środa, 23 lutego 2011

mi

głupawy dzień. polski. oby nie było nic z tym zeszytem. żeby nie było kłopotów. nudne lekcje jak nie wiem. spać mi się chciało jak nie wiem. jak przyszłam do domu i tylko zjadłam obiad od razu poszłam spać. i spałam coś do 20. i dalej się nie wyspałam. to jest okropne. katar jest okropny. ale przynajmniej sobie spać mogę. tyle, że dziś mama zrobiła mi wykład na temat bardzo ciekawy. czyli dlaczego ciągle choruję. słuchałam jednym uchem wypuszczałam drugim. a gdy to mi się znudziło. w połowie jej zdania wstałam i poszłam.. no cóż. pogadała sobie przynajmniej... a mi to wisi...

dziś położę się wyjątkowo wcześnie spać. to jest bardzo dziwne. na jutro jeszcze nic nie umiem. ale ciul. zrobiłam zadanie na PO. niczego więcej nie zamierzam robić. w sumie zamierzam. zamierzam sobie oglądnąć film...

pada śnieg. i wciąż pada. spadają piękne płatki z nieba. a słońce jest owiane mgłą. noc staje się nie taka czarna. ale jest ciemna choć nam się nie wydaje.

jutro chyba będę mieć angielski. wolałabym przyjść i sobie pospać. no ale cóż. dodatkowy angielski mi jest potrzebny. bo z tą babą nie idzie się nawet dogadać. ona jest okropna. jak tak będziemy się wlec to ja nie wiem co my zrobimy..

opadam z sił. najchętniej bym sobie coś poczytała. ale no. lampka się zepsuła. brakuje mi czytania. a mam książki. mam dość sporo.. w zasadzie to muszę iść oddać. bo znowu będę musiała zapłacić.. a nie mam kasy. mama jak na razie czyta te książki. w sumie jak na mamę to dość szybko. przeczytała już 3 książki. a ja chce skończyć ostatnią część zmierzchu- przed świtem. ciekawe kiedy ją skończę czytać...

Dotknij mojej dłoni. Dotknij tak jak kiedyś. Chcę czuć, że jesteś obok...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz