poniedziałek, 10 stycznia 2011

śpiewaczka.

podsumowując. poszłam wczoraj bardzo późno spać. a przynajmniej byłam bardzo zmęczona. nie mogłam w dodatku spać. tyle myśli wokół mnie krążyło. wstałam dosyć wcześnie. do kościoła. w kościele dopisywał mi humor. i większość prześmiałam się w myślach. a ta dziewczyna tak bardzo chciała dobrze śpiewać. o jak dobrze, że większość śpiewał chór. po kościele na spacer z psem Piotrka i Edyty. dawno nie byłam tam. i tak bardzo za tym wszystkim tęskniłam. zobaczyłam ławkę. później do domu. czekając na obiad nie chciałam po sobie dać poznać jak bardzo jestem zmęczona. zjadłam obiad. pooglądałam tv i tylko czekałam aż rodzice wyjdą by zdrzemnąć się chociaż na chwilkę. nadeszła upragniona chwila (a oczy musiałam trzymać na zapałkach) poszli na wielką orkiestrę świątecznej pomocy. nikt mi już nie przeszkadzał i zasnęłam w szybkości światła. obudziłam się. i znowu oglądałam tv. miałam się pouczyć. ale nawet nie miałam siły czytać a co dopiero patrzyć na coś co już dawno powinnam umieć. później na komputer. rozmawiałam ze Szczygiełkiem. i się zmył. nawet nie mówiąc że idzie. więc wzięłam się za czytanie. jeszcze nie skończyłam. ale myślę że dzisiaj mi się już to uda.

kilka słów. i to nie tych powiedzianych tylko napisanych potrafi sprawić, że w żołądku mi się wszystko wywraca. a jeszcze nie wiem o co dokładnie chodzi. mogę się tylko domyślać na co i komu. na co nie mam pojęcia. komu... kurczę. chciałabym się dowiedzieć. kiedykolwiek się dowiem? tyle pytań. a tu jak na złość nie usłyszę odpowiedzi. może kiedyś. i znów zostało wszystko owiane tajemnicą która nie dana jest mi wiedzieć. a może i kiedyś.. może, może, może. niee. tak naprawdę to wieża. zbudowana z wiary.

i co ja na to poradzić mam, że tak małe coś sprawia mi tyle szczęścia i otula nutką nadziei. i może jestem naiwna. ale jak dałam Ci to skrzydełko nawet nie pomyślałam, że kiedyś będzie miało dla mnie tak wielkie znaczenie. znaczyło dla mnie wiele. bo przecież dałam je Tobie. tak zwyczajnie chciałam żeby coś dla Ciebie znaczyło. znaczyło, że zawsze będę Cię kochać. nie chciałabym żebyś kiedykolwiek mi je oddał. nie. o nie. to oznaczało by koniec. ale masz je dalej. nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką ma wartość. a może zdajesz.. a może nosisz je z przyzwyczajenia.? nie tej myśli naprawdę nie chcę rozważać. ale przecież... chyba tak po prostu byś go nie nosił. prawda? co ono dla Ciebie znaczy? tak bardzo bym chciała żebyś mi powiedział. czy jeśli bym powiedziała ile ono dla mnie znaczy czy byś je zwrócił? i teraz mogę sobie tak różnie odpowiadać na te różne pytania. wciąż jednak nie znam Twojej odpowiedzi. w tedy kiedy Ci je podarowałam. chciałam żeby to był taki drobiazg ode mnie który by Ci mnie przypominał. tak wiem. zostało już nazwane "skrzydłem nadziei by nie odleciała" wcześniej. a właściwie w tym samym dniu gdy je dostałam widziałam Cię. przechodziliście koło mnie. mama widziała jak się rumienię na Twój widok. i spytała czemu nie jestem z Wami. a w tedy łzy napłynęły mi do oczu. pamiętam ten dzień tak doskonale. pamiętam doskonale że to była niedziela. ale jaki dzień w kalendarzu? tak bardzo zła jestem na siebie, że nie mam łatwości do zapamiętywania dat. ale jestem pewna tego że to była niedziela. już w tedy pomyślałam, że chciałabym Ci je dać. i nadeszła ta chwila. podarowałam Ci je. tak jak i z tym skrzydłem całą siebie. i już nic na to nie mogę poradzić. nic.

Zaprowadziłeś mnie na tą piękną łąkę, o której teraz przychodzi mi jedynie śnić. Objąłeś mnie i w tedy powiedzieliśmy sobie, że w takim miejscu moglibyśmy mieć dom. W takim miejscu i w każdym innym mogłabym mieszkać byle byś był ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz