poniedziałek, 31 stycznia 2011

kocham!

i dziękuję za te dwa całusy w śnie.
w tedy gdy rozmyślałam o tym czy Cię spotkam Ty przybiegłeś. słyszałam, że ktoś biegnie, ale prawie nigdy się nie odwracam. a gdy z biegu przeszedłeś w marsz pomyślałam, że ktoś nie ma jak mnie ominąć. to byłeś Ty. nawet nie wiesz jak mnie ucieszyło, że Cię widziałam. gdybym wiedziała, że biegniesz za mną szłabym wolniej, żeby o te parę sekund być dłużej przy Tobie.

no więc byłam dziś u Edyty. 20 min po tym jak się obudziłam zadzwoniła do mnie. wyspałam się. to jest cudowne gdy można spać do 12 i nie myśleć o tym, że trzeba gdzieś iść, albo coś zrobić. oglądałyśmy księżyc w nowiu. lepiej czyta się książkę. ale film w sumie nie taki zły. jak przyszłam to oglądnęłam chłopiec w pasiastej piżamie. genialna Anka wymyśliła, że oglądam film o tytule chłopiec w kratkę. no cóż. ogólnie film dobry. muszę poszukać więcej o podobnej tematyce.

i przez dzisiejszy sen i przez to, że Cię widziałam nie będę mogła zasnąć... siedzi mi to cały czas w głowie.

zastanawia mnie czemu dalej utrzymuje mi się temp. ponad 37 stopni. lekarstwa jem regularnie. wydaje mi się, że już powinno mi się trochę polepszyć. poczekam aż skończy mi się antybiotyk. cały czas mi jest zimno. najgorzej na wieczór. jak siedzę przy komputerze. ręce jeszcze bardziej mi marzną.

ostatnio coś między mną a Piotrkiem jest kiepsko. jak napisałam na gg. to rozmowa się w ogóle nie kleiła. wiem co u Niego od Edyty. ale od Niego nic. jedynie tyle, że też jest chory. tyle zdążyłam się dowiedzieć w tej krótkiej wymianie paru zdań.. pamiętam jak z Piotrkiem pisałam sms. nie raz pisaliśmy nawet do 2 w nocy. nawet nie potrafię sobie przypomnieć o czym. ale miło to wspominam. z tym okresem kojarzy mi się też to, że spałam na materacu i przykrywałam się kołdrą, żeby telefon nie rzucał światła na pokój.

Któregoś dnia może spróbujesz mnie tak pocałować jak to zrobiłeś dzisiejszej nocy w śnie. To by było najcudowniejsze w świecie.

niedziela, 30 stycznia 2011

Cię

ostatnio tak sobie rozmyślałam, wszystko co jest, jest przesiąknięte Tobą. i moje myśli, i mój pokój. i kuchnia, i każda wypita herbata, i szkoła, i nawet ten automat do kawy w Krynicy. to, że spojrzę przez okno i to, że jak stoję na czerwonym świetle i nawet gdy się świeci zielone, myślę o Tobie. i nie ważne czy jem, czy śpię, czy może rzęsy maluję. to jest nie ważne. wszystko jest namoczone Tobą. jest po prostu namoczone. tak jak mój sweter był namoczony Twoimi perfumami. i nie chciałam go wyprać. ale mama wzięła go do prania i pralka wypiła mi Ciebie.

i dziś nie będzie rozwodzenia się o dniu. bo niby po co.w kościele byłam. obiad zjadłam. film oglądnęłam. na łyżwach byłam. bla bla tralalala. nic więcej nie potrzeba mówić. nudy nudy nudy. mam nadzieję, że jutro nie będzie nudno. ferie się zaczynają. w końcu. i nie będę nic a nic planować. tylko po kolei spełniać to co za pomocą wyliczanki wypadnie. a wybór jest spory.

jeszcze sobie teraz poczytam. i sobie będę błądzić w mych marzeniach. a sen stanie się moim wsparciem. więc teraz hop do łóżka.

I nie mam ochoty robić tego wszystkiego bez Ciebie. I nie chodzi mi o takiego Ciebie w głowie.
                                                                                       Królowa Egoizmu.

sobota, 29 stycznia 2011

bardzo

i po kuligu. było znośnie, trochę nudno. ale po za tym ok. dobry bigos. od razu skojarzył mi się rajd. wylałam kawę. nie całą. za bardzo ręce mi się trzęsą. ale na to chyba już nic nie poradzę. takie są po prostu skutki. i są nieuniknione.

skończyłam rysunek. ale nie wyszedł chyba tak jak wyjść powinien. chyba za mało się postarałam. nie wiem. dziś nie będę rysować następnego. bo zajął mi dziś wystarczająco dużo czasu. patrząc na to jakoś chyba straciłam wenę. może przybędzie do mnie jutro. zobaczymy. ale myślę zabrać się za coś mniej wulgarnego.

była u mnie Edyta. w domu już mi się tak bardzo nudzi. wpadła na ułamek sekundy. a przynajmniej mi się tak wydawało. chciałabym sobie z Nią jeszcze pogadać. tak o wszystkim i o niczym. tak po prostu. bo ileż można siedzieć w domu i nic nie robić. a żeby na gadu pisać to jakoś nie mam ochoty. bo to nie tak. nie tak jest jak się normalnie rozmawia.

skończę oglądać film i idę czytać. później spać. jutro na 9.30. jedziemy autobusem. Piotrek nie idzie z nami. ja bym tak nie potrafiła. po protu brakowało by mi niedzielnej mszy. a skoro mam siłę wstać to czemu miałabym nie iść do kościoła.

Upij mnie swoją miłością. Jeśli miałaby odejść upij mnie na śmierć bo chciałabym w niej umrzeć.

piątek, 28 stycznia 2011

tak

chyba powinnam wyłączać telefon. sms-y przychodzą o 8 rano. a później zasnąć nie mogę. myślałam że Szczygła uduszę. sługo nie mogłam zasnąć a gdy już usnęłam. spałam znacznie za długo. Amelcia widząc, że się obudziłam powiedziała mi, że jest głodna ale że nie chciała mnie budzić bo tak słodko spałam. ona przynajmniej to rozumie.

dzisiaj ogólnie nudny dzień i mam dość zrąbany humor. jakoś tak od wczoraj. dziś zaczynam te ferie w których chcę wykonać po jednym rysunku w każdym dniu. jutro będę kończyć dzisiejsza myśl ("Dlaczego podczas II wojny światowej Niemcy zakopywali Żydów dupą do góry? Żeby mieli gdzie parkować rowery") a właściwie myśl wziętą z kawału. jest dość nietypowa. dlatego chcę to przedstawić. Niemców przedstawia nie kto inny jak Hitler. Żyda jeszcze nie mam. nie będzie mi się podobać to co narysuję... i nikomu ma się to nie podobać. i tylko dlatego chcę to narysować.

jakoś nie mam na nic siły. a moje myśli są dzisiaj zbyt dziwaczne. ciągle mi zimno. ale na szczęście antybiotyk mam taki który mogę połknąć i popić nie wielką ilością wody. po prostu jest dla mnie stworzony. nie to co tamten. na samą myśl o nim chce mi się wymiotować.

hura... jutro kulig. jakże ja się niezmiernie cieszę. to nic, że nie mam zimowych butów, normalnej kurtki ani nawet rękawiczek. to nic, że jestem chora i mogę rozchorować się bardziej. w końcu nie ja płacę za lekarstwa.

ferie, ferie, ferie. bądźcie takie jakie bym chciała was widzieć. pozwólcie mi wykonać wszystko to, co planuję. och ferie, tylko się zgódźcie.

Wypełnione po brzegi snu są marzenia, o których przychodzi mi myśleć każdej nocy i każdego dnia. Słońce krąży i nie pozwala by nastało coś pośrodku między jasnością a mrokiem. Bo to wszystko jest iluzją. 

I głupotą by było to, gdyby ktoś kiedykolwiek pomyślał, że przestałam Cię kochać. 

czwartek, 27 stycznia 2011

że

dzisiaj chyba wiele nie napiszę. nie mam ochoty, nie mam siły.

mam antybiotyk. i nie idę jutro do szkoły. może to i dobrze. nie czuję się najlepiej. fizycznie jest ok. z resztą już gorzej. i najbardziej mnie męczy to, że nie wiem dlaczego. mam zamiar się jutro pouczyć, żeby oderwać się od rutyny...

wiem na pewno, że we ferie jadę do babci. bo tam sobie odpocznę i nie będę miała dostępu do internetu. mama dopiero mi pozwoli jechać jak "wyzdrowieję".  a teraz chcę spać, i spać, i spać. bo za dużo o tym wszystkim myślę.

I nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuję Twojej miłości, bo to jest antybiotyk jaki mnie uleczy.

środa, 26 stycznia 2011

dlatego,

wczoraj:
dostałam 4 z angielskiego ze spr. i się bardzo cieszę. pierwsza wyższa ocena niż 2 od początku roku szkolnego ze sprawdzianu. dostałam też 3 z polskiego i jestem już mniej z tego zadowolona. no ale niech będzie. z religii dalej słuchaliśmy tej płyty. ciekawe kiedy ją skończymy. ale tak fajnie się tego słucha. i Edyta pierwsza skojarzyła, że to może być ten ksiądz co przyszedł do nas na rekolekcje co były na młodzieżówkach. wczoraj byłam na imprezie. było nawet ok. ale szokuje mnie Ola. i z tego co słyszałam dużo osób w klasie jej nie lubi... a tańczyła tak jak jakaś małpa wypuszczona z klatki. mnie się nie podobało. wczoraj strasznie mnie ścinało i poszłam spać jak najszybciej a i tak wyszło dosyć późno..

hmmm. dziś... ciągły się lekcje. i nudno jak nie wiem. (o.! troposfera.!) jak wróciłam do domu i zjadłam obiad to poszłam spać. i spałam do 19. nic się nie uczyłam. na szczęście mama wymyśliła, że tak nie może być, że mam codziennie 37 stopni i powinnam iść do lekarza. ja na to przystałam mówiąc, że pójdę jak nie pójdę do szkoły.  i żeby nie było powiedziałam, że mam spr. z fizyki. więc takim sposobem jutro nie idę. zobaczymy jak będzie w piątek bo są lekcje po pół godziny. a jutro na godzinie wych. ma przyjść Szczygieł i Hispan. z tego powodu też żałuję, że nie idę do szkoły. ale może na chwilkę wpadnę tam.. zobaczymy jutro...


I mogę sobie żałować każdej chwili nie spędzonej z Tobą, ale i tak przecież nic nie zrobię. Nic, bo niby jak? Te chwile w których mogę na Ciebie patrzyć są takie cudowne. Na usta cisną się "dwa słowa dziewięć liter", ale jakoś w tych ustach pozostają. Tylko język się z nimi kotłuje. i nie chce ich wypuścić na zewnątrz. wypowiadane są gdzieś tam w domu w ciszy, gdy nikt nie słyszy. Wypowiadane są gdzieś w podświadomości. Mówione wprost do Ciebie, ale Ty nie usłyszysz. To są zbyt mocne słowa by wypowiadać je pochopnie, ale przecież ja jestem ich tak pewna jak mało kto. I jak by tak je rzucić na wiatr wijący na Ciebie, nie były by to te same słowa wypowiedziane gdzieś prze ze mnie, nie miały by takiej mocy. noże w tedy by nawet nie doleciały...


Tak ciężko odgadnąć mi Twoje myśli. Pozwól mi choć na moment zagłębić się w Twojej duszy.

wtorek, 25 stycznia 2011

bezmiar.

nie mam siły nawet myśleć co pisać. nadrobię jutro... dzisiaj byle by było.

spaaaaać, ziomnooo. myślałam, że sobie jeszcze poczytam, ale chyba nie bardzo bo usypiam. ale mi sie nie chce iść jutro do szkoły.. masakra.. jedynie mam nadzieję, że nie będzie nic takiego i nie zerwę jedynki.. na czwartek jest bardzo dużo i to mnie przeraża...

i nawet nie wiesz jak bardzo lubię, jak się uśmiechasz do mnie. kocham patrzyć na Ciebie. i nie umiem się powstrzymać. tak wiele rzeczy mi się kojarzy z Tobą. tak bardzo lubię przywoływać te wszystkie chwile. i gdybym miała umierać ostatnią rzeczą jaką bym wypowiedziała w myślach byłoby to Twoje imię. po prostu oszalałam na Twoim punkcie. i nic na to nie poradzę, bo nie da się odkochać, bo jeśli ktoś się odkocha to tak naprawdę nigdy nie kochał. a ja kocham.

I ta muzyka gra cały czas w moim sercu. Nawet nie przestaję jej słuchać ponieważ słowa kocham Cie, są najpiękniejszymi słowami tej piosenki, piosenki życia.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

wcześnie.

wciąż pusto. jakoś dziś nie mam weny.

w szkle minęła nas matma. na rel. słuchaliśmy dalszej części rekolekcji. tak bardzo mi się to spodobało... byliśmy na konkursie kolędy obcojęzycznej. później wf. i dostałam (co prawda lekko) hokejką w nos. później do domu. i na przystanku spotkałam Beatę i Zięcinkę. powiedział, że raczej pojedzie na wycieczkę do Rytra. w domu trochę się schizowałam, żeby jak mam przyjdzie z wywiadówki to żeby przypału nie było. w międzyczasie wpadła Edyta. ale tylko na chwilkę.kupiła sobie spodnie. i przez ten durny regał z rękawiczkami pumbum jej umknęło..  po wywiadówce nie było na szczęście nic.

zaraziłam Piotrka i Edytę piosenką pink-fuckin' perfect. tak bardzo mi się podoba. i piosenka i teledysk. idzie na około. i nie mam zamiaru przestać ją słuchać...

teraz tylko czekam na jutro... przed snem chwilkę sobie poczytam, żeby szybciej zmęczyć oczy... i iść w końcu spać...

Pisząc tego bloga, wciąż myślę o tym, że Ty go kiedyś przeczytasz i powiesz: Ty mnie na prawdę kochasz..."

niedziela, 23 stycznia 2011

perfect.

tak mi się dobrze spało i mnie mama obudziła, żeby złożyć tacie życzenia. zanim zdążyłam to zrobić tata już odpakował prezent. ale myślę, że się podobał.

do kościoła na 9.30 i po kościele byłam u Edyty. pośmiałyśmy się z Chełmeckiego. zjadłam 3 ciasteczka, bo wciąż do mnie krzyczały, żebym je zjadła. i były przepyszne. przyszłam do domu, zjadłam obiad i pojechaliśmy do babci. Jacuś ma nogę w szynie. coś sobie zrobił w kolanie. przy okazji ucięłam sobie drzemkę. tak dobrze mi się spało. później od jednej babci pojechaliśmy do 2. i dopiero do domu. w domu nudy. ale trochę brzuch mnie boli i mam 37 stopni. zobaczymy co będzie jutro. jakoś nie mam ochoty iść do szkoły. czuję się tak jak bym miała za chwilkę zwymiotować. a mama oczywiście wymyśla, że to przez to, że nie jem do popołudnia jak jestem w szkole a na obiad jem "mniej" niż Amelka. tak naprawdę tyle w zupełności mi wystarcza, i nawet powiedziałabym, że jestem pojedzona... no ale cóż. zobaczymy co będzie. bo ponoć panuje jakaś grypa żołądkowa czy coś... tak więc mogłabym zostać w domu i się wyspać...

rozbiłam kolejne lusterko. kolejne do mojej kolekcji. czy można mieć większego pecha? czego się dotknę to, to się rozwala. termometr też zepsułam.. 

ale z drugiej strony tak bardzo pragnę tam iść, bo wiem, że Cię zobaczę. zobaczę Twój uśmiech, usłyszę jak wypowiadasz słowa. i to chyba jest mocniejsze od tego, że mnie coś boli i jestem chora. mam wewnętrzną potrzebę, żeby iść i Cię zobaczyć, posłuchać, pomarzyć i pogdybać.. co by było gdyby... i nawet nie wiesz jak bardzo muszę się powstrzymywać, żeby się nie rzucić na Ciebie i się do Ciebie nie przytulić. poczuć tak wielką a za razem tak zwykłą Twoją bliskość. i to jest to co chciałabym otrzymać od Ciebie. Być może wymagam za wiele... ale tylko o tym marzę..

Więc chyba raczej pójdę do szkoły, żeby móc wychwycić Twoje chociaż jedno spojrzenie. By móc się Tobą napoić...

You.

jakoś nie mam na nic siły. wszystkie rzeczy mam gdzieś. a w szczególności jutrzejszą kart. z matmy. nie uczyłam się, teraz jedynie może sobie coś przeczytam. ale ogólnie na matmę nie mam ochoty.. a z resztą na co ja mam ochotę z takich rzeczy? chyba na nic.

15 minut spóźnienia. hehe. śmiesznie było. ale gdybyście się nie zaczęli śmiać utrzymałabym powagę. pogadałam chwilkę z Arturem i jego kolegami. wciąż powtarzali, że podoba | i tu ucięłam bo mama kazała mi wyłączyć komputer| im się ta szkoła. i straciłam już wątek..

i był ksiądz po kolędzie. parę informacji przedostało się w ręce Edyty. przed kolędą byłam u Mariolki. wymalowałam jej tylko jedno oko. a Justyna zrobiła jej tipsy. 

ta notka powinna powstać 2 dni temu. a co najmniej jeden.

wczoraj pisaliśmy tą kart. z matmy. może jakoś będzie. ale specjalnie się tym nie przejmuję. miałam też farta. i przynajmniej nie zgłosiłam ani jednego np. czyli jestem i tak do przodu. a Trojanowa miała wyjątkowo bardzo dobry, wręcz wspaniały humor. i mogliśmy się śmiać w ostatniej ławce a ona tylko się do nas uśmiechnęła i wzięła nas do tablicy. i nikt tego nie umiał. ale bez żadnego przypału. naprawdę mnie to zdziwiło. to do niej takie nie podobne. i tekst Edyty.: pachniesz potem, tak jak Trojan.; mój: ruda Grażyna jesteś ekstra klasa. i jeszcze duuuużo innych. i Edyta ubrudziła Piotrka kredą, wzięła rękę oblizała i wytarła mu.. jak o tym pomyślę... fuuuu. jesteś obleśna. później przyszłam do domu. i jak szłam do ort. to szlam praktycznie na około z Arturem i Maciulą. u ort. się trochę wysiedziałam. ale na szczęście już nie mam łuku. wypadł mi jak ugryzłam jabłko. i już mi go nie założyła. jak przyszłam do domu, szybko wysprzątałam. i poszłam "do Edyty" a Edyta przyszła "do mnie". takim sposobem siedziałyśmy na klatce na partyzantów 7. ze Szczygłem i Maciulą, bo chodzili po kolędzie. pośmialiśmy się. aż brzuch mnie bolał. i nie smaczne było to, że chciałam wyrwać włosy z nóg. i Edyta powiedziała też że zamknie mnie w klatce. i jeszcze dużo dużo innych. więc takim sposobem Edyta, Maciula i Artur odprowadzili mnie. Maciula odprowadził Edytę.

a wczoraj tak wyszło, że nie dodałam notki.. (kopia) bo usnęłam. nie było nikogo na gg z kim bym mogła pisać i położyłam się na momencik do łóżka, tak chciałam sobie chwilkę poleżeć. i usnęłam. muzyka mi szła. no i jak się obudziłam to byłam już nie przytomna i wyłączyłam kompa. (kopia) i takim sposobem piszę ją dopiero dzisiaj. lepiej pisać ją od razu. bo co 3 notki to nie jedna. i na odwrót. 

obudziłam się dosyć wcześnie. i później nie było to już spanie takie jak być powinno. później odkurzanie. obiad. i poszłam do rossmana trochę za wcześnie, bo pomyliłam godziny. wróciłam się do domu. przeczytałam może 3 str. książki. i poszłam do Mariolki. tam zleciało szybko. ale się Mariolka denerwowała. a teraz pewnie dobrze się bawi. od Mariolki poszłam do babci. u babci wypiłam herbatkę. i zjadłam pysznego placka. a jak przyszłam do domu. to praktycznie cały czas coś robię na komputerze. i tak leci szybko czas. że nawet nie zdążam zauważyć kiedy zleciał.

 tak bardzo chciałabym legalnie Cię kochać. i w końcu Ci to powiedzieć. w sumie chyba bardziej bym chciała usłyszeć to od Ciebie, że mnie kochasz. może przyjdzie na to czas. ale im dłużej muszę czekać tym bardziej się niecierpliwie. ale wiem, że muszę czekać.. i nie mogę nigdy wątpić. wciąż musi trzymać mnie nadzieja. i teraz chciałabym wrócić do tej chwili kiedy te słowa płynęły z Twoich słów do mojego serca. teraz mają dla mnie tak ogromne znaczenie. i teraz po prostu brakuje mi słów, żeby opisać jak za Tobą tęsknie. za Tobą całym...

 Nerwy władają mną, jak tylko chcą. Władają mną gdy Cię widzę, bo za każdym razem boję się Twojej reakcji, Twoich słów...

środa, 19 stycznia 2011

bez żartów.

hmmm. dzisiaj będzie krótko.

Szczygieł mówi, że nie jest źle i skończy się tylko na pogrożeniu palcem przez sędziego. dzisiaj fajnie było bo tak mało lekcji. po lekcjach z Mariolką. jak przyszłam do domu, poszłam z mamą kupić tacie prezent. bo dzisiaj ma imieniny. jak przyszłam to już same nudy i nawet nie ma co pisać.

w autobusie słuchałam wywodów starszej pani. właściwie to babci. wspominała lata 50-60. i to jak maturę pisała. mówiła o swoich wnuczkach, że jedna powiedziała jej że ona się chyba cofa. hmmm. oczywiście jak to w zwyczaju moherów wspomniane było wielokrotnie jaka ta młodzież jest zła. że dawniej nie było halo jak usiadła księdzu na kolanach. i mówiła że zawsze się cieszyła a że teraz uznawane jest to za pedofilię.

Gdy oglądam nasze stare zdjęcia od razu poprawia mi się humor. I chcę przywołać jak najwięcej wspomnień.

Było zimno

ale to szybko zleciało. piszę tutaj już ponad miesiąc. i sama sobie nie wieżę. mimo, że kilka dni nie pisałam to i tak wielki sukces. pisząc pierwszą notkę myślałam o tym kiedy zapomnę. a tak naprawdę nie zapomniałam. tylko nie miałam jak napisać. ani się obejrzę a już minie tydzień, miesiąc czy rok.

test z angielskiego. jestem zła na siebie. że w ogóle nie spojrzałam o co chodzi w tych głupich zdaniach. o reszcie już nie wspomnę. zobaczymy jak mi poszło, jak praca zostanie oceniona, ale nawet nie spodziewam się dobrej oceny. tyle się uczyłam, a wydaje mi się, że nic nie umiem. wydaje mi się, że to spieprzyłam. Edyta? jak mi powiedziałaś o tych czasownikach modalnych z "to" to też nie jestem pewna czy to zrobiłam dobrze. no ale nic. już za późno.
czasu się nie cofnie.
bo jak by tak każdy zaczął cofać to myślę, że życie by zniknęło. bo każdy chciałby cofnąć się do pewnego czasu. a w tedy cała reszta by też się cofnęła w czasie. by była jedna wielka gmatwanina. ludzie by zmartwychwstawali, żeby cofnąć czas. czas cofnięty by został do "życia Adama i Ewy w Raju".

w szkole w zasadzie nudy. na religii kończyliśmy słuchać wykładu. i jeszcze go nie skończyliśmy. a na biologi... hmmm. ta sytuacja mnie trochę śmieszyła. a zarazem współczułam tej dziewczynie, bo się tak denerwowała. widać od razu, że dziewczyna nie ma wprawy w prowadzeniu lekcji. dlatego lepiej mi się słucha normalnych lekcji u Miksztala.

jednak nie poszłyśmy dziś z Mariolką na zakupy. ale poszłam na spacer z Edytą. wcale bym nie pomyślała, że będzie tak zimno. wyszłyśmy na przeciw Arturowi. przyszło mu dzisiaj wezwanie na policję. ciekawe jakie będą konsekwencje tego podrobienia. myślę, że skończy się tylko na upomnieniu. no bo co innego mogą zrobić?

nie wiem jak ja jurto wstanę, co prawda "spałam" po południu. właściwie ciężko to jest nazwać spaniem. prędzej można by było nazwać nerwową drzemką. tak więc jestem jeszcze bardziej śpiąca niż jak bym w ogóle się nie zdrzemnęła. jakie szczęście, że jutro na 8. i tylko do 12.15. chyba od razu po szkole pójdę, chyba że Mariolka znów nie pójdzie do szkoły. a jak pójdzie to pochodzimy po sklepach. mam nadzieję, że znajdziemy jakieś odpowiednie cienie w przystępnej cenie...

dzisiaj chyba jeszcze poczytam. przeraża mnie jutrzejszy wf. i geografia. na samą myśl o niej się denerwuję. ale co poradzimy?. może to jeszcze jakoś będzie można poprawić...

może dasz mi jakąś radę? Bo ja Cię kocham i sobie z tym nie radzę. niby wszystko jest ok. niby wszystko gra. uśmiecham się i nie jestem przygnębiona. ale nie jestem szczęśliwa tak jak kiedyś. jak byłeś obok. chodzę na cienkiej linie nad przygnębieniem. ale kiedyś albo się spadnie, albo dojdzie się na drugi koniec. bo gdzieś ta lina musi być przywiązana. tylko kiedy to nastąpi? kiedy nadejdzie ten czas w którym wszystko się okaże. teraz nasuwa mi się ta jedna piosenka. The truth. bo niczego bardziej nie pragnę i się nie obawiam jak tej właśnie prawdy. tak bardzo chciałabym wszystko usłyszeć.

I szliśmy w ciszy przez jedenaście pięter, by być na szczycie, by widzieć to wszystko co teraz przychodzi mi oglądać oczami wyobraźni...

wtorek, 18 stycznia 2011

pięć tysięcy.

no i zjadłam. nie potrafię nie jeść wieczorem. i przyszła dziesiąta a ja o kur**. i nie wytrzymałam i zjadłam w niedługim odstępie czasu po dodaniu notki. nie mam silnej woli. i to mnie przeraża. ale czekolady nie jadałam. robię sobie chwilową przerwę

ja tak bardzo lubię oglądać zdjęcia małych dzieci. jedni mówią, że to mój fetysz. inni że będę pedofilem.. ale ja nie mogę się oprzeć tak słodko wyglądającym małym stópkom i rączkom. i aż chciało by się dotknąć tak małego i kruchego ciałka które jest uzależnione od swoich rodziców...

jutro ten cholerny spr. boję się, że znowu źle napiszę. dzisiaj jeszcze się trochę pouczę. i jutro na polskim. dzisiaj nie wiem jak długo. bo powoli usypiam. to jest okropne. i okropna jestem ja. bo tak mało śpię. ale chyba nic już na to nie poradzę. po prostu nie lubię kłaść się spać tak wcześnie. czasami to byłaby jawna strata czasu. co innego poleżeć sobie od niechcenia. ale nawet tego ostatnio mi się nie chce. i niby wiem, że powinnam się już położyć. ale zawsze przeciągam..

jutro z Mariolką na zakupy. w środę skrócone. lekcje. jak ja się cieszę. jak Piotrek mi powiedział to tak jak by zdjęto jakiś ciężar ze mnie. nie powiem. przyjemne to było.

i sprawiedliwość bywa nie sprawiedliwa podsycana zwykłymi słowami. jedyne co mi się zrobiło to bardzo przykro. szkoda nawet wspominać tutaj o tym. po prostu w życiu tak bywa. jak powiesz nie, to maja Ciebie gdzieś...

dzisiaj zatęskniłam za piłką ręczną. tyle miłych wspomnień z tym się wiąże. i nawet te bolesne. gdy ledwo co zeszłam z boiska. i wiem, że nie powinnam była tego robić. teraz to wiem. jak ja bym chciała tak po prostu się pomęczyć, pobiegać, porzucać piłką. i jeszcze obozy, wyjazdy, mecze i to wszystko. oj, niezapomniane wspomnienia. chciałabym trenować dla samej siebie. więcej się ruszać.

wczoraj jak gadałam z Arturem uświadomiłam sobie, że tak naprawdę po LO ja nie będę miała nic. no może większą wiedzę z angielskiego. ale tak ciężko mi idzie. co prawda dwója z plusem. to prawie jak trója z minusem. ale polski? historia? nigdy z tego dobra nie byłam i nigdy mnie to nie ciekawiło. szkoda, że w sączu nie ma jakiegoś dobrego technika. tzn. jakiegoś projektanta albo coś. czegoś z rysunkiem. bym miała zawodowe przedmioty. no ale co mi z tego gdybania. nic a nic. i tak się cieszę, że trafiłam jak trafiłam, bo mogło by być znacznie gorzej.

dałam do podpisania mamie moje marne oceny. a mogłam bardziej się postarać. i najbardziej denerwuje mnie ta 2 z geografii. bo nie powinno jej tam być. mam nadzieję, że ktoś to załatwi bo tak nie powinno się robić. nawet bym nie pomyślała, że ona zrobi nam spr. bo ani słowa nie było na ten temat powiedzianego. i większość klasy napisała nie najlepiej.. 

dzisiaj na religii fajnie się słuchało tego wykładu(?) i nie chodzi o to o jakiej tematyce on był tylko w jaki sposób został ten temat przekazany. mam nadzieję, że jeszcze to skończymy.. bo naprawdę mnie zaciekawiło.

czasami nie wiem co się ze mną dzieje. tracę kontrolę nad wszystkim. i niby ze wszystkich sił staram się chwycić chociaż grudki ziemi, a tak naprawdę na samiuśkim początku się poddaję. czasami nawet odrzucam pomocną dłoń. twierdząc, że sobie poradzę. nie. nigdy sama sobie nie dam rady. i to będzie wracać wciąż i wciąż. i nie powinnam unikać "siebie". Powinnam myśleć o tym co zrobiłam źle... teraz nie mam czasu na nic. i nic mi się nie chce. ale czy ja się już poddałam?

Wiesz? Nikt nie potrafi tak dotykać moich dłoni. Nikt nie jest w stanie Cię zastąpić albo odgonić Cię z moich myśli.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

disaster.

byłabym zapomniała...

niby się coś tam pouczyłam. ale prawie nic. zaczęło mi odbijać. nie, nauka naprawdę źle na mnie wpływa. i takim sposobem nie umiem prawie nic. jeszcze mam jutro.. ale pewnie zejdzie tak jak dzisiaj. no i mało co zrobię.

jestem okropna. ale to przez to, że rodziców nie było. smażyłam tosty po 2 w nocy. i zjadłam 6 kostek czekolady i przez to stwierdziłam, że ograniczam jedzenie. i ostatni mój posiłek będzie o 17. hmmm. dzisiaj już tak zrobiłam. i co? i jestem głodna jak nie wiem co. ale nie zjem nic.

dzisiaj będzie dosyć krótko, bo.. chwilowo mam uszkodzony mózg przez tą naukę. w dodatku mało spałam. i wszystko się już udziela. cud, że wstałam na 9.30. a później po kościele wzięłam zeszyt od Piotrka zeskanowałam. wysłałam Edycie. później obiad. po obiedzie na krótki spacer. później powitać babcię i dziadka., przyszłam do domu się uczyć. i takim sposobem nie umiem nic. bo cały czas siedziałam przy komputerze. to wszystko mnie rozprasza.

ojeeeej. jak ja jutro wstanę.? teraz nawet czasu nie mam żeby książkę poczytać. o kurczę.. nawet streszczenia makbeta nie przeczytałam. ups...

I gdy czułam oddech Twój na mojej skórze dostawałam motyli w brzuchu. Wystarczał jedno spojrzenie, jeden dotyk..

niedziela, 16 stycznia 2011

po części.

dzisiaj się wyspałam aż do 12. gdyby nie mama spałabym dalej. jak się mnie zapytała czy wiem która godzina myślałam, że koło 10. tak mi się dobrze spało.

dzisiaj dość przyjemny dzień. bo praktycznie zaraz po obiedzie zaczęłam się zbierać na spotkanie klasowe. było o 16. mimo, że tak mało nas było, było tak fajnie. najpierw poszliśmy do hasira. i tam Artur i Basia zjedli kanapki. później jak Beata przyszła poszliśmy do koktajlbaru. a w tym czasie Beata i Basia poszły do domu Basiu po coś. i jak przyszły to pojechaliśmy do McDonalda. na przystanku spotkałyśmy wielkogłowego patryka, który zjadał nas swoim wzrokiem. i siedzieliśmy w mc. najdłużej. Beata miała szejka. a Artur obrzydził jej go bo powiedział, że tam jest sperma. i Beata nie chciała już pić. i wymyślili, że jak się go pije to się zapładnia. i z tego wynikło, że na sali nie będzie ostrych nożyczek i że Artur będzie musiał odgryźć pępowinę. w ogóle dużo głupot dzisiaj było powiedziane. i nie jest się w stanie wszystko zapamiętać. ale było też o byczku i cielisi. i o zalotnikach dziewczyn. i w ogóle cieszę się, że było to spotkanie. tak bardzo tęsknię za ich śmiechem, za tym, że widziałam ich teoretycznie codziennie. bo nigdy już nie będzie tak samo. a ludzi na spotkania chodzi coraz mniej.. szkoda...

skończyłam rysunek. mojego aniołka nad dzidziusiem. hmmm. poprawiłam go węglem. i wyszło jako tako. ale największy problem miałam z oczami dziecka i z nosem anioła. nie wiedziałam jak umieścić 2 skrzydło. ale na szczęście skończyłam. dawno nie rysowałam. chciałabym częściej rysować. ale nie lubię jak ktoś się patrzy jak to robię a wieczorem jak już wszyscy śpią jestem zbyt zmęczona. mam nadzieję, że jak będę miała swój pokój odnajdę w sobie siłę i w tedy będę rysować co tylko zechce. a mam już plany żeby coś i coś narysować ale nie jak "wszyscy" będą patrzyć... najbliższym planem co do rysunku jaki będę chciała spełnić w najbliższym czasie będzie narysowanie dzidziusia...

jest już trochę późno. ale jestem jeszcze na komputerze bo rodzice pojechali po babcię i dziadka. mam nadzieję, że jutro ich odwiedzę. stęskniłam się za nimi. a może przywiozą ze sobą nutkę zapachu rodziny Dworniczków? tak bardzo za Nimi wszystkimi tęsknie. z tego co dzisiaj usłyszałam stwierdzam, że w 99.9% jedziemy tam na wakacje. bardzo się cieszę. czyli ostatnie 2 tyg. wakacji już są zajęte.. a co z resztą?

nie wiem jak ja jutro wstanę. idę na 9.30. obawiam się, że będzie bardzo ciężko. a zanosi się, że nie prędko pójdę spać. z komputera mam zamiar za momencik zejść. no ale jakoś mi się nie widzi, żeby iść już spać, nie bo jakoś tak dziwnie. chyba nie zasnę dopóki rodzice nie przyjadą. tak jakoś czuję się nieswojo. tak jak bym była sama w mieszkaniu. muzyka mi idzie i jedyne co jeszcze słyszę to auta jeżdżące za oknem i od czasu do czasu brzęczenie obroży Bagry. jest ona dzisiaj już ostatni dzień. chciałabym widzieć jak się cieszy na widok babci i dziadka. i myślę, że jak jej nie będzie w domu, będzie jakoś pusto. no cóż. papużki mama z tatą już zabrali do babci do mieszkania i pusto na zamrażarce.

i przypomniało mi się jak pisaliśmy na gg. jak oczekiwałam na każdą Twoją wiadomość. w tedy wiadomości były takie długie. i chciałam chłonąć każde Twe słowo. to sprawiało mi tak wielką radość. nieopisaną. i mimo że w większości nie pamiętam o czym tam pisaliśmy, to się uśmiecham na samą myśl o tym. i mam przed oczami ile te wiadomości zajmują w oknie gg. i jak potrafiłam dziesięć razy przeczytać co napisałeś. zanim mi znowu odpisałeś. i nic innego nie robiłam tylko patrzyłam na literki które mi przesłałeś. chciałabym sobie to wszystko poczytać. ale. wszystko poszło się rybkać. komputer poszedł do naprawy i wszystko utraciłam. tak bardzo tego żałuję. bo chciałabym to wszystko jeszcze raz przeczytać.. moje domysły to nie to samo.

Moja świadomość cały czas mi mówi, że nie mogłabym tonąć w innych ustach niż Twoje. Gdybym mogła zatonąć w nich jeszcze raz...

sobota, 15 stycznia 2011

intensywnie delikatny

wczoraj było ciężko zasnąć, a dzisiaj ciężko wstać. w szkole na zastępstwie na matematyce spadła na mnie zasłona. z początku nie wiedziałam co się stało. i jak już się odkryłam. wszyscy na mnie patrzyli. a ja po prostu tylko zeszyt do polskiego przepisywałam. jestem nie zadowolona z mojej średniej. i mam trzy 2 wystawione na półrocze.. to mnie trochę przeraża. więc muszę się wziąć za siebie i w nowym półroczu mieć tylko lepsze oceny.

czekając na nasz autobus(a w tym przejechały dwa nasze) staliśmy na przystanku z Glutą, Olą i Górką. Gluta pojechała najwcześniej. a Górce zwiał sprzed nosa autobus i nic mu to nie dało, że zwiał z zastępstwa za fizykę. następnie On pojechał. czekając na nasz autobus jak zwykle musiałam się zmarać. pojechałyśmy z Edytą a Piotrek został z Olą. hmm.. Piotrek chyba szedł dzisiaj z buta.

nie spałam dzisiaj po południu. więc jest to poniekąd sukces. ale zmęczenie chyba już mi się udziela. nie spałam bo musiałam sprzątać. a później na młodzieżówkę, której nie było. ale mam już następną książkę; Zaćmienie. i szkoda, że nie było. bo już mi się tęskni. bo lubię tak sobie posiedzieć w ciszy w kościele. i przede wszystkim mogę się skupić nad tym co najważniejsze. z kościoła poszłyśmy na nogach. na skrzyżowaniu moi rodzice nawet mnie nie zauważyli. i poszłam się przejść z Edytą. odprowadziłam ją. i później tak bardzo nie chciało mi się wracać do domu.

aha, jak spacerowałyśmy czekając na wiadomość, albo po  prostu na ludzi spotkałyśmy Szymona. dał mi kartkę z napisanymi własnoręcznie dwoma wierszami. tak dawno się z Nim nie widziałam. będę musiała się kiedyś do Niego wybrać. ale jeszcze nie teraz. ale chciałabym w najbliższym czasie.

Robert zauważył nas w autobusie jak "czytałyśmy" książkę. On i Ola zdali biologię. Robert po tym stwierdził, że lepiej mu się będzie uczyć systematycznie i troszkę niż później kuć to wszystko i mieć zdawkę. w sumie taka jest prawda. ale komu chce się uczyć? na pewno nie mi.

wiem, że powinnam już iść spać ale jakoś nawet nie mam siły się zebrać. i nawet książka próbuje mnie ciągnąć, lecz na nic te wysiłki. bo dalej patrzę w ten monitor. i tylko muzyka która płynie do nikąd i do mnie mnie uspokaja. i może to Ona tak mnie hipnotyzuje? i można sobie mówić, że to już ostatnia. ale to i tak nic nie daje. bo cały czas Ci się wydaje, że jej nie ma. a ona wygrywa najpiękniejsze melodie świata. i jedynie jeśli przysłuchasz się próżni. ona zaprzestaje się rozprzestrzeniać, bo wie, że to miejsce nie dla niej. wszędzie gdzie indziej zawsze powraca. i teraz Twoim zadaniem będzie usłyszeć jej melodię.

Anka coś miała dzisiaj zły humor. Okazało się, że nie idę jutro z Mariolką do sklepu. Bidulka choruje. Życzę jej zdrowia. no i szczęścia. spotkanie klasowe na szczęście nie odwołane. więc zamierzam jak najdłużej rano spać, żeby czas między wstaniem a pójściem skróciło się do minimum. więc dzisiaj już sobie trochę poczytam. w sumie nie wiem jak to wyjdzie bo moje oczy już odmawiają posłuszeństwa. 

jak ja lubię jak Ty pokazujesz swoją irytację dopiero, gdy ktoś odejdzie. Lubię jak robisz minę "ale o co chodzi?". Uwielbiam kiedy się śmiejesz i kocham się na Ciebie patrzyć. to jest silniejsze ode mnie. i czasem próbuję się nie patrzyć na Ciebie, ale gdybym tylko mogła, patrzyłabym calusieńki czas. i tak jak sobie teraz o tym myślę. to to musi wyglądać idiotycznie, jak chcę chłonąć Ciebie całego. no ale jakoś nie mogę się powstrzymać.bo to Ty mnie tak kusisz.

Tylko Ty potrafisz wywołać u mnie ten najprzyjemniejszy dreszcz, który rozchodzi się po całym moim ciele.

piątek, 14 stycznia 2011

i przeszedł

znowu kolejny dzień zleciał bardzo podobnie. dzisiaj w szkole głowa mnie bolała. no i zła jestem na siebie, że z fizyki mam 2.. będę musiała się postarać w następnym półroczu... chciałabym powyciągać większość moich ocen. ale nie wiem czy się da. ciężko będzie. ale spróbuję. jedno wiem na pewno. powinnam się więcej uczyć. ale jak będzie tego nie jestem w stanie wiedzieć. chwilowo mi się nie chce. i popołudnia po przesypiam. tak jak dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj, i jeszcze wcześniej. muszę zacząć się uczyć na spr. z angielskiego. chciałabym go dobrze napisać. słówka, tak. tego w szczególności muszę się pouczyć.

nie wiem skąd ludzie biorą tyle optymizmu. ja optymizm chłonę jak ryba wyrzucona na brzeg. po czym zaczynam się dusić z braku dostarczonego "tlenu". i niech mnie ktoś zamknie w pudełku. nie będę mogła nigdzie wychodzić. tylko się położę na dnie.. i odpocznę. chyba tak by było najlepiej.

pomachałam Arturowi przez okno. bo wracał z kolędy... eeem. Szymon do mnie napisał i przypomniał mi Yeal Naim- toxic. już się nie mogę doczekać sobotniego popołudnia. bo tak bardzo tęsknie za śmiechem. za śmiechem każdego.

i może wciąż popełniam błędy. dlaczego ktoś nie powie mi stop. dlaczego mnie nie zatrzyma i nie każe wysiąść z tej karuzeli. powinno być coś takiego zamontowanego w organizmie co nie pozwalałaby się zachowywać głupio, mówić źle, ogólnie źle postępować. mózg już po prostu nie daje sobie rady. no ale co zrobić..

rysowałam dzisiaj. ale jeszcze nie skończyłam. jakoś nie mam siły. i to dziwne. bo zawsze rysuję dopóki nie skończę. chyba, że jak była plastyka to nigdy nie kończyłam. nie lubiłam w tedy rysować. dzisiaj. rysowałam aniołka pochylającego się nad małym dzieckiem... może jutro Go skończę.

dzisiaj tez krótko. jakoś zaczynam i nie mogę skończyć. zawsze mi schodzi to dłużej. a teraz tata w domu jest to tym bardziej mnie pogania, bo sam nie śpi... i dziś dowiedziałam się, że ostatnie dwa tygodnie wakacji najprawdopodobniej spędzę w Anglii. zobaczymy. bardziej bym chciała, żebyśmy znaleźli mieszkanie..

I już odfrunął kolejny dzień z blaskiem Twoich oczu. I co ja mam w Nich przeczytać? Może próbuję zrozumieć za wiele. Poszukuję odpowiedzi w Nich... i mam skrytą nadzieję, że odnajdę.

środa, 12 stycznia 2011

w objęciach.

podsumowując dzisiejszy dzień miałam wielkiego pecha pod względem uszkodzeń. Dostałam piłką w głowę. a właściwie w ucho to z kolczykiem, później przecięłam się kapslem i na koniec walnęłam głową w suszarkę do rąk co jest w łazience. Ale dzień dosyć śmieszny. Jak przyszłam do domu zjadłam obiad i znów poszłam spać. to się chyba zaczyna przeradzać w rutynę. a w nocy długo nie mogę zasnąć... a teraz to tak mi się nudzi bo nie mam co czytać. znaczy się mam książki. ale jakoś nie mam na nie ochoty.

z uczenia się nici. jedyne co może zrobię to przeczytam to raz. bo nawet siły nie mam żeby tego się uczyć. a jutro spr. z PO. no ale cóż. oby nie było. na nic więcej nie można liczyć. ostatnio tak mi się nie chce uczyć. nawet książki nie otworzę.

sobota calusieńka zajęta. od 9 na sklepach z Mariolką a później z moją utęsknioną starą klasą. cieszę sie jak nie wiem, że w reszcie wszystkich (no prawie) zobaczę. tak dawno się nie widzieliśmy.

ojejku. dziś taka krótka notka. no ale chyba jakoś nie mam weny żeby dużo pisać a po za tym już pół godziny temu mi mówiono żebym zeszła już z komputera... 

A wczoraj wychwyciłam Twoje ukradkowe spojrzenia i jakoś tak prawie słabo mi się zrobiło.

wtorek, 11 stycznia 2011

na dół.

dzisiaj normalnie zrobiłam taki postęp. aż sama się dziwię. wreszcie wysprzątałam w szafce z ciuchami. i chyba dosyć szybko mi to poszło. bo nawet nie zauważyłam jak czas zleciał. ale później poszłam spać. i myślałam, że już się nie wyzbieram i że będę dalej spać. spać do rana. na szczęście jakoś mi się udało. a nie wiem dlaczego spałam. poszłam wczoraj stosunkowo wcześnie spać. w szkole Robert też mi powiedział, że coś wyglądam jak bym się nie wyspała. miałam uczyć się angielskiego no ale sen zrobił swoje a moja głowa została przyciągnięta do książki a oczy pozostały zamknięte. 

co do wczorajszego dnia. hmm. zawsze jest tak, że jak nie napiszę od razu to zapomnę. i tak też się stało. jedyne co nie napisałam wczoraj to to, że pojechałam z Kingą na około autobusem.

ojeeeej. autobus. dzisiaj myślałam, że zwymiotuję. koło pękło i zaczęło tak śmierdzieć. mnie się wydawało jak by siarką. myślałam już, że nie dojedziemy do przystanku. to było okropne. jak sobie przypomnę to w moich nozdrzach jeszcze unosi się ten nieprzyjemny zapach.

religie dzisiejszą spędziliśmy na gadaniu o "sexie przed ślubem". w sumie Daniela sister miała rację z antykoncepcją, że dziewczyny najpierw zażywają środki antykoncepcyjne a później mają problemy z zajściem w ciąże. A są też np. takie co muszą zażywać jako lek na coś tam a nie jako antykoncepcje i dopiero później są problemy.

i deszcz zaczyna już padać. i uderzać w parapet. to jest jak ukojenie. dni stają się szare by później rozbłysnąć najpiękniejszym. i to nic, że może spadnie jeszcze śnieg. to nic. bo i tak już bliżej wiosna. i może dzisiaj trochę sobie posiedzę na oknie. dawno tego nie robiłam. ale jest tak bardzo zimno. opatulę się kołdrą. i będzie mi cieplutko. i będę tęsknić do zaparowanej szyby za tym jak było kiedyś. i mając nadzieję, że coś się wydarzy nowego. nowego ale zaskakująco dobrego pogrążę się w śnie.

I gdybyś choć jeszcze raz ucałował mnie, nie wiedziałabym jak Ci dziękować. Jeśli tylko byś chciał. Tak zwyczajnie chciałabym poprosić o to byś mnie przytulił.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

w bok.

dzisiaj dobrze bo mniej więcej wyspać się można było. bo brat Edyty nas do szkoły podwiózł. jutro też będę zażywać tej wygody. dzisiaj był dzień elegancji. i niby był dzień bez pytania więc Edycie się upiekło. Ona to ma farta. ale to dobrze. przynajmniej się nie musiała tyle stresować. ale skarciła mnie za to, że gadałam na lekcji. bo to taka pilna uczennica i chciała słuchać. w szkole miałam dosyć dobry humor ale już po, się popsuł.. no cóż. po prostu przychodzą takie dni w domu, że nie powinnam nic mówić. i nie można się o nic zapytać.

Kinga ma już zdjęty aparat. mówiła, że tak pusto jak by zębów nie miała. po ort. nie pojechałyśmy od razu do domu. ale mniej więcej temat zawsze był. więc nie było najgorzej jak jeździłyśmy autobusami. z Nią naprawdę nie lubię milczeć. przeszkadza mi to. ale znowu głupie gadanie tez jest denerwujące.

dzisiaj za dużo pisać nie mogę. bo złość już na mnie kipi z wszystkich ścian. jutro myślę dokończyć dzisiejsze myśli. i opisać wszystko. tylko byle bym tak późno nie zaczęła. bo znowu się nie uwinę.

A Ty wywołujesz większe motyle w moim brzuchu niż te które wywoływane są przez lot samolotem. Po prostu jesteś większym przeżyciem.

śpiewaczka.

podsumowując. poszłam wczoraj bardzo późno spać. a przynajmniej byłam bardzo zmęczona. nie mogłam w dodatku spać. tyle myśli wokół mnie krążyło. wstałam dosyć wcześnie. do kościoła. w kościele dopisywał mi humor. i większość prześmiałam się w myślach. a ta dziewczyna tak bardzo chciała dobrze śpiewać. o jak dobrze, że większość śpiewał chór. po kościele na spacer z psem Piotrka i Edyty. dawno nie byłam tam. i tak bardzo za tym wszystkim tęskniłam. zobaczyłam ławkę. później do domu. czekając na obiad nie chciałam po sobie dać poznać jak bardzo jestem zmęczona. zjadłam obiad. pooglądałam tv i tylko czekałam aż rodzice wyjdą by zdrzemnąć się chociaż na chwilkę. nadeszła upragniona chwila (a oczy musiałam trzymać na zapałkach) poszli na wielką orkiestrę świątecznej pomocy. nikt mi już nie przeszkadzał i zasnęłam w szybkości światła. obudziłam się. i znowu oglądałam tv. miałam się pouczyć. ale nawet nie miałam siły czytać a co dopiero patrzyć na coś co już dawno powinnam umieć. później na komputer. rozmawiałam ze Szczygiełkiem. i się zmył. nawet nie mówiąc że idzie. więc wzięłam się za czytanie. jeszcze nie skończyłam. ale myślę że dzisiaj mi się już to uda.

kilka słów. i to nie tych powiedzianych tylko napisanych potrafi sprawić, że w żołądku mi się wszystko wywraca. a jeszcze nie wiem o co dokładnie chodzi. mogę się tylko domyślać na co i komu. na co nie mam pojęcia. komu... kurczę. chciałabym się dowiedzieć. kiedykolwiek się dowiem? tyle pytań. a tu jak na złość nie usłyszę odpowiedzi. może kiedyś. i znów zostało wszystko owiane tajemnicą która nie dana jest mi wiedzieć. a może i kiedyś.. może, może, może. niee. tak naprawdę to wieża. zbudowana z wiary.

i co ja na to poradzić mam, że tak małe coś sprawia mi tyle szczęścia i otula nutką nadziei. i może jestem naiwna. ale jak dałam Ci to skrzydełko nawet nie pomyślałam, że kiedyś będzie miało dla mnie tak wielkie znaczenie. znaczyło dla mnie wiele. bo przecież dałam je Tobie. tak zwyczajnie chciałam żeby coś dla Ciebie znaczyło. znaczyło, że zawsze będę Cię kochać. nie chciałabym żebyś kiedykolwiek mi je oddał. nie. o nie. to oznaczało by koniec. ale masz je dalej. nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką ma wartość. a może zdajesz.. a może nosisz je z przyzwyczajenia.? nie tej myśli naprawdę nie chcę rozważać. ale przecież... chyba tak po prostu byś go nie nosił. prawda? co ono dla Ciebie znaczy? tak bardzo bym chciała żebyś mi powiedział. czy jeśli bym powiedziała ile ono dla mnie znaczy czy byś je zwrócił? i teraz mogę sobie tak różnie odpowiadać na te różne pytania. wciąż jednak nie znam Twojej odpowiedzi. w tedy kiedy Ci je podarowałam. chciałam żeby to był taki drobiazg ode mnie który by Ci mnie przypominał. tak wiem. zostało już nazwane "skrzydłem nadziei by nie odleciała" wcześniej. a właściwie w tym samym dniu gdy je dostałam widziałam Cię. przechodziliście koło mnie. mama widziała jak się rumienię na Twój widok. i spytała czemu nie jestem z Wami. a w tedy łzy napłynęły mi do oczu. pamiętam ten dzień tak doskonale. pamiętam doskonale że to była niedziela. ale jaki dzień w kalendarzu? tak bardzo zła jestem na siebie, że nie mam łatwości do zapamiętywania dat. ale jestem pewna tego że to była niedziela. już w tedy pomyślałam, że chciałabym Ci je dać. i nadeszła ta chwila. podarowałam Ci je. tak jak i z tym skrzydłem całą siebie. i już nic na to nie mogę poradzić. nic.

Zaprowadziłeś mnie na tą piękną łąkę, o której teraz przychodzi mi jedynie śnić. Objąłeś mnie i w tedy powiedzieliśmy sobie, że w takim miejscu moglibyśmy mieć dom. W takim miejscu i w każdym innym mogłabym mieszkać byle byś był ze mną.

niedziela, 9 stycznia 2011

gładko.

i nie tyle jestem zła na siebie co wpędza mnie to w zakłopotanie. po prostu nie mam siły się uczyć. nie mam siły na nic. nawet, żeby siedzieć przy komputerze czytać czy cokolwiek. a co dopiero gdybym miała wysilić umysł.

dzisiaj mile zaskoczenie. napisała do mnie Sabina. oj jak za Nią zatęskniłam. chciałabym się z Nią spotkać pogadać. miejmy nadzieję, że zobaczymy się najpóźniej we ferie. ale w końcu kiedyś muszę ją odwiedzić. pisała mi, że coś ma kosę z nauczycielką od angielskiego. że ma swoje lęki przez co boi się nawet otworzyć komuś drzwi. że nie spędza dużo czasu w swoim pokoju. jeeej. co ja bym dała za swój pokój. mogłabym robić tyle rzeczy swobodnie. mogłabym rysować, wściekać się, słuchać muzyki jaka by mi się tylko spodobałam, mogłabym płakać. robić to wszystko bez myśli, że jestem obserwowana. to na pewno byłby mój świat.. i tam chciałabym się zamykać i po prostu siedzieć. sama. z tym wszystkim co by tam było.

głęboki wdech. odpowiada mi to, że jestem przeziębiona. ale coś czuję, że już to mija. a szkoda. dzisiaj fajnie było cały dzień psikać. to jest takie fajne uczucie. chociaż to, że mam katar już nie jest takie fajne ale przecież od tego się nie umiera.

to czas tak szybko pędzi. i nie można Go zatrzymać. za nic nie chce stanąć. przecież przed chwilką wstałam. ba. co dopiero były wakacje. ferie i jeszcze wcześniejsze wakacje. nie, to wszystko nie na moją miarę. to tak jak bym ja szła drobnymi krokami a ktoś obok stawiał bardzo duże. muszę biec by nadążyć. ale to tak bardzo męczy i zaczyna przez to wszystko palić w gardle, bo powietrze jest zbyt zimne by się dobrze oddychało.

tylko noc jest taka straszna. a za razem tak piękna. to ona zatrzymuje bieg. i daje tyle myśli i tyle wspomnień ile dusza zapragnie. czasami nawet zasnąć nie daje. bo musi dobić swego. musi podręczyć i zamęczyć aż zasnę. czyż ona nie chce dla mnie dobrze? owszem, czasami płyną przeźroczystymi łodziami łzy, ale także taszczy na plecach uśmiech. zawsze, ale to zawsze siedzi przy mnie tęsknota, która nuci przepiękne kołysanki. a z marzeń nawet można wybudować ogromny i piękny zamek. w tedy bez przeszkód można zaglądać do przeróżnych komnat i nikt za uchem mi nie ględzi "nie dotykaj! to muzeum."

Jeszcze raz przejedź dłonią po mojej szyi, jeszcze raz dotknij mojej dłoni, jeszcze choć na chwilkę pozwól bym zatonęła w Tobie i powiedziała Ci jak bardzo Cię kocham.

piątek, 7 stycznia 2011

płyną.

tak się martwiłam, że nie pójdę na młodzieżówkę. poszłam. a okazało się, że jej nie było. nie to żebym była zła. bo naprawdę fajnie, że wyszłam w ogóle z domu. szkoda jedynie tyle, że na tak krótko. po za tym krótkim wypadem chyba nic ciekawego się nie działo. jak zwykle chodziłam w piżamie do jakiejś 14. na śniadanie naleśniki z dżemem. sprzątanie. a w między czasie czytałam. ta książka jest zbyt wciągająca.

wczoraj jak ją czytałam i Edward rozstał się z Bellą zrobiło mi się tak jak by to wszystko przeżywała jeszcze raz. tak jak by to była moja własna opowieść. czytając łzy mi spływały po policzkach i musiałam odłożyć książkę. zbyt wiele emocji to wywoływało. lecz za chwileczkę pogrążyłam się w dalszym czytaniu. gdybym nie wiedziała, że Oni się ze sobą zejdą dalej bym nie czytała. wczoraj dosyć szybko musiałam skończyć czytać bo "płonęło" mi ciało. widziałam jak moje dłonie przywlekają kolor czerwieni. wszystko parzyło i długo nie mogłam zasnąć, ani na niczym innym się skupić jak na wspomnieniach z tamtego dnia. kiedy wszystko nabrało ciemniejszych kolorów. a ja i tak Cię kocham i będę kochać.

dzisiaj Edyta mi opowiedziała o K. i tak nie wiem czemu skojarzyła mi się Pawlaczka. teraz z tego się śmieję. ale pamiętam jak w tedy nie tyle byłam zła na nią tylko chciałam, żeby przejrzała na oczy. i teraz widzę przed oczami. jak mocno gestykuluję rękami i grożę palcem. i mówię przeróżne rzeczy. a Ona wciąż powtarza, że nie chciała. czasami chciałabym nic się nie odzywać i mieć wszystko gdzieś. zazdroszczę tym którzy potrafią ugryźć się w język i pohamować emocje. a nie pleść co ślina na język przyniesie. zastanawiam czy teraz zachowałabym się tak samo. w sumie nie chciałabym być znowu w takiej sytuacji. i mam nadzieję, że w podobnej już nigdy nie będę.

o tak. zwiał nam dzisiaj autobus. mi i Edycie. to było zabawne. lubię jak Ona z jednej strony złości się na mnie a z drugiej cieszy, że jednak tak zrobiłam. jedyne czego się bałam to tego, że Ona wpadnie na pomysł wymknięcia się mi i że podbiegnie do autobusu. nie wiedziałabym co w tedy zrobić. ale spierałyśmy się chwilkę. po czym autobus odjechał. i wyszło na moje. i poszłyśmy sobie grzecznie na nogach. a ja mam nadzieję, że się ode mnie nie zaraziłaś. bo chcę żebyś chodziła do szkoły. bo tak zwyczajnie lubię i chcę siedzieć z Tobą w ławce.

nie wiem jak to opisać. czy to złość czy inaczej brakuje mi do tego słów. może zazdrość. nie wiem. po prostu chciałabym żeby mama zapytała się jak się czuję. ja wiem Amelka jest młodsza. ale to przeziębienie czy coś w każdym bądź razie przechodzi lżej ode mnie. a mama zwraca na nią uwagę. tylko na nią. może to egoizm? nie, na pewno nie, bo ja też przejmuję się jej zdrowiem i nie chcę, żeby miała mieć jakiekolwiek leki. a tym bardziej antybiotyki. wiem też, że ja zawsze sobie jakoś poradzę, zadbam o siebie, wezmę sama leki. ale nawet się nie zapytają jak ja się czuję. jestem jakoś pomijana. tak po prostu i zwyczajnie jest mi przykro.

I nawet nie wiem jak opisać uczucia, gdy całowałeś mnie w szyję, a po moim ciele przechodziły tak bardzo przyjemne ciarki. Na samą myśl o tym pojawia się uśmiech.

czwartek, 6 stycznia 2011

trzech.

dzisiaj jakoś wstałam i poszłam na 9.30 do kościoła. po kościele sobie trochę leżałam i przyszedł Piotrek i Edyta. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i się pośmialiśmy. Jak poszli to zjadłam obiad i poszłam spać. Spałam coś do 20. Temp cały czas mi rośnie i boję się, że mama nie puści mnie jutro do kościoła na pierwszy piątek na młodzieżówkę. cały czas kaszlę, głowa mnie boli, katar no i ta głupia gorączka. w zasadzie nie czuję, że ją mam tylko mi jest zimno. czuję się taka zmęczona. ale i tak wafelek, batonik czy czekolada zawsze smakują świetnie.

jakoś dzisiaj weny nie mam. może przez to, że chora jestem. Amelcia też choruje, ma mniejszą temp. ale wymiotowała. teraz sobie już śpi i mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje. bo w sobotę ma jechać na kulig. te dni już mi się tak mieszają. przez to że tak wolne jest. raz do szkoły a raz nie. w tedy kiedy się nie idzie to przynajmniej pospać sobie mogę.

Jej. ale dzisiaj krótko, ale nie mam sił. Idę poczytać książkę.

Wystarczy, że na mnie spojrzysz, a ja już jestem w innym świecie- w świecie marzeń.

środa, 5 stycznia 2011

tak, wiem...

ojeeeej. to sprawiło mi tyle radości. do teraz ochłonąć nie mogę. i to nic, że cieszę się z takiej małej rzeczy. to nic, że ktoś może sobie pomyśleć, że jestem jakaś.. nooo. ale Ty miałeś to skrzydełko, miałeś je na szyi. i najlepsze jest to, że to już nie są tylko moje domysły czy nosisz czy nie. Ty po prostu je masz. a to dla mnie tak bardzo się liczy. nawet nie wiesz jak bardzo. bo w końcu to Ty trzymasz skrzydła mojej nadziei. i Ona nie odleci.  nie odleci bo przecież nie może. a może Ty też masz gdzieś swoją nadzieję. może trzymasz ją gdzieś w klatce? chciałabym chociaż troszkę wiedzieć z tego czego nie jest mi dane wiedzieć. chciałeś mnie dalej odprowadzić z Edytą. no ale było tak zimno. a gdy szłam z głową w chmurach, to tu na ziemi słychać było każdy mój skrzypiący krok. i teraz nadal śmieję się do komputera. ale tak bardzo mi to sprawiło radość. chciałabym Ci za to podziękować. może jeszcze będzie ku temu okazja.

nie wiem jak ja przeżyłam te trzy historie. ale jakoś dałam radę. a teraz już wolne. 5 dni wolnego. oo tak i to jest wspaniałe uczucie. ciekawe jak będzie z tym WOKiem. bo teoretycznie zwialiśmy. i stałam z Górką, Baranem i Grzesiem na przystanku. czekałam na Edytę. noo i pojechałam do domu. okazało się, ze mnie opuścili. pojechali sobie do babci od kanapek. a ja zjadłam pączka i zupę i poszłam do Edyty. znaczy się nie całkiem do Edyty bo do Sz. na klatkę. pośmiałyśmy się z Maciulom i Wojtusiem. jak to Łiłiś składa życzenia z byczka. nasłuchałyśmy się jak to było za komuny. i przy okazji te mieszkania tak się pogmatwały, że jak by nie patrzeć się zmarałyśmy. ale przecież to było zbyt realne, żeby mogło nam się coś pomieszać. no cóż. gorzej będzie jak "to" dostanie się w nie powołane ręce. szklarze, murarze, stolarze, informatycy, inżynierowie i wiele wiele innych. po prostu takie bajeczki.

śmiesznie mi się wczoraj pisało ze Szczygiełkiem na temat bliźniaków. miałam jeszcze później poczytać, ale no. mama mi nie pozwoliła. i skończyło się na tym że grałam w Ice Towera. ale dzisiaj sobie poczytam bo pożyczyłam kolejną część zmierzchu. i cieszy mnie że jest grubsza, bo będzie więcej do czytania. boli mnie noga bo obdarłam na wf kolano. znaczy się nie tyle boli co piecze. i coś mam z barkiem, boli tak jak by miała za chwilkę mi kość strzelić. ale i tak mnie to nie martwi. dzisiejsze szczęście góruje nad wszystkim. oczy mnie już pieką od komputera. więc za chwilkę idę czytać. już mnie ciekawi co będzie dalej.

a dzisiaj w końcu filmu nie oglądnęłyśmy. ale przecież nic nie szkodzi. a nawet cieszę się, że byłam tam gdzie byłam. wczoraj Ty, dzisiaj ja. naprawdę dziękuję. kocham Cię.! int. oj int....

Ty też obetnij skrzydła swojej nadziei, bo w tedy ona nie odfrunie a trwać będzie przy Tobie.

wtorek, 4 stycznia 2011

You can.

w niedziele byłam później w kościele. Edyta wpadła tylko po zeszyt. później byłam u Mariolki. zjadłam tam takiego pysznego placka. i tak sobie pogadałyśmy. dużoooo.

a w poniedziałek do tej głupiej szkoły. masakra. całe szczęście, że nie było kart. z ang. a na matematyce fajnie się rozmawiało z Edytą.. oj te nasze rozkminy. nie ma to jak siedzieć, udawać, że się pisze, rozmawiać i grzać się przy kaloryferze. po lekcjach z Edytą do alergologa, po bilet i do rossmana na Lwowskiej. i te perfumy.. one były takie ładne. no nie ukrywajmy. nie miałam drobnych nooo. haha. jeszcze po chleb. bo babcia by nie miała co jeść. babcia Edyty. a później do mnie na chwileczkę. a później noo kupiłyśmy mleko. i wychodząc z carrefoura spotkałyśmy Wojtusia. i tak sobie rozmawialiśmy na różne ciekawe (nie koniecznie dla mnie) tematy. i wtedy nadjechał Łiłiś swoim pumbumem. później. poszłyśmy odnieść mleko i chleb. i do mnie poszłyśmy. tak jakoś wychodząc z klatki skręciłyśmy w lewo idąc na przystanek. i naprawdę ja nie wiem czemu tak. haha. później do mnie. i piłam herbatę z cytryną pierwszą od dawna. pierwszą w tym roku. spokoju Ance nie dałyśmy. później Edyta poszła. ja pojechałam do europy patrzyć na buty. i wyszło tak że dłużej patrzyłam na AGD. i powiem nawet że to było ciekawsze. później pisałam z Edytą. i wcale się nie zdziwiłam jak mi napisała co robiła. no ale troszkę się nie fartło. ale za to była bardzo dobra i pomocna. to taka odmiana chwilowa. hahaha.

tak jak wczoraj podwiózł nas brat Edyty do szkoły. Zawał zbierała na harmonijkę ustną jako na prezent urodzinowy. i powiem że nieźle jej poszło bo wyżebrała 28 zł. hmmm. religia. po prostu już sobie myślę, że nie warto chodzić na religię. jakoś wiedzy nie pogłębiam. a po za tym się stresuję patrząc na tego mapeta. z biol prawdopodobnie będę miała 4, cieszę się. ale jakoś tak czuję się nieswojo bo Edyta tez ma 4 a wiem że umie o wiele więcej niż ja. ale mam nadzieję że wyciągnie na 5. fajnie się dzisiaj stało na przystanku. bo przecież nie mogliśmy zdążyć na ten autobus. i dwie 23 nam "uciekły". w autobusie była Kinga. i wsiadł jeszcze mawaha. jak tylko na niego popatrzę to mi się chce śmiać. przyszłam do domu. zjadłam obiad i poszłam spać. obudziłam się i od razu na komputer. Edytko ja Cię taak kocham.. te Twoje motylki przez Łiłisia. i miałaś dzisiaj kolędę. oglądałam po raz kolejny zdjęcia. Szczygieł do mnie napisał i powysyłał też parę zdjęć. śmieszne są. ale wolałabym żeby ich nie było. no cóż czasu się nie cofnie a aparat to doskonale zapamiętał.

prawda, ze bywało gorzej? oooj bywało. może warto poczekać. może warto mieć nadzieję. mimo tego nikt mi nie zabroni mieć marzenia. i naprawdę się ciesze, że mam takie wspomnienia. takie a nie inne. powiedz mi co Ty myślisz o tym. o tym wszystkim. chciałabym żebyś mi wszystko wyjawił.

I tylko Ty zdołałeś mnie nauczyć patrzyć prosto w oczy. Jedynie to Twoja zasługa. Bo Twoje oczy są takie piękne, że nie zdołałabym na nie się nie patrzyć.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

nihtmare

hmm od czego zacząć? jakoś czasu nie było a może przez moje lenistwo. ale już się zabieram. ta notka chyba będzie chaotyczna...

no cóż. o tym jak i gdzie spędzam sylwestra dowiedziałam się 31 grudnia. tego dnia jakoś tak od samego rana szły mi riposty do Piotrusia. z nim i Edytą byliśmy w bibliotece, empiku i kupiłyśmy bilet miesięczny. teraz jak tam chodzę to cały czas się śmieję z tego kolekcjonerskiego 2 zł. no cóż. było minęło. miałam i już nie mam. ale teraz mogę się z tego śmiać. i powiem, że tak teraz jak na to patrzę z boku to to głupio wyszło. i już nie wiem co dalej pisać... aha, później poszliśmy do biedronki. nakupiłyśmy kolejne jedzenie. no i zwiałam do domu. później szybko szybko żeby się zebrać. no i już trzeba było się zbierać na sylwestra. no i wreszcie sylwester. w mieszkaniu brata bez lodówki i bez działającej kuchenki. jak studenci. ale wcale nie żałuję. ani odrobinę. ojojoj. jajko. tak. rozbite przez Piotrka. hmmm. i później tylko było słychać, że kto taki mądry daje jajko za pudełkiem. i takie tam. ale zostało ładnie wysprzątane i nawet śladu nie było.  no. a później ta gadka. że no gdzie się jajka trzyma. no oczywiście że nie w mikrofalówce. i to że Piotrek dostał je pod choinkę. i takie różne. z czego tak mi się śmiać chciało. tyyyyyle jedzenia. i piosenki i viva i komentowanie biberka i różnych innych typków. i oczekiwanie co będzie na pierwszym miejscu. rihanna. później odliczanie z jedynką dwójką i polsatem i czym tam sie jeszcze dało. i w końcu wybiła 00.00 już nie wytrzymałam i pękłam.. później wypiliśmy kawę mrożoną. a później zjedliśmy kanapki. dla mnie to były najdziwniejsze kanapki jakie w życiu jadłam. masło, pasta z łosia, szynka, sałatka, chrzan, jeszcze jedna szynka i majonez na wierzch. chyba o niczym nie zapomniałam. ale naprawdę.. były pyszne.. później to już oczekiwanie rana. oczywiście różnego typu rozmowy i wspominania. później przyszedł brat Edyty. i położył się spać. "podziel się posiłkiem." haha. siedzieliśmy na podłodze w kuchni grając w ICETOWERA. Edyta się zebrała i poszła do ubikacji. no i później no to wszystko poszło.. tzn. stało się coś z kiblem. się po prostu zatkał. ale ona przecież tylko srała. a później to już szybko szybko i do kościoła. w kościele przytrafiło się coś śmiesznego. z zacieków od wody powstawały na posadzce różne obrazki. np. koń czy pies wychodzący z budy. i w tedy mnie coś szarpnęło. to był sen. i wszystko znikło. nie umiem tego opisać słowami nooo. ale śmieszne to było. z kościoła do domu na nogach i poszłam spać.

szkoda że zabrałam się za tą notkę dopiero przed chwilę. więc nie zdążę napisać wszystkiego co bym chciała.

I to, że w życiu występuje czerń i biel nie znaczy że trzeba się poddać. Trzeba trwać choćby w marzeniach, bo jeśli się kogoś kocha naprawdę jest warto. A ja wiem, że Go kocham.