środa, 19 stycznia 2011

Było zimno

ale to szybko zleciało. piszę tutaj już ponad miesiąc. i sama sobie nie wieżę. mimo, że kilka dni nie pisałam to i tak wielki sukces. pisząc pierwszą notkę myślałam o tym kiedy zapomnę. a tak naprawdę nie zapomniałam. tylko nie miałam jak napisać. ani się obejrzę a już minie tydzień, miesiąc czy rok.

test z angielskiego. jestem zła na siebie. że w ogóle nie spojrzałam o co chodzi w tych głupich zdaniach. o reszcie już nie wspomnę. zobaczymy jak mi poszło, jak praca zostanie oceniona, ale nawet nie spodziewam się dobrej oceny. tyle się uczyłam, a wydaje mi się, że nic nie umiem. wydaje mi się, że to spieprzyłam. Edyta? jak mi powiedziałaś o tych czasownikach modalnych z "to" to też nie jestem pewna czy to zrobiłam dobrze. no ale nic. już za późno.
czasu się nie cofnie.
bo jak by tak każdy zaczął cofać to myślę, że życie by zniknęło. bo każdy chciałby cofnąć się do pewnego czasu. a w tedy cała reszta by też się cofnęła w czasie. by była jedna wielka gmatwanina. ludzie by zmartwychwstawali, żeby cofnąć czas. czas cofnięty by został do "życia Adama i Ewy w Raju".

w szkole w zasadzie nudy. na religii kończyliśmy słuchać wykładu. i jeszcze go nie skończyliśmy. a na biologi... hmmm. ta sytuacja mnie trochę śmieszyła. a zarazem współczułam tej dziewczynie, bo się tak denerwowała. widać od razu, że dziewczyna nie ma wprawy w prowadzeniu lekcji. dlatego lepiej mi się słucha normalnych lekcji u Miksztala.

jednak nie poszłyśmy dziś z Mariolką na zakupy. ale poszłam na spacer z Edytą. wcale bym nie pomyślała, że będzie tak zimno. wyszłyśmy na przeciw Arturowi. przyszło mu dzisiaj wezwanie na policję. ciekawe jakie będą konsekwencje tego podrobienia. myślę, że skończy się tylko na upomnieniu. no bo co innego mogą zrobić?

nie wiem jak ja jurto wstanę, co prawda "spałam" po południu. właściwie ciężko to jest nazwać spaniem. prędzej można by było nazwać nerwową drzemką. tak więc jestem jeszcze bardziej śpiąca niż jak bym w ogóle się nie zdrzemnęła. jakie szczęście, że jutro na 8. i tylko do 12.15. chyba od razu po szkole pójdę, chyba że Mariolka znów nie pójdzie do szkoły. a jak pójdzie to pochodzimy po sklepach. mam nadzieję, że znajdziemy jakieś odpowiednie cienie w przystępnej cenie...

dzisiaj chyba jeszcze poczytam. przeraża mnie jutrzejszy wf. i geografia. na samą myśl o niej się denerwuję. ale co poradzimy?. może to jeszcze jakoś będzie można poprawić...

może dasz mi jakąś radę? Bo ja Cię kocham i sobie z tym nie radzę. niby wszystko jest ok. niby wszystko gra. uśmiecham się i nie jestem przygnębiona. ale nie jestem szczęśliwa tak jak kiedyś. jak byłeś obok. chodzę na cienkiej linie nad przygnębieniem. ale kiedyś albo się spadnie, albo dojdzie się na drugi koniec. bo gdzieś ta lina musi być przywiązana. tylko kiedy to nastąpi? kiedy nadejdzie ten czas w którym wszystko się okaże. teraz nasuwa mi się ta jedna piosenka. The truth. bo niczego bardziej nie pragnę i się nie obawiam jak tej właśnie prawdy. tak bardzo chciałabym wszystko usłyszeć.

I szliśmy w ciszy przez jedenaście pięter, by być na szczycie, by widzieć to wszystko co teraz przychodzi mi oglądać oczami wyobraźni...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz