda. coś nie mamy szczęścia. a ładnie jest w tedy kiedy wcale o tym nie myślimy. ale tak bardzo pragnę usiąść sobie na kocu. i nic a nic nie robić i mieć wszystko gdzieś. a może i nawet mieć głupawkę. bo lubię gdy ją masz. lubię jak się śmiejesz. kiedy wpadniesz znowu do mnie na noc?

dziś nie biegałam. a byłby to już trzeci dzień. z Mariolką tak dobrze się biega. tylko dużo się gada. a i szybciej się męczy. mam zakwasy. w sumie to do przed wczoraj zapomniałam jak to boli. i jak śmiesznie się w tedy chodzi. mam nadzieję, że już mi przejdą i będziemy dalej biegać.

niedziela. być może baseny. bo ta mała biedulka coś choruje. uszy ją bolą i kaszle. gardło chyba też ją boli i ma katar. do tego skakała po ścianach i palec ją boli. może na niedziele już jej się polepszy. na szczęście nie będziemy spać pod namiotami. nie opisana radość. bo bardzo mi się to nie spodobało. ogólnie pomysł ok. ale nie na ten weekend.
 
- My nie mamy być prawdziwi- powiedział pluszowy konik- Ale możemy się tacy stać. Kiedy jakieś dziecko kocha Cię przez długi, długi czas, nie tylko się Tobą bawi, ale naprawdę Cię kocha, wtedy stajesz się prawdziwy.
- Czy to boli?- zapytał królik.
-Czasami tak- odparł pluszowy konik, bo zawsze mówił prawdę- Ale kiedy jesteś prawdziwy, ten ból Ci nie przeszkadza.
Margery Williams, Aksamitny królik



Nie ważne co napiszę, bo to nie słowa są najważniejsze. Ja to czuję i to płynie ode mnie... a teraz chodź... przytul mnie jeszcze raz. tak cudownie czuć Cię przy sobie.

piątek, 29 lipca 2011

właściwie Aleluya.

no już jutro będę na jakimś zadupiu nr 129. ciekawe jak będzie. jak na razie nie jestem pozytywnie nastawiona. jakoś tak mi to nie pasuje. tak jak by coś nie grało.

echo sprawia, że ściany szczekają.

no noc już sobie poszła ale przyszła następna. i wcale jakoś nie mam ochoty na spanie. może chociaż jeden odcinek chirurgów. stęskniłam się za nimi. dawno nie oglądałam bo jakoś czas mi wylewał się pomiędzy palcami i nie zdołałam go złapać

wspominałyśmy stare stare piosenki. tak dużo takich fajnych się poprzypominało. o coś takiego mi chodziło. brakowało mi ich. teraz będzie faza na nie. teraz mam fazę na Aleluya. ale nie mam fazy na jedzenie. skończyła się. na szczęście. ale mam za to jadłowstręt. nic nie wygląda smakowicie. i wcale mogłabym nie jeść. gołąbek siedzi mi w lodówce. ale teraz go nie zjem. jakoś tak dziwnie, bo jeszcze tydzień temu zjadłabym wszystko co tylko widziałam.

spałam dłużej i dlatego nie jestem zmęczona. normalnie się wyspałam jak w każdy inny dzień. nie wiem jak to nazwać ale nad ranem przez sen coś robiłam. ciku ciku ciku. gwałci., skrzypisz... jak stary rower.. aaa. to Twój stanik. jeeejku. ja chcę więcej takich nocy,. więcej, więcej. podobało mi się. i co najważniejsze. nie wyszłam w samych skarpetkach ani nie lałyśmy wodą przez okno i niczym nie rzucałyśmy przez nie jak w tamtym roku. ale też jest co wspominać.

do poniedziałku będę musiała czekać. ale w myślach będę Cię tulić i ściskać. a nawet Cię pocałuję.. a jak Cię już zobaczę. odejmie mi mowę i mnie sparaliżuje...

Zaufaj. Powiedz wszystko i może nawet kochaj... ale powiedz... powiedz mi jak jest...

czwartek, 28 lipca 2011

somone like you.

dobra kawa. pan z laską. śmiech w lumpeksach. pijana Anka. no i Piooootruś. sobie posiedział. a teraz noc z . . szczęście w oczach na widok lakieru. trochę dziś było chodzenia. spotkałyśmy Glutę. niestety musiałam skłamać. w sumie to nie było na nie ochoty. no ale dziewczyny się spotkały i wcale nie żałowały, że nas nie było. Piotruś dalej choruje na uszy. ta wata. saaam sex.(!) tyle ładnych ciuchów by się chciało kupić. a te koszulki ze szczurami były świetne. najchętniej by się wykupiło całe sklepy. i w tedy by się miało w czym chodzić. no ale money.

-eej. my się nie widzieliśmy od piątku a jest środa.
-tak?

gdak. gdak. koniecznie nasze dzieci będą musiały chodzić na wymienne korepetycje. alfabet i tabliczka mnożenia u nas leży. no ale przecież jakoś damy sobie radę. wiem że będę chodzić na zakupy. do STONKI. i-U.

dodejmowanie i dodawanie. i jej rysunki. Piotruś wyszedł genialnie. no i oczywiście hannah montanah. stwierdzam że Justynka wygląda ładniej bez grzywki. ale już jest mniejszy dzikusek niż jak przychodziła nie raz. i tak śmiesznie je. jak chomik.

żal mi zula. takie krótkie włosy do niej nie pasują. podobała mi się w takich długich. w tedy była taka dziewczęca. tak dawno jej nie widziałam. i w sumie trochę tęsknię za tamtą starą Justyną. tak dużo się pozmieniało. a przecież ona mówiła że taka nie będzie. człowiek zmienia się pod wpływem środowiska.

już tak nie wiele pozostało dni. ale jak przyjedziesz to mnie nie będzie. będę się bawić(?) na weselu. w ogóle sobie tego nie wyobrażam. ale jeszcze parę dni i będziesz o ten krok bliżej. 29 wyjeżdżasz. to w zasadzie już jutro. matko. w niedziele będzie uprawiany psychiczny sex. nie chce się wierzyć. że to tak szybko minęło. Edycie dzisiaj. w zasadzie wczoraj śpiewane było sto lat.

Gdybym mogła Ci wytańczyć, namalować lub powiedzieć jak bardzo Cię kocham... ale to i tak nie było by wszystko...

środa, 27 lipca 2011

falling awake

ojeeej. jutro pasuje też wstać. trochę  porysowałam. bo wpisywałam się Justynce do pamiętnika słuchając na okrągło rehab. i jakoś tak mi się nastrój udzielił. i jakoś tak mi lepiej się zrobiło. chyba wyszło nie najgorzej. oby tylko się cieszyła i żeby jej się podobało to będzie good. mam ochotę na rysowanie. tylko czegoś konkretnego. czegoś do kolekcji. dawno tego nie robiłam. i zatęskniłam. czyli jutro wieczór na nowo odkrywam ołówki.

mam słuchawki na uszach i wciąż mam zwidy, że ktoś coś do mnie mówi. a przecież wszyscy śpią. słucham piosenek a wydaje mi się, że mama coś gada albo jakieś inne głosy. już chyba mam urojenia.

Damien Rice ma fajne teksty piosenek. takie noo. spodobały mi się. a z resztą ostatnio jest faza na parę piosenek. mogłabym słuchać je w kółko. ale podejrzewam, że za starymi, starymi wkrótce zatęsknię a te obecne dołączą do nich.

jutro najpierw do szpitala. a później znowu będzie męczarnia i katusze. nie dla mnie ale będą. ja chcę jakiś łańcuszek i kolczyki. nie mogę zapomnieć jutro o butach. dzisiejszy nabytek. lakier, kolczyki i bluzka. z lakieru i kolczyków wybitnie się cieszę.

czas tak szybko leci. powtarzam to już któryś raz. ale nie mogę w to uwierzyć. to co było chociażby rok temu wydaje mi się jak by to było wczoraj. tak, że z wczoraj mam dużo wspomnień. wczoraj było takie długie a za razem krótkie. wczoraj już minęło. ale czeka mnie jeszcze całe jutro.

i co z tego, że czasem ktoś mnie przeraża. i wcale na niego nie mam ochoty. czasem po prostu ktoś się napatoczy. no i nic nie pozostaje jak po prostu iść obok niego. jakoś tak dziwnie. niby kawały o żydach niby śmiech z głupich zabaw. ale przecież to nawet nie jest takie zabawne. a z resztą co mnie to? nie moja sprawa. nie mój interes. mam swoje życie. prawda? ograniczone ale wciąż je mam. a to jak się potoczy nie zależy tylko ode mnie. ale dziś cieszę się, że żyję. że mogę iść na pielgrzymkę.(!)

Moje myśli są wypalone ogniem Twej miłości. Proszę, nie gaś tego pożaru i pozwól mi płonąć, się żarzyć... aż sama kiedyś zgasnę.

wtorek, 19 lipca 2011

I remeber

jednak trochę słońca dobrze wpływa na mnie. deszcz jest taki dołujący.. ale nie mogę powiedzieć, że go nie lubię. po prostu muszę mieć na niego ochotę. pogoda nie zależy ode mnie. ale ja jestem zależna od niej. i czasem jest w porządku.

bardzo nie lubię niektórych lekarzy. jeden potrafi być w porządku i być dla człowieka, a inny nie. to w sumie jak z nauczycielami, kasjerkami i każdym człowiekiem. chyba tego nie zrozumie. jedyne co wiem, wiem na pewno, to to że ludzie są egoistami i nimi będą. nie mówię, że wszyscy. ale właśnie Ci którzy nie są dla ludzi.

wczoraj na ławeczce było śmiesznie. śmieszne rozmowy, w których końcowe stwierdzenie było jakie było. takie jak początkowe. po prostu tak jest.dzisiaj też mi się podobał ten dzień. no może nie początek. ale później już tak. monkeys in my heart. krople żołądkowe i wszystko inne za co Cię kocham. może we wtorek za tydzień a może już w poniedziałek pójdziemy w góry. jakoś może damy radę. no nie?

kurczę, tak wszystko leci. że czasem nie można zobaczyć tego co się pragnie. z pośpiechu nie wynika nic dobrego. rok za rokiem mija jak dzień za dniem. i można w to nie wierzyć i się z tym nie zgadzać. ale wszystko i tak będzie pędzić dalej. ta bezsilność jest okropna. ale jak zacznie się płakać i płacze się cały dzień. to przepłacze się cały rok. i nawet się tego nie zauważy.

moje palce zdrowieją. już widzę poprawę i bardzo się cieszę. jeden dzień, a już jest lepiej. cieszę się. ale zastanawia mnie od czego to może być. niby trawy mocno pylą. może to kołdra. nie mam pojęcia. ważne że już jest lepiej.

I może Cię to nie obchodzić, ale każdy mój oddech jest z Twojego powodu. Tak jak nie muszę myśleć, że muszę oddychać, tak nie muszę myśleć, żeby Cię kochać.

sobota, 16 lipca 2011

9 crimes

zimna woda najlepszym lekarstwem. dlaczego to nie chce zejść? gdybym tylko wiedziała od czego mi się to zrobiło. rodzinny lekarz wiele mi nie pomorze. potrzebuję specjalisty. mój błąd. mogłam iść wcześniej. i już bym miała z głowy. a tymczasem mam palce spuchnięte. swędzą i bolą. od czego robią się te bąble.?

przepraszam za to że taka teraz jestem. wiem, że nie powinnam. nie powinnam się złościć. nie wiem dlaczego tak jest. naprawdę tego nie chcę. a zwykła rozmowa z kimś doprowadza mnie do łez.. oczy same się szklą. a ja je wciąż powstrzymuję. tak być nie powinno. nie znoszę siebie. cały dzień znowu bolała mnie głowa i znów miałam niskie ciśnienie. może za niedługo mi to przejdzie. być może to przez ta pogodę. sama już nie wiem.

pielgrzymka.. już zapisani. jeszcze zapłacić i dopisać adres. i w zasadzie można iść. ale bliżej wszystko jeszcze nie jest określone.

pasowałoby już iść spać. ale jeszcze mi się nie chce. podejrzewam, że gdy tylko przyłożę głowę do poduszki, zasnę. ale ja nie chcę. nie chcę spać. dziś było takie piękne niebo..

Cóż ja bym chciała powiedzieć Tobie...? 
tak wiele, że w słowach jest to nie określone.

chciałabym kochać w słowach...
tak po prostu.

środa, 13 lipca 2011

trzy.

nic a nic nie rozumiem. nie wiem jak to jest. przecież... z resztą to jest nie ważne. nie wiem dlaczego tak się dzieje. nie wiem po co. to wszystko nie działa chyba na mnie dobrze. nie czuję się najlepiej. głowa mnie boli. i nie mam sił. brakuje mi po prostu sił. nie wiem co o tym myśleć. nie wiem nic. i nigdy nie jest łatwo. mówią, żeby się nie poddawać. ale jak to wszystko naprawdę jest? jak to wszystko wygląda. przecież lustro nic nie daje. bo i tak nie potrafi się przez nie spojrzeć na siebie z boku. po prostu się nie da. bo się ze sobą żyje... i na co to wszystko? naprawdę nic nie rozumiem. i jestem bezradna... przecież nie da się ot tak wszystkiego zmienić.. to jest zbyt trudne. za bardzo mnie pochłania. za bardzo. nawet nie wiem kim jestem...

poniedziałek, 11 lipca 2011

poważnie

jejku. dzisiaj. (no już nie dzisiaj) był taki dzień, jak nie niedziela. inny. nie znaczy zły. a herbata smakowała mi wyjątkowo. i przepraszam za moje nie ogarnięcie..

Amelce zaczynają się sprawy sercowe. spodobał jej się młody brunet. ratownik. gdy o niego wypytywałam to się zawstydziła. i schowała się pod stół. w końcu powiedziała mi na ucho. pewnie za niedługo o nim zapomni. ale fajnie, że można być przy niej jak już inaczej patrzy na świat. cieszę się, że ma uczucia. teraz trzeba czekać na pierwszego chłopaka.

za oknem znowu mleko się wylało. nie widać nawet punktowca na przeciwko. lubię mgłę. tak dobrze mi się kojarzy..

byłam na serologi i nie kofajtłam. (!) ale Anka o mały włos tak. powiem nawet że mi się podobało. taka praca nie jest najgorsza. ale chyba by mi się po jakimś czasie znudziła. ale mimo wszystko. nie wiedziałam o tym że kilka preparatów i jest oznaczona grupa krwi. fajna lekcja. długo nie powinnam zapomnieć o tym dniu. bardzo fajny. 

teraz jest faza na chirurgów. właśnie skończyłam oglądać o pięcioraczkach. ciekawe czy w 12 odc. coś jeszcze o nich będzie. niektóre odcinki są, że tak powiem, mocne. mam ochotę na wszystkie sezony. no ale teraz pasowałoby już iść spać.

Gdy idę nocą i patrzę na gwiazdy, zawsze zastanawiam się czy Ty robisz to samo.

(22)

piątek, 8 lipca 2011

chciałam...

kurczę i kolejny dzień powoli dobiega do mety. niewiarygodne. jutro trzeba wcześniej wstać. z Anką na badania.. 8.35 trzeba z domu wyjść. to chyba nie dla mnie godzina a dziś już wiem jak będzie mnie bolała głowa po południu.

dzisiaj królowali chirurdzy. pierwszy sezon już oglądnięty. i pierwszy odcinek drugiego. podobają mi się. choć myślę, że bym nie mogła tak na dłuższą metę. a przecież to ich pasja, to ich całe życie. i znowu zaczynam martwić się o siebie. nie mam większych planów na życie. chciałabym iść na studia. ale nie takie na których bym była żeby być. chciałabym żeby się spełniała jakaś moja pasja. ale jak może się spełniać jak o niej nie wiem? a może nawet jej nie ma i nie będzie.? któż to wie.. ale i tak trzeba już o tym myśleć..

już się zbliża. co prawda nie liczę dni. ale wiem na pewno, że jest coraz bliżej. denerwuję się tym i przez to jem. nie chcę ale jem. to jest okropne. wprost nie mogę się doczekać kiedy znowu będę się zwijać na podłodze z bólu.. to jest takie okropne. i nie lubię tego... a teraz jeszcze denerwuje mnie moje uczulenie. które wciąż nie chce zejść. i cały czas mnie swędzi. a przecież nic takiego nie jem co by mnie mogło uczulać. tak bardzo bym chciała się tego pozbyć..

planowałam dzisiaj wziąć rower i pojechać na przekaźnik. pomyślałam sobie że zrobię szybko sałatkę i pojadę. niestety. wyjrzałam przez okno. a tu pada. no i nie świństwo? jak już zebrałam w sobie siły i powiedziałam, że to zrobię. to jak na złość coś innego musiało mi przeszkodzić. a chciałam sobie tam pojechać. posiedzieć sama ze sobą. zagapić się.. i myśleć. w domu przecież tak się nie da.. w sumie tak sobie myślę, że to nie jest dobry pomysł żeby jechać tam na rowerze. nie będzie mi się chciało pchać roweru pod górkę. choć myśl, że mogłabym z niej zjechać jest kusząca. zobaczymy jutro.

chyba mam teraz te gorsze dni. sama nie wiem. jakoś tak mam.. chyba wymagam zbyt wiele od wszystkich, od siebie..

dawno nie widziałam takiej mgły. ona jest piękna.jak by ktoś wylał za oknem rozcieńczone mleko w wodzie.


Jak na dzisiaj Lifehouse- Everything i kilka łez.. tak bardzo Cię kocham...

być gdzieś tutaj...

no i.. jak to jest, że jednym aż tak bardzo brakuje determinacji by zrobić cokolwiek. a później będzie już za późno. może nazywa się to lenistwo. najprawdopodobniej. jakoś tak bez wewnętrznej potrzeby lub zewnętrznego przymusu nic się nie zdziała. a wszystko staje się monotonne.

kolejny film oglądnięty. po tytule spodziewałam się czegoś innego. choć nie można powiedzieć, że film był zły. czasem marzenia potrafią wykończyć. czarny łabędź to chyba film o schizofrenii. tak mi się wydaje. chyba warty obejrzenia, choć raczej nie zaliczę do ulubionych..

właśnie teraz powracamy do opowiadania z zimy. ciekawe jak skończymy, czy w ogóle skończymy? kto to wie. będzie takie długie ale zawsze będzie można coś dopisać. ludzka wyobraźnia nie zna granic. dowodem na to są marzenia. czasem mniej lub bardziej wybujałe. a jednak to nasza wyobraźnia pragnąca czegoś...

dzisiaj słonecznie. ciepło. ta pogoda jest przerażająca. zmienia się tak nagle. wczoraj deszcz i jesień, dziś słońce i prawdziwe lato. nie mówię, że źle. bo padający nieustannie deszcz jest zbyt dołujący.. i nie można usiąść na ławce nad łubinką ani iść na przekaźnik. chciałabym się tam wybrać w najbliższym czasie. dziś jeszcze co prawda kałuże nie wyschły. ale mam nadzieję, że za parę dni znikną na dobre. i w tedy wybiorę się tam. posiedzę. pomyślę.. chciałabym zastać ciszę i spokój...

wiem, wiem. jestem głupia i nie powinnam tak robić. teraz mi tak głupio. ale nie mogłam się oprzeć.nie mogłam bo Cię kocham i ciekawi mnie wszystko co jest związane z Tobą...

głowa znowu mnie zaczyna boleć. nie wiem co się dzieje. czy to przez tą pogodę.. wcześniej też mnie bolała. a to, że dzisiaj wstałam 2h wcześniej niż zwykle nie powinno mieć żadnego znaczenia. w sumie późno poszłam spać. nie mogłam zasnąć. a teraz noce są męczące, bo posiadają sny. nie mówię, że nie lubię śnić. ale mój mózg nie odpoczywa w tedy tak jak podczas spania bez snu... jutro też wstanę sobie troszkę wcześniej..

gubię dni, gubię myśli. nawet śniadanie nie smakuje tak jak powinno. a ja wciąż nie odnalazłam upragnionego smaku... myślałam, że to herbata z cytryną, wafelek czy kanapka z tuńczykiem. ale nie. to jeszcze nie to..

dzisiaj najpierw z Edytą byłyśmy w kantorze, po wnioski i na koniec wstąpiłyśmy do kościoła. ten pisk(?), nastrajanych organów. nie mogłam się dobrze skupić. później Edyta wpadła do mnie, posiedziałyśmy. odprowadziłam ją, później jeszcze byłam z Amelką na placu zabaw. dzieci jednak potrafią być upierdliwe. Melek chyba taka nie jest. a bynajmniej się już do Niej przyzwyczaiłam. tak mija dzisiejszy dzień. trochę inny niż wszystkie. ale mija jak każdy..

I nawet gdy idę spokojnie to Tobą wypełnione są moje myśli. Bo przecież nie ważne gdzie, ważne że zawsze. Dziś chcę Ci wypłakać czystymi łzami takie moje kocham Cię...

(24)

czwartek, 7 lipca 2011

jakby..

dni mijają bardzo podobnie, dziś trochę odmiennie bo była Kinga. oglądaliśmy film. jutro idziemy się zapisać na pielgrzymkę. cieszę się bardzo. tylko żeby były jeszcze miejsca. mam nadzieję, że będą. jutro chyba też będziemy z Edytą wyrabiać dowody. zobaczymy jak to będzie.

zazdroszczę Piotrkowi tego, że chce mu się uczyć i z jaką łatwością mu to przychodzi. też bym tak chciała. ale i tak ciesze się, że chociaż jemu to wychodzi. ale jak tak o tym myślę to coraz bardziej wiem, że ja w angielskim jestem bura. brakuje mi słówek. pasowało by mi się pouczyć. może jutro.. jak zdążę.. wyjdzie pewnie tak, że nic nie zrobię. a może jednak się pouczę. jutro się okaże.. w sumie najpierw muszę przypomnieć sobie i się pouczyć słówka z książki do angielskiego do 1 klasy a dopiero później brać się za coś innego..

tak bardzo lubię spędzać z Tobą czas. i z Piotrkiem i jak jest Sz. lubię tak po prostu z Wami przebywać. a w tedy czas tak szybko pędzi. to jest po prostu nie do uwierzenia. kolejne dni mijają tak jak by je ktoś gonił. jak by się gdzieś spieszyły. a co gorsza z dnia na dzień popędzane biegną coraz szybciej. dzień za dniem, noc ugania kolejną noc. to wszystko biegnie stanowczo za szybko..

te wakacje jak na razie nie wyglądają, jak wakacje po za tym, że kładę się spać i wstaję o której chcę, i że najczęściej wracam do domu około 22. a pogoda wcale nie jest wakacyjna. za oknem jest październik. tęsknię za słońcem. jak nie pada to i tak chmury zakrywają słońce. chodniki nie wysychają i nie pojawia się nawet odrobinka tęczy. nie przejaśnia się. jest szaro. kiedyś lato wyglądało inaczej. pełne słońca, kojarzy mi się z łąką, z kwiatami. z niebieskim niebem a w nocy z gwiazdami. z miłym powiewem ciepłego wiatru. ale też z tym, że czasem jest zbyt gorąco. upały, że ciężko jest spać. ciężko jest cokolwiek robić. nie chce się jeść. tylko by się piło schłodzoną wodę. tymczasem piję gorącą herbatę. ciekawe jak to będzie wyglądało za parę dni..

nie lubię takich babsztylów, co pierwsze wszystko wiedza co się dzieje u sąsiadów. oglądałam co prawda zmyślony odcinek "dlaczego ja?" ale przecież tak na prawdę się dzieje. a te stare zrzędy są żałosne. nic nie pozostaje tylko się śmiać. cieszę się że mam w miarę normalnych sąsiadów. w miarę. no ale cóż. na pewno bym nie chciała, żebym ja się taką stała. to by było okropne..

jak na lato mało czytam. w sumie to mało czasu mam. bo wieczorami zazwyczaj mnie nie ma. lampki też nie mam żeby móc spokojnie poczytać. teraz czytam opowieść dla przyjaciela. właściwie to wieczorem jak przyjdę do domu to oglądam film. i tak schodzi. dzisiaj wyjątkowo nic nie włączyłam bo oglądaliśmy brzydką prawdę. więc mój głód filmowy na dziś jest uzupełniony. 

wczoraj, właściwie to już przed wczoraj były Twoje urodziny... długo myślałam nad życzeniami. chciałam je złożyć tak po prostu od serca... słowa i tak mało znaczą. ale naprawdę chciałabym, żeby Ci się wiodło jak najlepiej. szkoda tylko, że nie doszedł mi cały sms od Ciebie. coś telefon mi się psuje. ciekawi mnie co napisałeś. ale już mi było głupio po raz drugi prosić Cię, żebyś wysłał jeszcze raz. mimo wszystko i tak się cieszę. jeszcze i aż 25 dni. u nas pogoda jest dołująca, ciągle pada. chciałabym trochę słońca. móc dotknąć piasek i posiedzieć na plaży, gdy zachodzi słońce. chciałabym, żeby morska woda muskała lekko moje nogi. nad morzem jest całkiem inaczej. nawet jak pada jest tam tak pięknie a w mokrym piasku pozostają odbicia stóp. można na Nim rysować, robić babki i żółwie. morze tak dobrze mi się kojarzy. mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja, żeby je zobaczyć. a teraz chciałabym zobaczyć u nas trochę słońca. zastanawia mnie co u Ciebie. jak Ci się tam podoba i to czy dobrze się tam czujesz. chciałabym, żebyś mógł wszystko opowiedzieć. wyjechałeś na miesiąc. a to przecież jest tak długo..

Tęsknię za tym ukradkowym spojrzeniem. Tęsknię za możliwością, że spotkam Cię gdzieś przypadkiem. Tęsknię po prostu za całym Tobą. Cały czas myślę o Twoim powrocie.
...i nie potrafię myśleć o niczym innym.

(25)

piątek, 1 lipca 2011

1♥♥

kurczę. ale ten czas leci. wszyscy gdzieś wyjeżdżają. ale za rok na pewno tam jedziemy.. tam musi być tak zarąbiście.. w sumie najpierw będzie pielgrzymka na którą też tak bardzo chcę iść. i tak najpierw trzeba przetrwać ten miesiąc. a później będziemy się martwić resztą..

uczulenie jest okropne.. tak się cieszyłam, że już nic nie mam. a tu nagły powrót. jeszcze nie jest najgorzej ale blisko. najgorsze są bąble. bo one tak swędzą. a nie powinnam ich drapać.. ale mam nadzieję że po tych maściach mi to zejdzie. nie lubię ich. a powinnam cały czas je mieć na skórze... one są takie tłuste.. no cóż.. wolę maści niż żeby mnie swędziały palce..

jutro do Krakowa. z Edytą i jej mamą i bratem. ciekawe ile nam to zejdzie. muszę sobie znaleźć aviomarin. ale to rano. i rano pójdę sobie kupić bułeczki. takie świeżutkie. mam nadzieję, że jest w domu ser. jutro się okaże co z tą pielgrzymką. czy idziemy czy nie. fajnie by było gdyby udało się tak, żebyśmy szły. zobaczymy jak to wszystko się ułoży...

dzisiaj wybija setny post.. masakra. taka okrągła sumka. fajnie i cieszę się. tak na początku myślałam, że jak coś to powrócę do poprzednich notek, że powspominam. ale jakoś tak, żeby coś więcej czytać to nie było okazji. ale może jak już będę stara baba i nie będę miała co robić to w tedy usiądę nad tą lekturą. a kto wie czy jeszcze nie będę pisać.? śmiesznie by było. no ale w sumie siedzenie takiej staruszki przy komputerze nie będzie nic nadzwyczajnym. tak jak przebite uszy, nosy, warki i wiele innych rzeczy. jak ten świat będzie wyglądał?
|edit| jednak jeszcze nie sto.. bo to jest z kopiami roboczymi... ale i tak już blisko do 100

Mam miesiąc na przygotowanie się do tego, by rzucić Ci się na szyję, gdy już przyjedziesz... znając mnie będę Cię ściskać tylko w głowie i nawet ciężko mi będzie się odezwać... ja tak Cię kocham i tęsknię, bo Ty jesteś tak daleko...

środa, 29 czerwca 2011

♥♥

no i tak to szybko minęło. już opadam z sił. nie wypaliło. jestem na siebie tak bardzo zła.. na dzisiaj "Wszystko czego sercu było brak."

obcinanie przez połowę dnia winogron i do tego wstawanie o 7 rano nie wpływa na mnie najkorzystniej.. to było bez sensu. mogłam chociaż trochę dłużej sobie pospać.. no ale cóż. motyw który był, jest i będzie; czasu się nie da cofnąć.

nawet nie udało mi się wykrztusić z siebie: miłej podróży.. nic a nic.. bezsilność. to mnie ogarnia.. zaszklone oczy utrzymywały łzy..

nie chce mi się nic. wiem, że powinnam już iść spać. bo mój organizm już się denerwuje. ale ja nie chcę.

jak ja kocham spędzać czas w Twoim pokoju. spędzać go z Tobą. nie chciałabym, żeby się coś zmieniło. mam nadzieję, że nie nadejdzie taki dzień w którym ze złością byś musiała mnie wygonić.

no to się rozpadało.. ogólnie jest zimno. choć dzisiaj w południe słoneczko przygrzewało. ostatnio pogoda jest głupia i jej nie lubię. jest zbyt zmienna. i niespodziewana..

I nic więcej nie chcę, nic więcej nie potrzebuję,
byś był, bym była w Twojej głowie,
i mimo, że los wciąż się krzyżuję, 
a ja nie potrafię wykorzystać chwil,
chcę byś po prostu był..

nie wyobrażalne jest to do której godziny można tak po prostu spać. gdyby nie mama spałabym dalej. za to lubię wakacje. są takie dni kiedy można sobie spać do której się chce. jutro, no cóż, trzeba wstać wcześnie. jak na wakacje bardzo wcześnie. ale cóż. na pewno zdążę sobie to odespać..

już po.. eeeh. nawet nie zdążyłam. no ale cóż. nerwy mnie zżerały.. ale i tak to było miłe...

to już jutro. jutro wyjeżdżasz. aż na miesiąc.. caluśki miesiąc. jak to będzie?

dzisiaj mile spędzony dzień. lubię Twój pokój. już Ci to mówiłam. lubię w nim siedzieć. pić kawę. herbatę. i być tam.. tak po prostu bardzo go lubię..

leje. ta pogoda nie jest fajna. nie lubię gdy jest tak. nie lubię dziś tej pogody.. mogło by być ładniej.. znaczy się, żeby było tak w sam raz. nie chcę upałów. nie chcę skrajności..

nie chce mi się spać. a już pasowałoby zasnąć bo jak wstanę jutro...?

Nigdy nie mam dość Ciebie i Twojego spojrzenia. Sprawiasz, że zapominam o całym świecie i nawet nie wiem jak się nazywam...

poniedziałek, 27 czerwca 2011

ogień.

to wszystko jest nie wyobrażalne. jak dla mnie za trudne. mimo, że trzeba żyć dalej, to nie jest tak prosto. w ogóle ciężko mi jest cokolwiek powiedzieć na ten temat... przepraszam.

troszkę się nie wyspałam tej nocy. Meluś bardzo kopie i na dodatek chodzi po całym łóżku. ciężko się z Nią śpi. dziś na szczęście śpię normalnie.

dziękuję za dzisiejszy dzień. lubię gdy przychodzisz do mnie i tak siedzimy sobie i nic nie robimy.

jakie będą te wakacje.? nie mogę sobie ich wyobrazić. ciężko mi powiedzieć czy wolę pielgrzymkę czy być w domu bo Basia i Gracjan przylatują. w sumie jednak chyba pójdę na tą pielgrzymką. szkoda że dopiero jest 17. no ale zobaczymy jeszcze jak będzie.

głupia pogoda. pada. w sumie lubię jak leje deszcz. ale dziś nie znajdę dla niego czasu. 
idę już spać.. zmęczona jestem.. dobrze, że nie padało wcześniej. ciekawe jak będzie jutro...

może jutro? zobaczymy.. nie chcę sobie niczego obiecywać..

No i powiedz mi, co mam zrobić, gdy patrzysz na mnie takim wzrokiem? najchętniej w tedy przytuliłabym się do Ciebie...

tak zwyczajnie..

jejku. to są już wakacje. aż się nie chce wierzyć. troszkę oczyściłam komputer z piosenek. ale jeszcze tyle się powtarza, niestety dziś już nie mam siły. trochę miejsca i tak się zrobiło na komputerze, z czego i tak jestem zadowolona. dziś dość taki inny dzień. i jak to wszystko będzie dalej? no jak. jutro chyba się okaże. podziwiam Cię za wszystko co robisz.. i zazdroszczę tej odwagi.

dzisiaj śpię z Melkiem. jak na razie cały czas się wierci. chrapie. i cały czas mi się wydaje, że spadnie z tego łóżka. cieszyła się, jak jej powiedziałam, że będzie spała ze mną. Anka nie była zadowolona. ale została tak zwanie wyrypana. i nie miała nic do gadania.

wkurzyłam się wczoraj. i w sumie głupio mi, no ale już nic nie poradzę. i tak tego nie zrozumie i nie pojmę. dla mnie to zbyt głupie i dziecinne.

ciekawe co ze scholką. ja w sumie się cieszę bo mam teksty. ale to co tam się dzieje. to nie dla mnie. nie mała głupota. niestety. bezradność jest w tym wszystkim największa. głupio wyszło i tyle. bo nie potrzeba tyle się żreć. no ale cóż.

jutro. (a właściwie dzisiaj) chcę oddać Ci bluzę, która tak cudnie pachnie.. ciekawi mnie jak to mi wyjdzie..

dzisiaj u Ciebie miałam takie motyle w brzuchu i płakać mi się chciało, bo przecież mogło by być ok. ze wszystkim mogło być ok a nie raz nie jest. nie potrafię się oprzeć Twojemu spojrzeniu... jeeeejku,. ale ja Cię KOCHAM!

Chciałabym z Tobą porozmawiać, powiedzieć, że wciąż mi na Tobie zależy. Jednak górę bierze strach. Nie chcę psuć tego jak jest teraz.

sobota, 25 czerwca 2011

do celu.

już tyle czasu minęło. wakacje już się rozpoczęły. to wszystko pędzi tak, że nawet nie ma się czasu mrugnąć okiem. co dopiero mi się wydawało, że jeszcze tyle trzeba zrobić. a wszystko już przeminęło. nie trzeba się uczyć. można spać do południa. i robić co się tylko chce.

wiem na pewno, że chcę kota- ragdolla. białego z szarym pyszkiem. one są takie świetne, słodkie i do przytulania. już mi się odwidział pies. ja chcę kota.

jakoś sobie nie wyobrażam tych wakacji. choć teraz jest tak zajebiście. nie chciałabym niczego psuć. bo wszystko jest na jak najlepszej drodze. chciałabym iść na pielgrzymkę do Częstochowy, ale w tedy bagrany przyjeżdżają do polski. kurczę. będę się musiała dobrze zastanowić, co wybrać. zobaczymy jak to będzie.

ja chcę tamte buty.. można powiedzieć, że się w nich zakochałam. tylko dlaczego one są takie drogie?! 130 zł. to jest bardzo dużo, choć gdybym miała pieniądze to bym za nie tyle dała. ale były cudne. dawno nie miałam tak, że weszłam do sklepu i od razu jakieś buty rzuciły mi się w oczy.

jeszcze kilka kolejnych dni jesteś tutaj, a później wyjeżdżasz. aż na miesiąc. nie wiem jak to wytrzymam. a tym bardziej jak teraz widzimy się dość często a na dodatek jest tak fajnie. tak ok, aż normalnie się dziwię i spoglądam wstecz i się zastanawiam czy przypadkiem to nie jest sen. i może ja sobie wszystko za bardzo dobieram do głowy. ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodzi. bo ja lubię gdy się śmiejesz. lubię, wręcz kocham. gdy jesteś obok. dla mnie to się liczy najbardziej. gdy spoglądasz na mnie... kurczę to jest nie do opisania. a ja od Ciebie wzroku oderwać nie mogę...

ważna niedziela dla Dyśki. zobaczymy jak to się ułoży. oby jak najlepiej. bo trzeba mieć wiarę.

I dziś mogę zasnąć z Twoim zapachem obok i wyobrażać sobie Ciebie śpiącego na moim ramieniu. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i cholernie zależy mi na Tobie...

czwartek, 26 maja 2011

smile.

raz, dwa, TRZY!
ojeeeej. ;))
pozytywnie, nie tak jak wczoraj. dużo lepiej się czuję, i to dużo to mało powiedziane.. naprawdę bardzo mało. i zawdzięczam to jednej osobie. podbudowała mnie. od fundamentów..

to cudowne uczucie. troszkę inaczej patrzę teraz na to wszystko. jeszcze nie do końca chyba jak być powinno, ale już o wiele wiele lepiej. to jest tylko mój cień... który wciąż chodzi za mną i przy mnie jest..

to wszystko jest takie nie wiarygodne.. aż nie można się wysłowić, jak by wiatr wywiał z głowy wszystko. ale to jest takie cudowne....

Tyle wspaniałych rzeczy się dzieje. aż się dziwię, że tak długo nie pisałam. bo jest o czym.. ale noo.. kurczę.. nawet brakuje mi słów..

chcę żebyś wyzdrowiała i już było ok. ze wszystkim. Ty też próbujesz stawić wielki krok, za który Cię podziwiam. kooooocham.!

na dzisiaj: Creed- My Sacryfice

When you are with me I'm free, I'm careless, I believe. Above all the others we'll fly
This brings tears to my eyes
My sacrifice

Kocham Ciebie i przestać nie mogę, najważniejsze jest to by czuć Cię blisko mnie... Jestem taka szczęśliwa i cieszę się najdrobniejszymi gestami...

środa, 11 maja 2011

skazani na...

aż się sama sobie dziwię, że tak mało czasu spędzam ostatnio przed komputerem. dziś wyjątkowo jest to prawie cały dzień... nie byłam w szkole i nie pójdę do niej przez tydzień. a tak nie dawno był tydzień wolny. kolejne antybiotyki. na szczęście nie te co są nie dobre. takie nuuudy. oglądnęłam film. podobał mi się. tym razem dramat a nie horror. mam zamiar przeczytać trans atlantyk. ponoć fajne. tyle ile ja przeczytałam to mi się nie spodobało. ale spróbuję (z polecenia Zawała) się wczuć. i może jakoś przebrnę. nie jest grube. to może jakoś dam radę.

po majówce może odwiedzi mnie Edyta. jej zdrowie też nie jest najlepsze. wyniki badań wyszły źle. zobaczymy co jej lekarz powie.

zastanawiam się jak będzie z ocenami. w tym roku chyba nie będą najlepsze. aż boję się myśleć o nich. o angielskim nawet nie wspominam. na szczęście w poniedziałek wraca pani Jawor. to może jakoś uda się troszkę coś poprawić. no ale to jak mam ten tydzień przerwy to muszę wziąć się za naukę. pierwsze to chcę przeczytać tą książkę. co dalej, to się dopiero okaże. nie mogę przecież być taka leniwa..

wczoraj na zastępstwie było coś czego nienawidzę. trzeba było wymienić dobre i złe strony i podać tego kosekwencje. moja kaartka pozostała pusta.

wszoraj były straszne męczarnie. tak tego nie lubię i zawsze się tak tego boję. wczoraj wyjątkowo długo ból mnie trzymał. czasem w takich sytuacjach podłoga okazuję się najlepszym przyjacielem. i można wylewać łzy, a ona je pochłania. i nie ma Ci tego za złe. chusteczki wyjątkowo szybko nasiąkają i są nic nie warte...

dzień za dniem mija. aż nie chce się wierzyć jak szybko wszystko przelatuje.

Można powiedzieć "kocham" w różnych językach świata , lecz znaczenie zawsze pozostaje takie samo a te kilka liter i tak nie zdoła wyrazić tego uczucia w pełni.

środa, 27 kwietnia 2011

może...

jak pech. to na całej linii. chyba już nie powinnam nigdy krakać. ale zobaczymy co z tego wyniknie...

opadam z sił. byłam na rolkach i nogi od nich mam obtarte. no ale cóż. bywa. jutro chyba też pojadę. masakrycznie mi się chce spać. ale chcę sobie jeszcze historię przeczytać i choć kawałek tego głupiego trans atlantyku.

dziś śmieszne darcie. było wkurzenie.

można normalnie zwymiotować. ja bym tak nie potrafiła. ale w sumie trochę jej współczuję.bo jak tak cała klasa się z niej śmieje a ona nawet nie jest tego świadoma.

byle by dotrwać do piątku po szkole. może jakoś się uda. zobaczymy jak to wszystko wyniknie. chciałabym angielski w miarę napisać. chciałabym umieć słówka. ale nie wiem jak to będzie nie wiem czy zdążę się tyle pouczyć. jutro chcę na jakiś lekcjach zrobić sobie notatki. chociaż kawałek. może mi się cokolwiek uda zrobić. zobaczymy jutro.

jutro muszę wziąć do szkoły więcej placków. istne żarłoki. ale w sumie nie żałuję. bo mam jeszcze dość sporo. u mnie w domu mało co kto je placki. a sama nie chcę się z tym męczyć.

może i lepiej bez planów na jutro, ale milo by było je spełniać... takie małe wielkie marzenia