niedziela, 29 kwietnia 2012

Video Games








nie wiem jak to zrobię. jak wstanę jutro..
a jeszcze sobie trochę poczytam...




b.r.a.n.o.c.




Nie najlepiej mi się z tym wszystkim żyje...

sobota, 28 kwietnia 2012

Never let me go

można choć trochę więcej wycisnąć z życia.? mówić można, że nie osiągalne. nie osiągalne to wszystko. nieosiągalne jest to właśnie szczęście. wynikające z emocji. ze stanu emocjonalnego. szczęściem może być również zwykły fart. ile razy się było pięć centymetrów od śmierci.? ile razy znalazło się grosika do góry orzełkiem.? ile razy jadąc na rowerze jednak utrzymało się pion, mimo zawirowań nie tylko kół.? ile razy przez przypadek trąciło się najukochańszą osobę.? wspominać można. ale nie da się zliczyć. posumować. może i to fart ale również zawarte jest w nim trochę szczęścia. tego emocjonalnego. lecz tego nie dostrzegamy, nie pojmujemy. a czasem to więcej niż cud.

ile razy za dnia ze śmiercią z kosą mijam się w drzwiach.? ile to razy powinnam mieć już głowę odciętą.? a ile to razy ktoś podłożył mi nogę, a ja nieświadomie ją przekroczyłam.? jak to możliwe, że tak się dzieje.? igranie ze wszystkim...

Bolesław Leśmian- Dwoje ludzieńków
Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.

Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.

Nie widzieli się długo z czyjeś woli i winy,
A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.

A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.

I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia, bez jednego uśmiechu.

Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

Chcieli się jeszcze kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.

I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.

Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
By wrócić na ziemię - lecz nie było już świata. 


i wskoczą również buty- marzenie. gdybym miała więcej kasy poszłabym do sklepu i kupiła więcej par butów... 





          Malinkowe....


                niczym krew żylna i tętnicza..





em.. nie przechodzisz obok mnie całkiem obojętnie... wiem, że nie. ale i tak nie umiem tego nazwać...

 

piątek, 27 kwietnia 2012

Merry-go-round

w kółko to samo... można się porzygać.. i mieć już tego wszystkiego dość.

humory... (nie tylko moje)

wyrabiam normę. jak zawsze. bo przecież jest ok.. normalna rzeczywistość. świat ogromną i powiedzmy, że darmową karuzelą..




co jak co. ale słodki to on jest..  i w sumie nie taki drogi..

mimo złota są ładne. znaczy się.. możliwe, że tylko na zdjęciu.. ale cóż. na zdjęcie można popatrzyć..


I cóż z tego mam mieć.? Czego nadal chcieć? a w co wierzyć.? 
nadzieję.?

piątek, 13 kwietnia 2012

Man in the mirror

pełno pozytywnej energii z tej piosenki.. tekst napawa mnie siłą.. nie chcę niczego psuć. ale wydaje mi się że i tak mało to daje. musiałabym słuchać tego przez cały czas.. a tak się niestety nie da..

jestem właśnie po "Bękartach wojny". film intrygujący. dający trochę do myślenia..

uwielbiam męskie głosy. te z chrypką. te niezwykle męskie. te których można sobie wyobrazić płynięcie z ust mężczyzny. mężczyzny ze zdjęcia. barwa pełna sexu. szepcze namiętnie. chciało by się ucałować te usta, z których wydobywa się cudny dźwięk. w głowie toczy się walka między najlepszymi wyobrażeniami. boskie ciało. mięśnie. a włosy koloru kasztanowego lub brązowo-cynamonowego. w powietrzu czuć nadzwyczaj ostry zapach męskich perfum o przejrzystej nucie serca, która uwodzi każdą kobietę. zaciąga ją do łóżka by uwiązać ją siłą kobiecej słabości. delikatnie całuje jej szyję a ona chwyta go za gęste włosy dociskając mocniej do siebie. ubrania jakby same się zdejmują. po kolei odpinają się wszystkie guziczki, odsuwają wszystkie zamki. zsuwają się po smukłych ciałach i opadają na ziemię. czuć niezwykłość dnia. nagie umięśnione ciało, a tak delikatne, pieści bladą skórę kobiety. całując jej szyję schodzi niżej by zanurzyć się w piersiach. zaciąga się jej zapachem. ona pachnie najpiękniej na świecie, co dodatkowo wzmaga jego sexualność. językiem przeciąga w dół, schodząc do pępka. tam się zatrzymuje na chwilę. rękami obejmuje jej pośladki. wraz ze zjeżdżaniem jego języka w dół jego prawa ręka zbliża się do miejsca, którego tak pragnie. nie chciałby szybko skończyć na tym miejscu. ale wie doskonale, że jest to trudne do przezwyciężenia. opanowuje się i skupia się jeszcze na pieszczotach. jedynie nie zdołał się powstrzymać i ledwie zwilżył językiem wrażliwe miejsce. ona mocniej zacisnęła pięści w których trzymała jego włosy. nie dał za wygraną i gra jeszcze nie była skończona. dalej wiódł językiem, w górę. do pępka. po miejscu między żebrami, poprzez mostek, zahaczając i ssąc sutki, dalej w górę, znów po szyi. tym razem powiódł językiem za ucho. ona chwyciła jego członka. był już nabrzmiały. zaczęła wykonywać powolne ruchy. uniesienie obydwojga kierowało ich do jednego. zbliżanie się powiększonego członka do wilgotnej pochwy. poczuła już członka na skórze, po czym wyczuła go już w środku. zaczął od powolnych ruchów bioder. z chwili na chwilę stawały się te ruchy coraz szybsze. wzdychali oboje. uniesienie które było najprzyjemniejszą rzeczą, doprowadzało  prawie do omdlenia. nagle miliony plemników przedostało się do jej organizmu. jeszcze jeden ruch i odpadł delikatnie na jej ciało. pozostał w niej jeszcze przez chwilę. wyjął swojego członka powoli i delikatnie. po czym opadł obok niej na łóżko. oboje byli w niewyobrażalnie błogim stanie. plemniki zaczęły już swoją podróż. napotykając wiele barier a jednak przedostając się z chwili na chwilę coraz głębiej. wiele ginęło po drodze. ale najsilniejsze płynęły dalej by dopełnić to co najważniejsze do ich spełnienia. ani on ani ona nie wiedzieli jaka walka toczy się o jedno jajeczko. leżeli tak przez dłuży czas. wodząc jedynie po sobie rękami. po czym zasnęli. w niej setki plemników wciąż walczyły. jeden wyraźnie był bardziej żywy i posuwał się szybciej od wszystkich. po pewnym czasie dotarł do tej wyśnionej komórki, wniknął w jej wnętrze. jak się okazało szybkość przyczyniła się do przedłużenia rodu. był to plemnik posiadający chromosom Y.  Z chwili przyjemności, spędzonej w nadzwyczaj ludzki i banalny sposób, powstało nowe życie...


z dedykacją dla E. 


Marzę by mieć z Tobą dzieci, by spędzać z Tobą tak przyjemne chwile...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Forever.

koniec świąt. do szkoły. nie możliwe.. tak się nie chce.. nieporozumienie jakieś. powinno być dwa razy więcej wolnego. i więcej..

In the brightest hour
Of my darkest day
I realized
What is wrong with me.
Can't get over you
Can't get through to you

chciałabym coś zrobić, coś zmienić. już to kiedyś pisałam.. męczy mnie to.. i denerwuje.

znalezione nie kradzione 10 zł. 

antyspołeczna...

Ciężko oprzeć się pokusie, by na Ciebie nie spojrzeć.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Strawberry Fields Forever

kolejne święta już minęły.. w sumie jeszcze nie do końca. ale czuję się jak bym w ogóle świąt nie miała. więc jeden dzień w tą czy tamtą.. nie robi znacznej różnicy.. a we wtorek na placki.. w te święta jedzenia pod dostatkiem. w sumie aż za dużo. nie możliwością jest by wszystko zjeść co się chce. jedynie oczy jedzą a żołądek z utęsknieniem i zazdrością woła ale już nic więcej nie może zmieścić.

jutro szykuje się zabawa. zobaczymy jak będzie. jak na razie nie mam butów... czy będę mieć.? kuuurczę. nie fajnie, nie fajnie. te buty muszą być. inne się nie nadają. nie wiem jak to zrobię. nie wiem. ale...
ale może nie skończę..

Amelcia dostała rybkę. dużo uciechy. nawet z tego że "sra" do akwarium. Marcela zrobiła jej nie mały prezent. jak by miała rybka zdechnąć to w sumie Melek w miarę jest na to nastawiona. mówiła, że jak zdechnie to włoży ją do pudełka od zapałek i zakopie. tak że jest ok. rybka fajna rzecz. wisienka.

nie. to wcale nie znaczy, że ja nie kocham. bo to nie tak. wystarcza sił tylko na uśmiech na nic więcej. nawet przy słowie "hej" zaczynam się gubić. i plątać. z resztą na dzień dzisiejszy wydaje mi się to wszystko bez sensu. nie wiem jak by to mogło być inaczej. nie mówię, że nie chciałabym. ale nie mogę wyobrazić sobie tego wszystkiego, gdyby było inaczej. obecnie brak czasu. szkoła. sprzątanie i niedziela. brak czasu, szkoła, sprzątanie i niedziela. i tak w kółko. nie wiem czy coś się zmieni. a może już się zmieniło. wszystko się zmienia. nie wiem jak mogłabym to ogólnie objąć. nie wiem.

mimo... mimo tego.. mimo tego wszystkiego.
nad wyraz dobry humor.

nie moja wina, że lubię tańczyć w samej bieliźnie gdy jestem sama w domu. lubię głośną muzykę. nic tak mnie nie relaksuje... lubię wystukiwać rytm. i w takt kiwać głową. lubię chudość i kościstość. nawet tą do przesady. lubię słuchać jednej piosenki 10 razy pod rząd. lubię rozmawiać.. ale nie tak krótko. lubię zdjęcia. lubię małe dzieci. lubię czytać do późna. luuuubię czekoladę tą pełno mleczną. lubię się wygłupiać dla siebie. lubię kooooty.! nie moja wina, że...

no nie mogę się zebrać. jutro.. ja na prawdę chcę te buty.. w głowie mówię sobie, że muszę je mieć na jutro.. nie wiem czy nie pójdę jutro w kozakach. bo chyba nie mam innego wyjścia. śnieg po prostu zaskakuje. więc w sumie będę mieć trzy pary butów. zobaczymy.. od rana ogarnianie. no i śmingus dyngus. kiedy ja się wyśpię.?


niewinne kocham Cię nadal ukrywa mi się w głowie. i od czasy do czasu puka do serca ponieważ pragnie łezki w oku...

piątek, 6 kwietnia 2012

Charlie Charlie

brak czegokolwiek.
nawet cisza już nie jest ta..

dziś.. em. nie lubię sprzątania. jak chodzę po sklepach to ogarnia mnie, żal, że nie mogę mieć tego, czy tamtego. bo zwyczajnie mnie nie stać. kupiłam nareszcie te wkładki do butów. i jeszcze kupiłam białe rajstopy. wybrałam tę samą spódnicę. i mam nadzieję, że historia się nie powtórzy.
jestem nazbyt monotonna.

pierwszy raz piekłam babki. wyszły takie jak jakieś bulwy. myślałam, ze wyjdą jakieś zakalce. ale są całkiem całkiem do zjedzenia.
A; uwielbiam babki
M; to coś chyba z tobą jest nie halo
A; jestem impresjonistą.

te święta. te właśnie. chyba nic sobie nie odpocznę. a jedynie się zmęczę. takie są zawsze święta. ale całkiem ok. chyba. zobaczymy jak już miną..

teraz demotywatory demotywują by na nie wchodzić. zresztą jak wiele inny rzeczy aż demotywuje. niszcząc doszczętnie.

dzisiaj po raz kolejny szłam w deszczu myśląc właśnie o tamtym dniu, w którym deszcz padał na nas niemiłosiernie. a my. bez parasoli. skakaliśmy po kałużach. przemoknięci doszczętnie. ciuchy się lepiły. trampki farbowały skarpetki. ta błogość. to szczęście. coś niesamowitego. chciałoby się przeżyć to jeszcze raz.

codziennie podąża za mną, jak cień, myśl, że za niedługo się zestarzeję. że nic w życiu się nie zmieni. może jedynie to, że będzie ono pędziło jeszcze szybciej. nie będzie go można ogarnąć. pozostaną te wspomnienia które teraz krążą w mojej głowie. na budowanie nowych, nie będzie czasu. te myśli mnie dręczą, mówią o głupocie i naiwności. o niczym więcej..

Nocami nie śpię. Nie śpię, bo myślę; co by było gdyby.. co by było gdybyś teraz mnie zechciał..